A A+ A++

Wreszcie udało nam się rozegrać komplet meczów w kolejce Ekstraklasy. Spodziewaliśmy się, że przez to będziemy mieli też wysyp kontrowersji. Ale w kwestiach sędziowskich działo się nadspodziewanie mało. Skandali nie uświadczyliśmy. Mało tego – ani razu nie usłyszeliśmy skandowania przyśpiewek obrażających arbitrów.

Bo wiecie – nie było kibiców. Heh. Ale zupełnie poważnie – to była dość czysta kolejka. Zarówno jeśli chodzi o faule, jakieś piłki stykowe czy wątpliwe rzuty karne. W ośmiu meczach dopatrzyliśmy się tylko jednej kontrowersji, przy której sędziowie (również ci z VAR) zaspali. Czyli nie było źle.

Spalone minimalne, ale słuszne

Największy problem w tej kolejce był ze spalonymi. A właściwie z golami strzelanymi ze spalonych. Na szczęście nie oglądaliśmy takiego aptekarstwa, jak w derbach Liverpoolu, ale mieliśmy np. nieuznanego gola przez wystający poza linię ofsajdu tyłek. W roli głównej – tyłek Jakuba Kamińskiego.

Był pewne zastrzeżenia co do tej decyzji arbitra. Nawet nie chodzi o nieuznanie gola, bo spalony jest wyraźny. Ale o to, że sędzia nie wrócił do faulu na Puchaczu, po którym zastosowano korzyść. Sęk w tym, że Kolejorz korzyść uzyskał – Ramirez mógł podawać do Kamińskiego, a że podał na spalonego, to już nie wina arbitra. Generalnie z tym daniem korzyści to trochę ja z szarą strefą – czasami sędziowie wracają dwie sekund, czasem pięć. Czasem po podaniu, czasem bez podania. Natomiast trudno tu się dopatrywać jakiegoś skandalicznego błędu.

Podobnie było z minimalnym spalonym Jimeneza w meczu z Rakowem. Podobnie jak w Białymstoku – akcja piękna, ale szkoda, że napastnik pospieszył się o ułamek sekundy.

Karne, które średnio się podobają

Generalnie z rzutami karnymi jest tak, że warto by było, gdyby to przewinienie na „wapno” było wyraźne. Wiecie, faul i tyle, a nie szukanie kontaktu lub co było najpierw – kontakt czy upadek. Dlatego rzut karny dla Lecha Poznań średnio nam się podoba. Oczywiście, kontakt jest. Bodvarsson stuka w kostkę Tibę. Ale to wystrzelenie nóg w powietrze, ten krzyk…

Więcej tu szukania karnego niż realnie faulu, ale trudno nam też uznawać taką decyzję arbitra za błędną. Zresztą podobna sytuacja była w starciu Lechii z Pogonią. Tam Saiefa w podobnej sytuacji stuknął w nogę bodaj Malec. Piłkarz Lechii też wystrzelił nogi w powietrze, ale zrobił to o tempo za późno i nie nabrał arbitra.

Mniej wątpliwości było co do jedenastki dla Zagłębia Lubin. Chociaż też trudno wyzbyć się wrażenia, że nadrzędnym celem Drazicia w tej akcji jest wejście w pole karne z przekonaniem „cholera, byle mnie ktoś dotknął w łydkę”.

Ale obu karnych nawet nie tykamy w weryfikacjach. Jak śpiewała Budka Suflera – tak ten świat złożony jest.

Cracovii zabieramy zwycięstwo

Nie ma wątpliwości co do tego, że Sadiković był faulowany w polu karnym Piasta Gliwice. Problem w tym, że pomocnik „Pasów” przed wejściem w pole karne ewidentnie faulował Sokołowskiego.

Między tą walką o piłkę, a faulem w polu karnym gliwiczan mijają ze dwie sekundy. I zadziwiające jest to, że VAR do tego faulu gracza Cracovii nie wrócił. Przewinienie jest klarowne – Sokołowski wystawia głowę, piłka by go w tę głowę trafiła, ale Sadiković atakuje do łokciem/przedramieniem, odpycha i powala na ziemię. Oczywisty faul. Dlatego Cracovii tego gola zabieramy i weryfikujemy rezultat na 0:0.

I oto Niewydrukowana Tabela po siedmiu kolejkach:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLEGIONOWSKI. Ubiegłej doby wykryto 35 zakażeń koronawirusem
Następny artykułCejrowski: Giertych to adwokat mafii