Te amerykańskie bazy wpinają nas w amerykańską sferę bezpieczeństwa, nie natowską nawet – amerykańską, o czym świadczy operacja Atlantic Resolve, którą w Polsce prowadzi się obok natowskich. Czyli w tej chwili zyskujemy po raz pierwszy od Jagiellonów pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, pewnego rodzaju pewność naszego bytu i mocno umocowaną suwerenną podmiotowość. Właśnie dzięki temu, że Amerykanie są tu w Polsce. To nas immunizuje przeciwko jakimś ruchom rosyjskim hybrydowym, jak wojna w Donbasie, czy aneksja Krymu
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Artur Wróblewski, politolog z Uczelni Łazarskiego.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
-Nowe szczegóły wizyty Dudy w USA. Nieoficjalnie: Na poziomie roboczym propozycja spotkania prezydentów w Białym Domu już do Polski dotarła
-Szef MON i ambasador USA na DEFENDER-Europe. Mosbacher: Trumpa i Dudę łączy silna więź. Dowody zapewne zobaczymy wkrótce
wPolityce.pl: W najbliższych dniach ma dojść do spotkania prezydenta Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem. Czy należy spodziewać się spektakularnych, przełomowych decyzji?
Artur Wróblewski: Jest to ciekawe pytanie, natomiast, w jakim sensie przełomowych? Wydaje się, że to spotkanie w Waszyngtonie raczej potwierdzi kilka rzeczy, o których już wiemy. Nie będzie jakiegoś wielkiego zaskoczenia i wielkiego przełomu dlatego, że tak naprawdę pewien przełom nastąpił już w czasie wizyty prezydenta Dudy w Waszyngtonie we wrześniu 2018 roku i potem w deklaracji w czerwcu 2019 roku, kiedy zadecydowano, że Amerykanie zwiększą swoje oddziały w Polsce o tysiąc żołnierzy, a w ogóle, że być może – tak myśleliśmy we wrześniu 2018 roku – będzie Fort Trump, czyli taka stała baza wojsk amerykańskich. Okazało się, że pewnie będzie jednak ta obecność stała, ale rotacyjna. Z tego powodu już mieliśmy deklarację o wzmocnieniu liczbą tysiąca osób żołnierzy amerykańskich w Polsce. Amerykanie prowadzą tu operację Atlantic Resolve od 2013 roku w kontekście kryzysu na Ukrainie. Również wzmacniają swoje oddziały na wschodzie Polski chociażby w ramach wzmacniania flanki wschodniej, tych bardzo wysokich sił odpowiedzi NATO, bardzo wysokiej gotowości.
Zadecydowano w zeszłym roku o siódmej lokalizacji. Amerykanie są w kilkunastu miejscach w Polsce, oczywiście Żagań, Skwierzyna, Świętoszów, Bolesławiec, Drawsko Pomorskie itd. Teraz właściwie kończą się ćwiczenia DEFENDER-Europe 20+, to są te duże, największe od trzydziestu lat ćwiczenia wojsk amerykańskich w Europie – bodajże 28 tys. żołnierzy. Także wydaje się, że – patrząc obiektywnie – nie będzie żadnej sensacji, jakiegoś przełomu, bo ten już nastąpił. Przełomem było większe zaangażowanie się Amerykanów w Europie wbrew sugestiom Rosjan. Natomiast to, czego teraz możemy się dowiedzieć, to pewnie kontynuacja tego trendu wzmacniania oddziałów amerykańskich, czyli na przykład przeniesienie tysiąca żołnierzy amerykańskich z Niemiec do Polski. Ale też pamiętajmy, że to jest pewna logiczna konsekwencja tego, że chociażby przeniesiono w 2017 r. dowództwo dywizyjne, wysunięte, z Niemiec do Poznania. Tak naprawdę to wzmocnienie nie jest żadną sensacją.
