”Na całym świecie następuje degradacja elit od czasu, jak Włosi wybrali Ilonę Staller znaną jako Cicciolina, na posłankę. Przypadkowych ludzi, pokręconych, medialnych gwiazd albo różnych piosenkarzy i dziwaków, którzy trafiają do parlamentów, nie brakuje. Tak samo jest w Polsce. Część parlamentarzystów zostało posłami zupełnie przypadkowo. Nie mają o niczym pojęcia i ich działania, sposób wypowiadania się, często wulgaryzują prace Sejmu” – ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Wojciech Polak.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
—Owsiak pochwalił wulgaryzmy na protestach. Odpowiedział mu prof. Bralczyk: Nie chciałbym, żeby stały się czymś akceptowanym
— Co za agresja! Wulgarne hasła: „Wypi…….!”; „Jeb.. PiS!” i kamienie w funkcjonariuszy. Tak wczoraj protestowały feministki
— Wulgaryzmy w czasie demonstracji i protestów? Wyborcy Koalicji Obywatelskiej są za, wyborcy Prawa i Sprawiedliwości przeciw. SPRAWDŹ
wPolityce.pl: Mając na uwadze chociażby mijający rok, co można powiedzieć o jakości polskiej debaty publicznej? Jakby ocenił Pan jej poziom?
Prof. Wojciech Polak: Na jakość polskiej debaty publicznej wpływa przede wszystkim jakość opozycji, ludzi o poglądach opozycyjnych. Niestety, taka jest ich mentalność, że nie mają na celu polemiki. Wiadomo, że opozycja jest od czepiania się i tego nie będziemy podważać. Szuka dziury w całym. W wielu państwach na świecie opozycja ma przeświadczenie, że działa dla dobra wspólnego. Dlatego nawet w tradycyjnych systemach demokratycznych, na przykład w brytyjskim, pewne rzeczy są świętością. To na przykład polityka zagraniczna, do której opozycja się nie wtrąca, zakłada, że w pewnych sprawach musi być solidarna z rządem. Tak jest w najważniejszych sprawach – zdają sobie sprawę, że nie można negować wszystkiego tylko po to, żeby negować. Oczywiście, że trzeba patrzeć rządzącym na ręce i wskazywać błędy, ale z drugiej strony, w pewnych sprawach nie wolno przesadzać. W Polsce czegoś takiego nie ma. Można powiedzieć, że w naszym kraju w zasadzie jest stosowana reguła „im gorzej, tym lepiej”, czyli storpedujmy, skrytykujmy wszystko, cokolwiek rząd robi, działajmy na forum międzynarodowym tak, żeby Polska musiała się tłumaczyć za wprowadzane zgodnie z prawem – także z prawem unijnym – reformy. Byle tylko uderzyć w rząd, byleby go osłabić i spowodować zmianę władzy, ponieważ trudno im czekać trzy lata do wyborów, więc próbują doprowadzić do kryzysu, który będzie skutkował zmianą władzy. To żądza władzy, chęć przejęcia jej za wszelką cenę. O jakiej więc jakości debaty możemy tutaj mówić?
Jaki udział w tym wszystkim ma telewizja?
Niektórzy twierdzą, że mamy tutaj pewne przechylenie proporcji, jeżeli chodzi o środki masowego przekazu. Wiadomo, że telewizja rządowa jest pro-rządowa i opozycję bardzo ostro krytykuje. W zasadzie telewizja powinna być neutralna, według pewnych modeli stosowanych na Zachodzie. Z drugiej strony, gdyby zastosować w Polsce system telewizji neutralnej, to rezultat byłby taki, że mielibyśmy neutralne kanały rządowe, które wyrażałyby racje zarówno rządu, jak i opozycji, plus kanały opozycyjne w stosunku do rządu, które uderzałyby w rząd ile by mogły. Trudno więc mówić o jakichś proporcjach. Uważam, co zawsze podkreślam, że w Polsce, w praktyce jest system telewizji francuskiej. Tam jest pięć kanałów rządowych. Po wyborach rząd dostaje trzy kanały, a pozostałe dwa przypadają opozycji. Trzy kanały są pro-rządowe, a pozostałe dwa atakują rząd ile tylko mogą. W Polsce mamy pewną modyfikację – kilka kanałów jest pro-rządowych oraz mamy kanały silnie anty rządowe. Jest to jakieś wyjście, jakiś model pluralizmu, który nie zachwyca, ale wychodzi na to, że w praktyce nie ma innej metody. Inna rzecz, że kanały pro-rządowe oddają sporo głosu przedstawicielom opozycji, którzy mogą swobodnie mówić, co chcą. Generalnie debata polityczna, głównie z winy opozycji, stoi na niskim poziomie. Główną troską opozycji jest atakowanie rządzącym w zakresie wprowadzanych reform, a nie jakaś konstruktywna współpraca, choćby w duchu krytycznym.
Politycy powinni być jakąś elitarną grupą pod względem zachowań czy wyznaczania pewnych standardów, jednak to, co możemy zaobserwować w Sejmie i poza nim, jest co najmniej niestosowne. Czy tak być powinno? Czy nie odnosi Pan Profesor wrażenia, że niektórzy politycy znaleźli się w Sejmie zupełnie z przypadku?
Na całym świecie następuje degradacja elit od czasu, jak Włosi wybrali Ilonę Staller znaną jako Cicciolina, na posłankę. Przypadkowych ludzi, pokręconych, medialnych gwiazd albo różnych piosenkarzy i dziwaków, którzy trafiają do parlamentów, nie brakuje. Tak samo jest w Polsce. Część parlamentarzystów zostało posłami zupełnie przypadkowo. Nie mają o niczym pojęcia i ich działania, sposób wypowiadania się, często wulgaryzują prace Sejmu. To także dotyczy opozycji. W tej chwili wszystko jest poniżej pewnego poziomu. Trzeba powiedzieć, że są to także uroki demokracji. Zaczynamy się do tego przyzwyczajać.
Czy ta nienawiść do rządu, do Prawa i Sprawiedliwości, może być swego rodzaju trendem?
Tak, oczywiście. To trend opozycji, która przyzwyczaiła się do rządzenia. Pamiętamy, ile czasu była u władzy, ile wygrała wyborów. Przyzwyczaili się do władzy, do tego, że to oni rozdają karty. W tej chwili krytyka Prawa i Sprawiedliwości, rządu, jest totalna. Z drugiej strony, PiS, jako partia oparta o wartości tradycyjne i chrześcijańskie, budzi ogromną niechęć w Europie, ponieważ Europa jest liberalna, przesiąknięta wzorcami działań liberalnych, przesiąknięta trendami typu LGBT, gender, eutanazja, aborcja, przyzwoleniem na rozmaite rzeczy, które jeszcze 20, 30 lat temu uchodziły za patologiczne, a dziś są stawiane na sztandarach jako najważniejsze prawa człowieka. Całą Europę denerwują kraje, których rządy są konserwatywne, chrześcijańskie, jak to ma miejsce w Polsce czy na Węgrzech. Właściwie najprostszą metodą działania jest redukowanie do nacjonalizmu – podnoszenie, że to partie skrajne, nacjonalistyczne. Skrajne, bo odrzucają np. gender. Trudno z tym dyskutować, ponieważ nie ma mowy o jakichś merytorycznych argumentach. Ale Parlament Europejski jest w przeważającej części wypełniony ludźmi o tendencjach liberalnych, antykonserwatywnych i w istocie antychrześcijańskich. Nawet jeśli niektórzy deklarują, że są chrześcijanami, to jak można być chrześcijaninem i chodzić ze sztandarami LGBT lub być zaprzysięgłym zwolennikiem aborcji i eutanazji. To są tylko deklaracje. Pomieszanie pojęć, pomieszanie wartości jest olbrzymie. Jeżeli ktoś występuje jasno i prosto – jak robią to eurodeputowani PiS – to są określani jako faszyści, jako skrajni nacjonaliści, fundamentaliści.
A czy nie chodzi też o to, aby utrwalić obraz Polski jako miejsca szowinistycznego, rasistowskiego, homofobicznego?
