A A+ A++

O ile stan polskiego górnictwa przed pandemią był ciężki, o tyle teraz jest już krytyczny. Obecny kryzys może być dla branży ostatecznym ciosem albo dać impuls do przeprowadzenia głębszej restrukturyzacji.

Zamrożenie gospodarki i szalejąca na Śląsku pandemia koronawirusa mocno dają się we znaki spółkom wydobywczym. Każda z nich boryka się z mocnym spadkiem zamówień, a w kilku kopalniach konieczne było wstrzymanie prac lub ograniczenie produkcji z powodu dużej liczby zachorowań wśród pracowników. Pozytywne wyniki testów na obecność koronawirusa potwierdzono już u ponad 3 tys. górników.

Za dużo węgla

Zamrożona gospodarka zużywa mniej energii. Natomiast spadek popytu na prąd uderza przede wszystkim w elektrownie węglowe, bo to one w pierwszej kolejności redukują swoje moce (energia z odnawialnych źródeł ma pierwszeństwo w dostępie do sieci). W Polsce najmocniej efekt ten widoczny był w kwietniu. Produkcja energii elektrycznej z węgla kamiennego stopniała wówczas aż o 19 proc., do 4,86 terawatogodzin (TWh), w porównaniu z tym samym miesiącem 2019 r. Natomiast o 11 proc., do 2,84 TWh, spadło w tym czasie wytwarzanie w elektrowniach opalanych węglem brunatnym. Spółki węglowe alarmują, że ich kluczowi klienci w sposób bezprecedensowy i na niespotykaną dotychczas skalę zmniejszyli zapotrzebowanie na dostawy węgla i chcą renegocjować warunki dostaw.

Problemy ze zbytem węgla pojawiły się już wcześniej – z powodu ciepłej zimy i wietrznej pogody, która sprzyjała produkcji w farmach wiatrowych. Kopalnie działały jednak na pełnych mocach, co spowodowało szybki wzrost zapasów. Na koniec marca na przykopalnianych placach leżało już 7,6 mln ton niesprzedanego surowca. Ostatni raz takie zapasy na naszym rynku mieliśmy w 2015 r., kiedy to przed bankructwem bronił się największy krajowy producent czarnego paliwa – Kompania Węglowa. Dziś jej następczyni Polska Grupa Górnicza (spółka ta przejęła większość kopalń od KW) też walczy o przetrwanie. Pandemia może być dla niej ostatecznym ciosem albo dać impuls do głębszej restrukturyzacji tej spółki i całego górnictwa.

Pilne działania potrzebne są tym bardziej, że eksperci wieszczą spadek cen węgla w najbliższym czasie. Na światowych rynkach z powodu pandemii już doszło do silnej przeceny tego surowca. Analitycy spodziewają się, że w Polsce spadek cen widoczny będzie najpóźniej od stycznia, kiedy zaczną obowiązywać kontrakty handlowe na 2021 r. Jednocześnie część analityków nie wyklucza obniżek jeszcze w tym roku, co związane jest z wysokimi zapasami przy kopalniach.

Redukcja wynagrodzeń

Dla PGG, której płynność finansowa pogarsza się z miesiąca na miesiąc, doraźnym

ratunkiem stał się pakiet pomocowy w ramach rządowej tarczy antykryzysowej. Żeby z niego skorzystać konieczne było jednak ograniczenie czasu pracy i wynagrodzeń górniczych. Nie było to łatwe, bo na drodze stanęły działające w spółce silne związki zawodowe. Ostatecznie zarządowi udało się przekonać związkowców, ale zgodzili się oni na cięcia tylko przez jeden miesiąc. To zdecydowanie za mało, by wyprowadzić PGG na prostą, ale dało zarządowi cenny czas na podjęcie dalszych działań.

Ostatecznie od 1 maja PGG skróciła wymiar czasu pracy wszystkich zatrudnionych o 20 proc., wprowadzając cztery dodatkowe wolne dni w miesiącu. O tyle samo zmniejszyła pensje załodze (na początku 2020 r. przeciętne miesięczne wynagrodzenie w PGG wzrosło do 7,8 tys. zł brutto). Dzięki temu węglowa spółka może liczyć na ponad 70 mln zł dofinansowania do wynagrodzeń, a efekt ekonomiczny całego pakietu osłonowego szacuje się na 195 mln zł miesięcznie.

Podobne rozwiązanie, tyle że na trzy miesiące, udało się wdrożyć w Tauronie Wydobycie. Spółka ta od lat notuje straty, a przez pandemię nie ma szans na wyjście na plus także w tym roku. Biznes wydobywczy Tauronu w I kwartale zanotował 84 mln zł straty operacyjnej. W tej spółce związki zawodowe jako pierwsze zgodziły się na cięcia wynagrodzeń.