Natomiast bardziej sensacją jest wycofanie wojsk amerykańskich z Niemiec w liczbie ok. 9 tysięcy. Chociaż z drugiej strony, w moim przekonaniu, jest to po pierwsze decyzja logiczna, ponieważ dawne utrzymywane tak dużej liczby 35 tys. żołnierzy amerykańskich w Niemczech wynikało z logiki zimnowojennej, dwubiegunowości, z tego, że RFN było krajem flankowym. Dzisiaj krajem flankowym są Polska, Rumunia, w jakimś sensie Węgry i państwa bałtyckie. Z tego powodu tutaj, w Polsce, trzeba więcej żołnierzy, a nie w Niemczech. Po drugie Niemcy nie chcieli dokładać się do baz amerykańskich – tylko w 15 proc. się dokładają – a koszty są 8 mld i 180 baz, instalacji amerykańskich w Niemczech Niemcy nie chcieli. Trzecia rzecz, Niemcy są antyamerykańscy i antytrumpowi, więc trudno, żeby Trump jeszcze w dodatku to finansował. Po czwarte, Niemcy korzystali już przez dekady z dywidendy pokoju i nie dokładali się za dużo, a korzystali z parasola amerykańskiego. Kolejna rzecz, obraźliwa, w kwietniu wybuchła dyskusja i szef SPD w Bundestagu proponował, żeby Niemcy wycofały się z „Nuclear Sharing Agreement”, porozumienia o współdzieleniu broni atomowej. Dlaczego? Dlatego, że Amerykanie powiedzieli, że do przenoszenia tych bomb B-61, taktycznych, atomowych potrzeba nowego sprzętu, bo F-16 i Tornado są przestarzałe. I nagle Niemcy nie chcą wydawać pieniędzy na nowy sprzęt i zaczęli kwestionować swoje uczestnictwo we wspomnianym porozumieniu. Tego oczywiście nie robił rząd, ale wpływowe środowiska polityczne w Niemczech. Z tego powodu ta decyzja Amerykanów o przeniesieniu kontyngentów jest wypadkową tego, co się dzieje.
Tam, gdzie są oddziały amerykańskie, każdy agresor zastanowi się dziesięć razy, czy coś robić, bo to oznacza wejście w konflikt z najpotężniejszą armią świata.
Czy spotkanie prezydentów Dudy i Trumpa jest związane z trwającą kampanią wyborczą?
Oczywiście tak. Zawsze tak było: w 2018, 2019 roku. Panowie wspierają siebie nawzajem, czyli jest synergia polityczna, dlatego, że Trump może powiedzieć: Patrzcie, jest kraj w Europie, gdzie jest prezydent, z którym nie tylko mamy pokrewne poglądy, ale kraj, w którym obywatele lubią Trumpa, a przynajmniej Amerykę. Inaczej niż w RFN, czy w Europie Zachodniej.
Po drugie Trump, który ma wybory 3 listopada, wykorzystuje prezydenta Dudę, bo liczy na głosy 10 mln Polonii amerykańskiej, a ona jest w Wisconsin, Michigan, Pennsylwanii, Ohio, czyli tam, gdzie są te stany wahadłowe, swingujące, gdzie nie wiadomo, kto wygra. Ostatnio Polonia pomogła Trumpowi. Jest 10 mln Polonii i ok. 20 mln razem Amerykanów z polskimi korzeniami. Oczywiście Andrzej Duda też wpisuje tą wizytę w kampanię wyborczą, bo będzie miał wielki show i będzie pierwszym zagranicznym prezydentem, który odwiedzi Stany Zjednoczone po koronawirusie. To jest pewien prestiż. Na pewno to pomoże.
Jeszcze dodajmy, że wizyta Dudy może też mobilizować tych chrześcijańskich ewangelikanów w Ameryce do tego, żeby zagłosowali na Trumpa.
Co poniektórzy próbują stwarzać wrażenie, jakoby ambasada USA upominała prezydenta Andrzeja Dudę, co mogło by sugerować, że te relacje są nie tyle przyjacielskie, co raczej wasalne. Komu zależy na stwarzaniu takiego wrażenia?
Agentom wpływu Rosji. Jest to część tej hybrydowej operacji rosyjskiej, żeby używać media, pożytecznych idiotów, ekspertów, które mają takie a nie inne poglądy do wyrabiania atmosfery takiej, że właściwie można zrównać Układ Warszawski z NATO i ZSRR czasów Breżniewa z Ameryką czasów Trumpa, to znaczy, że Polska niczym PRL jest krajem wasalnym tylko do innego sojusznika. To są kompletne bzdury. Geopolitycznie wpięliśmy się teraz w amerykańską sferę bezpieczeństwa, chociażby przez to, że w Redzikowie mamy przytwierdzoną do podłoża bazę pocisków amerykańskich w ramach European Phased Adaptive Approach, co prawda europejskiego systemu tarczy antyrakietowej, ale jednak.
Te amerykańskie bazy wpinają nas w amerykańską sferę bezpieczeństwa, nie natowską nawet – amerykańską, o czym świadczy operacja Atlantic Resolve, którą w Polsce prowadzi się obok natowskich. Czyli w tej chwili zyskujemy po raz pierwszy od Jagiellonów pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, pewnego rodzaju pewność naszego bytu i mocno umocowaną suwerenną podmiotowość. Właśnie dzięki temu, że Amerykanie są tu w Polsce. To nas immunizuje przeciwko jakimś ruchom rosyjskim hybrydowym, jak wojna w Donbasie, czy aneksja Krymu.
Dlatego opowieści o tym, że jesteśmy teraz wasalem Stanów Zjednoczonych są opowieściami, które nie mają nic wspólnego z naszym bezpieczeństwem, gwarancjami bezpieczeństwa, podmiotowością, suwerennością i przede wszystkim sukcesem geopolitycznym.
Pani ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher powiedziała, że Andrzeja Dudę i Donalda Trumpa łączy silna więź, a dowody zobaczymy wkrótce. Czy mogła mieć na myśli tą zbliżającą się wizytę prezydenta Dudy w Waszyngtonie?
Jak najbardziej. Mosbacher jest wiarygodna, bo pamiętamy, że mówiła, że wizy zostaną zniesione i tak się stało. Skoro ona mówi, że będzie wiadomość i to w dodatku lepsza niż się spodziewamy, to należy przyjąć, że jest to prawda. Ja w to wierzę. Co będzie tą wiadomością? Pewnie relokowanie jakiejś ilości żołnierzy. Czy to jest tysiąc, czy 5 tys., czy 10 tys. to już nie ma znaczenia, bo 10 tys. i tak nie obroni, jakby Rosja napadła. Natomiast nie napadną, bo są żołnierze. Tu chodzi o pewien symbol i trwałą obecność, więc mamy już gwarancje.
Ale może pani ambasador ma na myśli to, że zostanie ogłoszona budowa Fort Trump w Polsce, czyli takiej prawdziwej, jak w Rammstein, bazy amerykańskiej za te 2 mld dolarów, które Polska obiecała. To by była pewnego rodzaju sensacja. Ale pamiętajmy, że to nie byłby przełom, bo przecież o Fort Trump mówimy od września 2018 roku.
Poza tym pamiętajmy, że tak silna obecność amerykańskich żołnierzy w Niemczech była wynikiem zimnowojennej geopolityki i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością dzisiaj. Dlatego Trump nie jest awanturnikiem, który rozwala NATO, tylko jest człowiekiem, który dostosowuje oddziały amerykańskie do wyzwań NATO i wyzwań geopolitycznych związanych z agresywną polityką rosyjską, jak Nord Stream 2, agresja przeciwko Ukrainie, czy pogwałcenie porozumienia Open Sky Treaty poprzez niewpuszczanie do oblatywania samolotów elektronicznego zwiadu nad terytorium Kaukazu Północnego. Jak również INF Rosjanie pogwałcili, bo w 2013 roku w lipcu testowali rakietę 9M729, która swym zakresem – ponad 500 km – gwałci to porozumienie INF z 1987 roku. Można by tak wymieniać te wszystkie rosyjskie problemy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS