A A+ A++

Mateusz Demski: 31 grudnia 1999 roku. Młody niezadowolony z&nbspżycia człowiek wchodzi do studia telewizyjnego z&nbsppistoletem w&nbspręku i&nbspbierze dwójkę zakładników. Zanim przejdziemy do szczegółów tej historii, muszę zapytać cię o&nbspczas, w&nbspktórym rozgrywa się akcja “Prime Time”. Zakładam, że wybór daty nie był przypadkowy.

Jakub Piątek: Nie był. Z&nbsppraktycznych powodów na pewno łatwiej nam było opowiedzieć taką historię właśnie w&nbsp1999 roku. Medium, którym operujemy w&nbspfilmie, czyli telewizja, niepodzielnie królowała na przełomie wieków. Przesunięcie akcji filmu w&nbsptamten okres pozwoliło podbić stawkę, a&nbspprzy tym umotywować działania bohatera.

Gdybyśmy pozostali przy czasach współczesnych, to Sebastian miałby zapewne w&nbspkieszeni smartfona i&nbspmógłby nadawać wtargnięcie do studia telewizyjnego w&nbspsieci, omijając swobodnie wszelkie procedury. No ale z&nbspdrugiej strony, ta końcówka lat 90. to czas, który jest mi gdzieś osobiście bliski.

Dobrze pamiętam nastroje panujące wówczas w&nbspspołeczeństwie. To widmo końca “czegoś” unoszące się w&nbsppowietrzu. To oczekiwanie na nadejście nowego, być może lepszego świata i&nbsprównoczesne obawy związane choćby z&nbsppluskwą milenijną. Ludzi straszono nastaniem wielkiego chaosu –&nbspwyłączeniem komputerów, elektrowni i&nbsptym, że pieniądze nagle wyparują z&nbspbanków. Niektórzy naprawdę uwierzyli, że świat wkrótce się skończy.

A my wciąż żyjemy, nic takiego się raczej nie stało.

Właśnie. Nie nastąpił przecież żaden przełom, niewiele też od tamtego czasu się zmieniło. Zagłębiając się w&nbspmateriały archiwalne z&nbsp1999 roku, które później wykorzystaliśmy w&nbspfilmie, dostrzegliśmy, że bardzo wiele rzeczy stamtąd rymuje się z&nbsprzeczywistością, którą aktualnie widzimy za oknem. Minęło dwadzieścia lat, a&nbspjednak wciąż protestujemy przeciwko tym samym rzeczom. Jak się okazuje, te same grupy są ciągle pomijane i&nbspzmuszane wychodzić na ulicę w&nbspobronie swoich praw.

Z tą różnicą, że telewizja to była wówczas wyrocznia, nadrzędna instancja dla prostego, pogubionego, wychodzącego z&nbspkomuny ludu. Mam poczucie, że to przybyłe zza oceanu medium pochłonęło i&nbspuzależniło Polaków na kilka ładnych lat.

Ja też –&nbspjak pewnie wielu moich rówieśników –&nbspwychowałem się w&nbspdomu, gdzie telewizor stał w&nbspcentralnym punkcie dużego pokoju. Wiele moich pierwszych doświadczeń filmowych jest związanych właśnie z&nbsptelewizją, nie mówiąc już o&nbsptym, że pochodzę z&nbspmiejscowości, gdzie przez pewien czas nie było kina. Tylko telewizja gwarantowała kontakt ze światem, a&nbspzarazem była odskocznią, taką kolorową wyspą.

Musimy pamiętać, że w&nbsproku 1999, czyli dziesięć lat po rozpoczęciu transformacji, coraz więcej ludzi zaczęło zadawać sobie pytanie, jak się żyje w&nbsptym kraju. Bardzo często ten bilans okazywał się ujemny. Według badań z&nbsptamtego czasu ponad połowa Polaków wolała powrotu do komuny.