Co dalej? O tym zadecydują wyniki dalszych negocjacji zarządów firm z górniczymi związkowcami. Nieoficjalnie coraz głośniej mówi się o konieczności zamknięcia co najmniej jednej kopalni działającej w strukturach PGG. Przy słabnącym popycie na węgiel utrzymywanie pełnych mocy we wszystkich zakładach wydobywczych może okazać się nieopłacalne.

tauron-wydobycie.pl

Nie wiadomo też, czy Tauron utrzyma przy sobie wszystkie trzy zakłady wydobywcze. Katowicki koncern jeszcze w ubiegłym roku planował sprzedać kopalnię Janina, która w ostatnich latach wykazywała największą stratę, ale nie udało się znaleźć dla niej kupca. – Transakcja zbycia Janiny nie skończyła się powodzeniem, więc na chwilę obecną prowadzimy prace o charakterze analitycznym – odpowiedział na ostatniej konferencji Filip Grzegorczyk, prezes Tauronu.

Problemy nie omijają także Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Jej głównym towarem jest jednak węgiel koksowy i koks, używane do produkcji stali. Zarząd spółki zapewnia, że nie ma problemu ze zbytem węgla, bo koksownie nie mogą sobie pozwolić na przestoje. Zauważa natomiast spadek zapotrzebowania na koks z powodu zamrożenia gospodarek i zamknięcia wielu fabryk.

JSW jest jednak w o tyle dobrej sytuacji, że w ostatnich latach część pieniędzy zarobionych w czasie koniunktury odłożyła na specjalny fundusz stabilizacyjny. Dziś te oszczędności ratują płynność spółki. JSW sięgnęła już po 700 mln zł z tej puli, a w kolejnych miesiącach skorzysta z kolejnych 400 mln zł. Pieniądze wykorzysta na bieżącą działalność i dokończenie kluczowych inwestycji.

W tarapatach znalazła się natomiast prywatna kopalnia Silesia należąca do czeskiego koncernu EPH. Zarząd firmy tłumaczy to niekorzystnymi zmianami na rynku węgla, które dramatycznie przybrały na sile w związku z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Spółka nie jest w stanie zaciągnąć żadnych nowych kredytów, a dla ratowania sytuacji ubiega się o pomoc dla pracowników w ramach tarczy antykryzysowej. Weryfikacja planów wydobywczych, dalsze wsparcie właściciela i obniżka wynagrodzeń o 10 proc. gwarantuje ciągłość działania kopalni tylko do końca roku 2021. W dalszej perspektywie zakładowi grozi likwidacja.

Masowe testy

Do problemów finansowych kopalń doszły masowe zachorowania wśród załóg niektórych kopalń. W środę do południa pozytywny wynik testów na obecność koronawirusa otrzymało już ponad 3 tys. górników. Najtrudniejsza sytuacja występuje obecnie w PGG. W środę było tam ponad 1,3 tys. zakażonych pracowników, a na kwarantannie przebywało 2,3 tys. osób. Najwięcej przypadków zachorowań odnotowano w zakładach: Jankowice (część kopalni ROW), Murcki-Staszic i Sośnica. Konieczne było tam tymczasowe wstrzymanie wydobycia. Dodatkowo do czwartku przebadani zostaną też wszyscy górnicy z zakładu Bielszowice (część kopalni Ruda), czyli w sumie 3 tys. osób.

Z kolei w JSW do środy potwierdzono niemal 1,2 tys. przypadków zakażenia koronawirusem. To głównie pracownicy kopalni Pniówek. Zakład ten jest jest teraz na etapie powracania do pełnych mocy produkcyjnych.

Ponad 520 przypadków wykryto też w należącej do Węglokoksu kopalni Bobrek-Piekary. Tu też konieczne było wstrzymanie produkcji. – W poniedziałek kopalnia wznowiła wydobycie. Rozpoczęła od 25 proc. swoich mocy i stopniowo je zwiększa. Plan jest taki, by w piątek działała już na 90 proc. swoich możliwości – wyjaśnia Anna Radwańska, dyrektor biura zarządu Węglokoksu Kraj.

Na tym tle dobrze wypada działająca na Lubelszczyźnie kopalnia Bogdanka, gdzie nie stwierdzono jak dotąd żadnego przypadku zachorowań na koronawirusa. Wydobycie i prace przygotowawcze realizowane są tam bez zakłóceń.

Kłopoty całej branży

Spółki węglowe weryfikują też plany inwestycyjne. Część projektów rozwojowych i realizacja niektórych kontraktów zostały całkowicie wstrzymane. To wszystko odbija się na firmach pracujących dla kopalń. Skala problemu jest olbrzymia, bo w sektorze zaplecza górniczego zatrudnionych jest łącznie ok. 400 tys. osób. – Negatywne skutki nakładającej się pandemii na trudną sytuację branży wydobywczej będą obciążać wyniki całego sektora w następnych kwartałach. Już teraz odczuwalna jest silna redukcja planów inwestycyjnych po stronie spółek wydobywczych zarówno w kraju, jak i na rynkach międzynarodowych – podkreśla Mirosław Bendzera, prezes Famuru – największego krajowego producenta maszyn górniczych.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZmiany w urlopach. Pracownikom to się nie spodoba
Następny artykułKolejny album Lorde w przygotowaniu