A A+ A++

Jesień październikowa. Pod nogami szurają martwe liście, siąpi grypowo i w ogóle tylko machnąć ręką na cały świat i zaszyć się pod kocem. Ale trzeba dalej żyć. Pracować, starać się, dbać i nie tracić nadziei.

Ale jesień to też czas wspomnień. Nie tylko takich „całościowych” – o przeszłym życiu, o tym, co dotychczas, itp., itd. Wspomnienia to przecież także nie tak dawne wakacje. Pomimo pandemii wyjechaliśmy, byliśmy tu i tam, złapaliśmy letnie słońce dajmy na to nad morzem, na Mazurach czy gdzieś indziej. I było fajnie. Teraz jest, co wspominać. Przeglądać w komputerze czy telefonie zdjęcia, popatrywać na ciupagę kupioną na Krupówkach, na szklaną kulę z Łeby, w której zastygł na wieki plastikowy trójmasztowiec, jeszcze raz poczuć na podniebieniu smak kartaczy spod Suwałk, ach!… Bo były wakacje, luzik i w ogóle nikt nic nie musiał. I wspominamy. Przecież wszędzie lepiej, gdzie (już) nas nie ma. Ale czy naprawdę?

To powyższe wspominanie jeszcze bardziej smakuje w gronie tych, co z nami byli. „A pamiętasz?… Ale były jaja, co? A, słuchaj, tamto miasteczko, jak ono się nazywało?… No to zaraz, jak zeszliśmy z promu. Tam, gdzie jedliśmy te lody o smaku pizzy…” I niosą się wspominki, mnożą wakacyjne detale i jest cudnie. Ale do pewnej chwili. Tej słynnej, kiedy uświadamiamy sobie, że do następnych wakacji jeszcze tyyyle czasu!… Z dziesięć miesięcy!! Smętnieje wtedy mina i żal duszę ściska na myśl o krótkich zimowych dniach, o tej masie codziennej charówy, o niekończących się zawodowych obowiązkach…

Tymczasem tytułowe powiedzenie, że wszędzie lepiej, gdzie nas nie ma lubi zderzyć się z innym: wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Szczególnie, kiedy wracamy na przykład z dalekiej i niezbyt udanej podróży. Wtedy inaczej widzimy nasz dom. Lepiej. Jest o niebo przytulniejszy niż przed wyjazdem. „Stare kąty” już nie są takie banalnie zwykłe i szare. Dom to jednak dom – powtarzamy sobie w duchu. I zaczynamy doceniać, że na nas czekał i że w ogóle jest. I może pierwszy raz w życiu odkrywamy, że możemy po naszym swojskim domu chodzić z zamkniętymi oczami i wszędzie trafimy, i wszystko znajdziemy. To niby takie oczywiste, ale trzeba najpierw wyjechać daleko, „stracić” dom, żeby to zrozumieć.

W odpowiednich proporcjach wszystko jest dobre. I podróże, i dom. A że gdzie indziej lepiej? Hm, o ile to nie złudzenie, to tak może być. Ale przeważnie to tylko mrzonka. Chwilowe, urlopowe zauroczenie nowym miejscem, do którego miesiącami tęsknie wodziło się palcem po mapie. Jest, ale już za kilka dni zamieni się tylko w wakacyjne wspomnienie. A dom, choć z pozoru znany na wylot, jest prawdziwym światem. Bo w sumie to nigdzie indziej tak nie smakuje herbata i nigdzie nie ma naszego ulubionego fotela, nawet jeśli to „gdzieś daleko” jest zasobnym all-inclusive.

Na zakończenie niech mi będzie wolno, Szanowny Czytelniku, tak całą sprawę ująć: wszędzie, gdzie nas nie ma, lepiej, ale najlepiej… w domu.

 

Krzysztof Martwicki

 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZabójstwo Chaszukdżiego w konsulacie. Jego rodzina pozywa saudyjskiego księcia
Następny artykułCzęstochowski podróżnik chce opisać, jak zwiedził 100 krajów przed czterdziestką. Można mu w tym pomóc!