Tak więc takim miejscem, mogącym zapewnić człowiekowi chwilę wytchnienia była, rzecz jasna, telewizja, w&nbspktórej wszystko wyglądało fajnie i&nbspbogato. A&nbspprzynajmniej tak było do czasu pojawienia się tzw. telewizji wysokiej rozdzielczości. Jest taka zabawna anegdota związana właśnie z&nbspprzejściem do jakości HD. Pracownicy telewizji byli tą rewolucją absolutnie przerażeni –&nbspnagle na ekranie zaczęły wyłazić szwy, nie dało się już ukryć mega biednej scenografii w&nbspwyższej rozdzielczości. Czar prysł i&nbspmusieli się dostosować.

No właśnie –&nbsptelewizja u&nbspswoich podstaw zakładała, że istotą jest zagłuszanie i&nbspzaklinanie rzeczywistości, a&nbsptakże budowa alternatywnego świata, który odpowiadałby na potrzeby odbiorców. Inna sprawa, że ludzie widzieli w&nbsptelewizji miejsce, gdzie mogliby wyrazić siebie i&nbspswoje poglądy. Taki jest ekranowy Sebastian –&nbspswoje przesłanie chce wyrazić na antenie podczas wejścia na żywo, poniekąd kusi go możliwość stanięcia w&nbspblasku reflektorów. To stawia go w&nbsppozycji bohatera naszych czasów.

Ja mam ciągle poczucie, że Sebastian jest przede wszystkim ulepiony z&nbspnaszych potrzeb i&nbspfantazji. Przede wszystkim z&nbspchęci spotkania kogoś takiego –&nbspkto ma odwagę zabrać głos, kto chce powiedzieć światu swoje głośne “nie”. Ale faktycznie jest coś narcystycznego w&nbspjego zachowaniu. W&nbspkońcu nie bez powodu do osiągnięcia swojego celu Sebastian wybiera właśnie telewizję.

A jeżeli już tak generalnie pytasz mnie o&nbspwspółczesne symptomy narcyzmu, no to ja uważam, że jest to choroba naszych czasów. Żyjemy przecież w&nbsprealiach kultury “obnażania”. Ludzie wokół informują nas o&nbspnajbardziej intymnych szczegółach swojego życia, a&nbspznakomita większość naszych znajomych prześciga się w&nbsppodkreślaniu, że to u&nbspnich wiedzie się najlepiej.

Korzystając z&nbspsocial mediów, wchodząc na Facebooka, najczęściej kończę z&nbspmini depresją. Oczywiście trochę żartuję, ale faktem jest, że w&nbspjednej chwili okazuje się, że wszyscy są super ubrani, jedli fajniejsze ode mnie śniadanie i&nbsptak w&nbspogóle mają się lepiej. Mamy więc dużą łatwość dzielenia się wszystkim, włącznie z&nbspnaszymi poglądami. Tyle że moim zdaniem zapadamy się przez to w&nbspkolosalnej kakofonii, co oczywiście, przynosi odwrotny skutek.

Masz na myśli, że nie jesteśmy w&nbspstanie się przebić. Faktycznie nie jesteśmy już w&nbspstanie poradzić sobie z&nbsptaką masą komunikatów i&nbsppowiadomień, tworzy się trudny do opisania informacyjny jazgot.

Tak, ale przy okazji powstaje jeszcze jedno, może nawet bardziej frapujące pytanie –&nbspczy nawet jeżeli mamy możliwość przebicia się, to czy potrafimy to dziś sensownie wykorzystać? Zwróć uwagę, że wszystko wokół nas w&nbspzatrważający sposób za sprawą nowych mediów się zdemokratyzowało. Jest już trochę tak, że w&nbsproli ekspertów od pandemii występują zarówno epidemiolodzy, jak i&nbsppiosenkarki, które siedzą z&nbspnimi po partnersku, na równi. Nagle okazuje się, że te głosy ważą tyle samo. A&nbspprzecież wcale tak nie jest.

My tak ciągle o tej społecznej podszewce, a przecież “Prime Time” to rasowy, misternie skonstruowany thriller, który budzi wiele kinofilskich skojarzeń. Wiem, że wasz scenariusz powstał wcześniej, ale mam takie poczucie, że ten motyw z wtargnięciem do studia może niektórym przywodzić na myśl choćby “Jokera” Todda Philipsa.

Podejrzewam, że z&nbsp”Jokerem” mamy po prostu wspólne inspiracje. Nowe Hollywood lat 70. i&nbsp”Król komedii” Martina Scorsese. To gdzieś z&nbspPhilipsem na pewno nas łączy. Ale takim chyba najważniejszym odniesieniem były dla nas filmy opowiadane w&nbspsposób kameralny, klaustrofobiczny, które rozgrywają się w&nbspjednej ciasnej przestrzeni. Takim filmem na pewno byli “Winni” Gustava Möllera, oglądaliśmy go razem z&nbspoperatorem, ale i&nbspaktorami. Innym przykładem jest “Pieskie popołudnie” Sidneya Lumeta –&nbspfilm, który w&nbspogóle się nie zestarzał, po latach trzyma w&nbspnapięciu, a&nbspktóry jednocześnie wpisuje się w&nbspformułę, czy też subgatunek hostage movie. I&nbspco więcej –&nbspciekawie go przełamuje.

“Pieskie popołudnie” ma to do siebie, że w&nbsppewnym momencie już nie tyle stawka, co kryjące się pod nią studium wielkomiejskiej alienacji, przykuwa człowieka do ekranu.

Nasz film też rozpoczynamy gatunkowo, ale z&nbspczasem utarte klisze ulegają złamaniu, dzięki czemu opowiadanie otwiera się na psychologię i&nbspto, co dzieje się między bohaterami. W&nbspogóle trochę ciężko jest mi sobie wyobrazić, że w&nbspdzisiejszych czasach opowiada się gatunkiem samym w&nbspsobie. Ja traktuję gatunek raczej w&nbspkategorii wytrychu do innych obszarów.

Zgoda, pewne klisze są oczywiście nie do uniknięcia i&nbspprzyklejają się do naszej historii mimowolnie –&nbsprelacja zakładników z&nbsposobą, która trzyma ich na muszce, syndrom sztokholmski, negocjacje policji. Ale potem to działanie na napięciach, z&nbsptaką obietnicą odkrycia wszystkich kart, ustępuje miejsca ludzkiemu dramatowi. To wszystko wynika też zapewne ze wspomnianych inspiracji i&nbspreferencji. W&nbsptakich “Winnych” historia od pierwszych minut trzyma w&nbspnapięciu, jako widzowie jesteśmy ciekawi, co się wydarzy. Ale najważniejsze, że jesteśmy ciekawi, co wydarzy się akurat z&nbsptymi konkretnymi bohaterami.

A jak budowanie tego poczucia klaustrofobii wyglądało już w&nbsppraktyce? Mam tutaj na myśli zarówno wrażenie zamknięcia w&nbspkontekście budowania przestrzeni, jak i&nbspna poziomie pracy z&nbspaktorami.

W tym kontekście mieliśmy wielki komfort, na który pozwolili nam producenci –&nbspKuba Razowski i&nbspKrzysztof Terej z&nbspWatchout Studio. A&nbspmam na myśli to, że nasz koncept został drobiazgowo przetestowany. Łącznie próby do filmu trwały cztery, pięć tygodni. Najpierw ćwiczyliśmy na sucho, a&nbspwięc przy stoliku, następnie w&nbspstudiu. Na koniec zrobiliśmy jeszcze dwa tygodnie prób już w&nbspkostiumach, z&nbsppełną scenografią i&nbspkamerami telewizyjnymi.

Wracanie codziennie do tego samego wnętrza, już samo w&nbspsobie wywoływało poczucie klaustrofobii. Tym bardziej, że zdjęcia powstawały na przełomie lipca i&nbspsierpnia –&nbspna zewnątrz było więc ciepło i&nbspsłonecznie, a&nbspmy siedzieliśmy w&nbspciemnym, zimny studiu telewizyjnym.

Z drugiej strony, długi okres prób wiązał się z takim założeniem, żeby “Prime Time” kręcić chronologicznie. Ten niezbyt często stosowany zabieg pomógł aktorom postawić się w sytuacji odizolowanych od świata bohaterów i przyjrzeć się ich przemianie. A jednocześnie pozwalał sprawdzić, czy przeprowadzenie 90-minutowej opowieści przez jedną zamkniętą przestrzeń – tak aby nie obrzydła ona widzowi – jest w ogóle możliwe.

Wspomniałeś o&nbspaktorach, trudno więc nie zapytać o&nbsppracę z&nbspBartkiem Bielenią. Z&nbsptego, co słyszałem, system emocjonalny tego filmu nosi jego wyjątkowo silne piętno.

Na samym początku Sebastian był postacią zapisaną na papierze, a&nbspwięc naturalnie że musiał on zostać przefiltrowany i&nbspdookreślony przez Bartka. Mieliśmy dużo czasu na wejście w&nbspten film, dzięki czemu Bartek mógł przygotowywać się do roli w&nbspsumie przez rok. Wtedy też dużo o&nbsptym bohaterze rozmawialiśmy. O&nbspkłębiącym się w&nbspnim poczuciu samotności, potrzebie akceptacji i&nbspwalce, którą prowadzi z&nbspwłasnymi demonami.

Zresztą jestem wyznawcą partnerskiego podejścia do pracy na linii reżyser-aktor. Myślę, że każdy bohater powinien być wynikiem spotkania kilku, czasem kilkunastu osób, a&nbspnajważniejszy w&nbsptym równaniu jest naturalnie odtwórca roli. Może nie będę zdradzał wielu szczegółów, ale Sebastian jest przede wszystkim taką wypadkową naszych różnych moich i&nbspBartka wrażliwości. Zawiera się w&nbspnim, to co myślimy o&nbspświecie, a&nbsptakże to, czego się w&nbspnim boimy.

“Prime Time” zbudowany jest wokół kategorii niepewności, pewnej obawy, co rymuje się zresztą z&nbspobecnym położeniem świata. Twój film trafia na Netfliksa, choć pamiętam, że jeszcze kilka miesięcy temu pod uwagę była brana tradycyjna dystrybucja kinowa. Dodajmy jeszcze, że jego międzynarodowa premiera miała miejsce na festiwalu Sundance, który odbył się w&nbsponline. Jak czuje się twórca, która wypuszcza swój debiut w&nbsptaki świat –&nbspdziwny świat, a&nbspprzede wszystkim inny od tego, który znaliśmy jeszcze przed rokiem.

Ten ostatni rok był w&nbspogóle poj…any. Przepraszam za wyrażenie, ale inaczej tego nazwać się nie da. Mam jednak świadomość, że nie jest to tylko mój problem, że nie jestem jedynym pokrzywdzonym i&nbspdebiutującym w&nbsptym czasie reżyserem. W&nbspzwiązku z&nbsptym trzeba było przyjąć rzeczywistość taką, jaka ona jest. Zarówno ostatni rok, ten obecny, a&nbspbyć może nawet przyszły, będą trudne dla filmowców, dlatego uważam, że i&nbsptak mieliśmy sporo szczęścia. Nasz film trafia na Netfliksa, premiera odbędzie się na kanapie, a&nbspja przede wszystkim cieszę się z&nbsptego, że film ma w&nbspogóle szansę trafić do widzów. To jest przecież clue tego, co robimy spotkanie z&nbspwidzem. Nieważne, czy w&nbsptakiej, czy innej formie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKoronawirus. Rząd przedłuża obostrzenia, ale z wyjątkami, chwali też Warmię i Mazury
Następny artykułZobacz co dalej z obostrzeniami? Są niewielkie zmiany już od poniedziałku!