Co najgorsze, są to próby fałszywe. To działania, które podejmują unijni politycy, ale są one inspirowane przez rządy państw Zachodu. Są one jednak popierane przez nasza krajową opozycję. Najgorsze, że łączy się to z kłamstwem. W Polsce nikt z powodu tego, że jest homoseksualistą, zwolennikiem gender czy feministką nie jest prześladowany, o ile nie łamie prawa. Inna sprawa, że polskie ustawodawstwo nie uznaje pewnych przywilejów, typu małżeństwa homoseksualne uważając, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny, co mamy zapisane w Konstytucji. Mamy prawo do takich zapisów i nikt nie powinien się do tego wtrącać. Niestety, opowiada się bzdury, że w Polsce napada się na homoseksualistów, że są prześladowani, że w Polsce są jakieś „strefy wolne od LGBT”. Dyskutowanie z tym, tłumaczenie, że nie jest się wielbłądem, jest sprawą beznadziejną. Zawsze zastanawia mnie, na ile te działania europejskie są inspirowane przez poszczególne rządy, dla których osłabienie Polski jest na rękę.
To znaczy?
Polska gospodarka rozwija się nieźle, jesteśmy konkurentami w wielu dziedzinach gospodarki, usług czy transportu, więc trzeba nas ukrócić. I mamy na przykład Holendrów, którym nie podoba się rozwój Polski. Dla Niemców polskie sukcesy gospodarcze są solą w oku, ponieważ oni najchętniej zrobiliby z nas swoją kolonię. Francuzi sami podupadają gospodarczo, więc każdy kraj, który się rozwija, jak Polska, jest dla nich wrogiem. O Polsce pisze się bzdury o rzekomych prześladowaniach, łamaniach praw człowieka. Tak naprawdę Polska jest najbardziej wolnościowym krajem w Europie. Jednak te kłamstwa są rozpowszechniane także po to, żeby osłabić naszą pozycję gospodarczą, żeby móc ingerować w nasze sprawy, by móc np. odbierać nam dotacje.
Zapytam jeszcze o protesty Strajku Kobiet. Wulgarny język, ataki na Kościół, wyzywanie księży, przerywanie Mszy św. – nie ma innej możliwości, innego pomysłu na zdobycie poparcia, jak tylko agresja?
To problem złożony. Jest to również problem młodego pokolenia, często o poglądach liberalnych, które niestety odeszło od Kościoła, odeszło od wiary i zasad moralnych, a na dodatek w tym momencie znajduje swoje pięć minut. Uchwała Trybunału Konstytucyjnego była pretekstem do tego, by pokazać, że oni też walczą: wasze pokolenie miało „Solidarność”, walczyliście na ulicach, działaliście w konspiracji, to my też jesteśmy bohaterami, bo wychodzimy na ulicę. Chociaż Marks nie napisał nic mądrego, to jedno zdanie jest godne uwagi: historia się powtarza jako farsa. Niestety, pokolenie liberalnej młodzieży, które chce mieć swoje pięć minut, wychodzi na ulice w czasie zarazy. Odstawia właściwie pewną farsę: brutalizacja wszystkiego, ordynarne hasła, ordynarne metody, wchodzenie do kościołów, niszczenie elewacji. To wskazuje na to, że część młodzieży jest niestety ogarnięta liberalnymi tendencjami, co jest problemem. Można było się domyślać, że takie nurty przyjdą do nas z Zachodu, że się utrwalą, że jak skończy się walka z komunizmem, to zacznie napływać inny nurt. Jednak nikt chyba się nie spodziewał, że będzie to aż do tego stopnia.
Czy Pan Profesor widzi szansę na zakończenie tego szaleństwa, na rozładowanie emocji?
Napięcia będą, ale czas robi swoje, uspokaja. Wydaje mi się, że impet tego rodzaju działań wygaśnie. Paradoksalnie, na napięcia wpływa także epidemia. Różne formy ludzkich aktywności, spotkania – to zostało zahamowane. Ludzie, wychodząc na ulicę i krzycząc, właściwie niejako spotykają się, integrują. Gdy wszystko wróci do normy, te metody też stracą na popularności. Myślę, że jest wyraźny związek epidemii ze strajkami kobiet, z manifestacjami na ulicach. Wydaje mi się, że szczepionka na koronawirusa jest jedyną nadzieją na szybkie opanowanie. Zdaję sobie sprawę z różnych opinii na jej temat, ale chyba nie ma innego wyjścia. Jeśli okaże się skuteczna, to rzeczywiście epidemia zostanie silnie zredukowana i będziemy mogli wrócić do normalności – zarówno pod względem gospodarczym, ale także społecznym.
Rozmawiała Weronika Tomaszewska
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS