Na terenie lotniska na warszawskim Bemowie odbył się jedyny w tym sezonie koncert młodego stołecznego rapera, Maty. To nie był oczywiście przypadkowy termin – dzień wcześniej premierę miał drugi album artysty, zatytułowany “Młody Matczak”. I… z miejsca okazał się najlepiej sprzedającą się płytą w Polsce – w zaledwie 21 godzin od premiery raper odebrał na scenie podwójną Platynową Płytę. Piosenki z tego krążka były podstawą repertuaru koncertu.
Nie może być żadnych wątpliwości: to było wydarzenie bez precedensu. Oto bowiem w momencie, kiedy większość rodzimych artystów i artystek cierpi, nie mogąc drugi rok prawie wcale grać koncertów i występować na festiwalach, młody raper na lotnisku na Bemowie staje na największej scenie w Polsce, a pod nią gromadzi się liczony w dziesiątkach tysięcy tłum, niewidziany w Polsce na koncercie od jesieni 2019 roku.
Młody raper przez pandemię nie miał szansy budować swojej kariery w tradycyjny sposób: najpierw grając koncerty dla koleżanek i kolegów z klasy na Dniach Szkoły, potem objeżdżając studenckie kluby w całym kraju, a po nich większe sale, dochodząc wreszcie po kilku latach do poziomu występów halowych. Mata skutecznie przeskoczył kilka z tych etapów – od małych koncertów przeszedł od razu do największego występu w Polsce od wielu miesięcy. Obciążenie musiało być ogromne.
Ale Matczak poradził sobie bez żadnego problemu, w porywający sposób wpisując się dwiema godzinami swojego koncertu do najnowszej historii polskiej muzyki.
I zupełnie w tym nie przeszkadzało, że – zwłaszcza na początku występu – bywały momenty, kiedy młody raper i koledzy z jego ekipy wokalnie wyraźnie sobie nie radzili, ale co najmniej od kilku dekad wiadomo przecież, że głos pokolenia może czasem fałszować i mieć chrypę. No i każdy utwór śpiewały z nimi dziesiątki tysięcy gardeł zachwyconych fanek i fanów. Ale im dalej, tym lepiej: po początkowej tremie i problemach szybko nie było śladu.
Na dodatek Matczak znakomicie sprawdził się jako raper, frontman, performer i aktor, ktoś kto z powodzeniem potrafi skupić na sobie uwagę przez dwie godziny i ciągle zaskakiwać czymś nowym.
Niemal szokujące były jego pewność siebie, panowanie nad energią wieczoru, budowanie dramaturgii i niemal organiczny kontakt z publicznością – wielu scenicznych wyjadaczy nie ma takiej naturalności w tych sprawach po latach na scenie, Mata ma to w momencie, który można uznać w zasadzie za start jego kariery.
Publiczność je mu z ręki, wtedy kiedy artysta każe jej śpiewać, skakać, a nawet biegać w kółko pod sceną. Mata podbijał serca nie tylko zagadywaniem, uśmiechami, puszczaniem oka, przebieganiem wśród widzek i widzów, i przybijaniem z nimi piątek, ale także takimi momentami jak ten, kiedy w połowie piosenki przerwał koncert, bo zauważył, że ktoś w tłumie poprosił o wodę.
Koncert robił też wielkie wrażenie produkcyjnym rozmachem. Scena była ogromna, przystrojona ciekawą scenografią – były nawet słynne “schodki” z jednego z pierwszych przebojów Maty. Warstwę wizualną koncertu znakomicie uzupełniał też ogrom efektów świetlnych, laserowych i pirotechnicznych. W romantycznym utworze o miłości, cała scena zapłonęła np. kiczowatym, ale na swój sposób uroczym różem.
Wiele utworów ozdobionych było specjalnie przygotowanymi wizualizacjami, podczas wielu innych na scenie ciekawe choreografie wykonywał spory zespół taneczny – w utworze o legalizacji marihuany jego członkinie i członkowie pokazywali skomplikowane układy pod sztandarami Jamajki.
Nie brakowało też innych ciekawych pomysłów: podczas utworu o seksualnych podbojach, kilka skąpo odzianych dziewcząt smarowało rapera bitą śmietaną w sprayu, którą potem zlizywały z jego klatki piersiowej, przy innej, nastrojowej, piosence przez scenę sunął z kolei symboliczny kondukt pogrzebowy.
Wieczór robił także wrażenie imponującą listą gości. Obok Maty stanęła tego wieczoru na scenie spora część czołówki młodego polskiego rapu. Najgoręcej zrobiło się, kiedy z kulis wypadła Young Leosia – młoda raperka wykonała swój największy przebój, a na lotnisku rozpoczęły się naprawdę grube “hulanki”. “Kocham cię, Leosia” wrzasnęła jakaś dziewczyna, skutecznie przekrzykując tłum. Małym zawodem mogła być w tej kwestii tylko nieobecność Taco Hemingwaya, który gościnnie pojawia się na nowej płycie Maty. Na Bemowie można było tylko usłyszeć jego głos wyemitowany z komputera i zobaczyć na ekranach jego animowany awatar.
Nie było podczas tego koncertu zbyt wielu politycznych akcentów – w rodzinie Matczaków tymi sprawami najwyraźniej zajmuje się ojciec rapera, znany prawnik i krytyk poczynań władzy. A tłum na bemowskim lotnisku wyraźnie na to czekał: drobne polityczne akcenty w tekstach piosenek przyjmowane były gorącym aplauzem.
Najgłośniejszy był wtedy, kiedy padły słynne wulgarne słowa w stronę prezesa TVP z piosenki “Patoreakcja”. Tekst: “Jacek Kurski, ch.. ci w dziąsło” zabrzmiał tak głośno, że słychać go było chyba na drugim końcu Warszawy, w siedzibie reżimowej telewizji. A w każdej przerwie między utworami tłum zgodnie skandował “J..ać PiS”.
Koncert zakończył się symbolicznym wydarzeniem: Mata wsiadł do śmigłowca i odleciał. To był wyrazisty gest: ta scena, to lotnisko z pewnością stało się dla niego miejscem startu do lotu bardzo wysoko.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS