A A+ A++

fot.flickr Fidel Castro miał wiele kochanek, uwielbiał lody i objadał się, gdy całe państwo głodowało

Dziennikarz Clavis Rossi nazwał go „pierwszym chojrakiem w Ameryce Łacińskiej”. I nie sposób odmówić mu racji. Podczas gdy jego rodacy głodowali, Fidel Castro pławił się w luksusach. Jadał w najlepszych hotelach, pijał najdroższe alkohole i z zapałem oddawał się cielesnym uciechom. Według legendy miał 35 tysięcy kochanek. A wszystko to w imię Rewolucji…

Kiedy w 2006 roku magazyn „Forbes” wycenił majątek Fidela Castro na 900 milionów dolarów i umieścił go na liście najbogatszych władców i dyktatorów, kubański przywódca ze świętym oburzeniem wszystkiemu zaprzeczył. Długo zapewniał, że żyje bardzo skromnie i pobiera pensję w wysokości zaledwie 700 peso (według oficjalnego przelicznika obecnie to ok. 130 złotych), nie mógłby więc nijak zgromadzić fortuny, o której posiadanie został „oskarżony”.

Według niego samego jedynym luksusem, na jaki sobie pozwalał jako głowa państwa były… kobiety.

Łóżkowe podboje

Jeśli wierzyć opowieściom, jakie krążyły na ten temat, przez łóżko Fidela Castro przewinęło się – bagatela – 35 tysięcy kochanek, które „konsumował” na „śniadanie, obiad i kolację” (jedna z plotek głosi, że w tym pokaźnym gronie znalazła się też polska gwiazda muzyki rozrywkowej – Maryla Rodowicz, która w ramiona dyktatora miała wpaść w 1978 roku podczas wyjazdu na Kubę, a dowodem ich romansu było wspólne zdjęcie).

Fidel Castro miał tysiące kochanek

Według Norberto Fuentesa cnotę stracił już w wieku 7 lat ze służącą pracującą w posiadłości ojca Castro, niejaką Nereidą. Ile w tym prawdy? Trudno powiedzieć. Z pewnością jednak w późniejszych latach dyktatorowi nie brakowało śmiałości do kobiet. Kiedy w 1953 roku na mocy amnestii wychodził z więzienia, tłum wielbicielek dosłownie go osaczył. Jules Dubois, korespondent „Chicago Tribune” podsumował: „Zanim dotarł z więzienia do domu, jego koszula była czerwona od szminki”.

Swój seksualny apetyt w pełni mógł zaspokoić po przejęciu władzy. Osobisty adiutant, kapitan Jesus Maria Yanez Pelletiere, naganiał mu wówczas kolejne kochanki – dziennikarki, aktorki, piosenkarki, turystki, prostytutki… Nawet gdy opinia publiczna zaczęła krzywo patrzeć na jego podboje (wszak według rządowej propagandy był statecznym przywódcą narodu, żyjącym w absolutnej ascezie), a w opozycyjnej prasie coraz częściej pojawiały się oskarżenia o gwałty, Castro zawsze potrafił znaleźć 20 minut na rozładowanie „intymnego napięcia”. Diane Ducret opisuje:

Kiedy zauważył na ulicy kobietę, która wpadła mu w oko, pokazywał ją szefowi eskorty, jakby wybierał rybę na straganie; ten dawał znak ochroniarzom na końcu konwoju. W tym momencie rozpoczynała się wstępna weryfikacja „ofiary”. Pierwszy etap: śledzenie. Kiedy już udało się ustalić adres, zaczynał się drugi etap: ustalenie, czy jest mężatką, a jeśli tak – to kim jest jej mąż (…)

Castro pozował na ascetę, ale rzeczywistość była kompletnie inna

Kiedy już zneutralizowano męża, nadchodził czas na „rutynową kontrolę” Ministerstwa Zdrowia. Pod pretekstem groźby epidemii przeprowadzano kompleksowe badania krwi, robiono prześwietlenia. Jeśli wyniki okazywały się zadowalające, stawała się przyjaciółką el Commandante. Nie musiała się o nic troszczyć, zaspokajano wszelkie jej potrzeby i zachcianki.

Nic dziwnego, że nieprzychylni mu działacze opozycji wyśmiewali chuć dyktatora, na przykład poprzez rozpowszechnianie karykatur, na których nagi Fidel paradował zadowolony, dumnie prezentując światu swoje powiększone do komicznych rozmiarów genitalia. Przy okazji – niewykluczone, że nieświadomie – uderzali w pewien wstydliwy kompleks Castro. A mianowicie był on podobno przekonany, że jego jądra są… zbyt duże. Jak widać nie przeszkadzało mu to jednak w prowadzeniu bujnego życia intymnego.

Gdy widzę słodycze…

Wbrew deklaracjom Castro lubił sobie dogadzać również w innych kwestiach. Wysoko sobie cenił dobrą kuchnię i – podczas gdy jego rodacy byli na przymusowej diecie (jak wykazały badania hiszpańskich naukowców, polityka gospodarcza dyktatora w latach 1980–2010 i związane z nią notoryczne niedobory żywności „odchudziły” Kubańczyków średnio o 9 kilogramów), on sam jadał w najlepszych restauracjach – i zawsze do syta.

Ważną częścią diety kubańskiego przywódcy były sery i mleko. Mięsa spożywał raczej mało, natomiast uwielbiał warzywa, w każdej postaci. Miał przy tym dość beztroskie podejście do regularności posiłków. Jeden z jego kucharzy wspominał: „on w partyzantce nauczył się jeść o różnych porach. Nic nie dało się z nim zaplanować. Dla kucharza to dramat. O każdej porze dnia i nocy jesteś w pracy”.

Fidel Castro lubił dobrze zjeść

Według drugiego z szefów kuchni, którzy towarzyszyli dyktatorowi na co dzień na śniadanie Fidel najbardziej lubił jajka – najlepiej przepiórcze, przygotowywane z fasolą i ryżem. Nie potrafił też odmówić sobie słodyczy:

Kiedyś siedzieli z towarzyszem Che w hotelu Nacional, we dwóch, Fidel i Che, i kelner przyniósł im lody, el Comendante uwielbia lody, potrafił do obiadu zjeść dziesięć gałek, albo i więcej. (…) Może zjeść piętnaście gałek, może zjeść dwadzieścia, zawsze chciał, żeby każdy Kubańczyk mógł sobie codziennie kupić lody.

Cóż, w tej ostatniej kwestii coś poszło wyraźnie nie tak, skoro w Okresie Specjalnym (po upadku ZSRR w 1991 roku) widok kobiet i mężczyzn grzebiących w śmietnikach w poszukiwaniu resztek nie był niczym nadzwyczajnym, po Hawanie zaś krążył dowcip, że w zoo tabliczki „Nie karmić zwierząt” zastąpiono zakazem: „Nie podkradać zwierzętom jedzenia”, a później bardziej restrykcyjnym: „Nie zjadać zwierząt”…

Mistrz patelni

Kubańczycy głodowali, a Castro bawił się w najlepsze. Pieniądze zdobywane od kolejnych kochanek pozwalały mu wieść wystawne życie. Nie stronił przy tym od używek. Witold Szabłowski opisuje:

Zawsze lubił dobre alkohole i cygara. W maju 1958 roku, kiedy zaczynała się ofensywa Batisty, napisał z Sierra Maestra rozpaczliwy list do Celii Sánchez: „nie mam tytoniu, nie mam wina, nie mam nic. Butelka różowego wina, słodkiego i hiszpańskiego, została […] w lodówce. Gdzie ona jest?”.

Nawet jednak w kwestiach kulinarnych wykazywał dyktatorskie zapędy. Ostatecznie sam siebie postrzegał jako niemalże nieomylnego. Szabłowski komentuje:

El Comendante na każdym kroku pouczał wszystkich w najróżniejszych sprawach. Był przekonany, że najlepiej zna się na bejsbolu, polityce, nawadnianiu, uprawi ryżu, produkcji sera, historii, geografii, rybołówstwie i wszystkich innych dziedzinach (…).

Valentina Teresjkova i Fidel Castro, Havana, 1963

Nikogo nie powinno więc dziwić, że swoimi dobrymi radami chętnie dzielił się również z profesjonalnymi szefami kuchni – m.in. w hotelu Habana Libre, najlepszym w Hawanie, gdzie jako prezydent często się stołował. Chcąc nie chcąc, najlepsi kucharze musieli wysłuchiwać tyrad Fidela na temat tego, jak przyrządzić lucjana czerwonego (popularną na Kubie rybę), homary czy krewetki.

Sam też lubił stanąć przy garnkach, choć jako kucharz preferował raczej proste przepisy. Jego popisowym daniem przez lata było… spaghetti, którego sztukę przyrządzania doprowadził do perfekcji podczas uwięzienia na Wyspie Sosen. Często też podczas swoich słynnych wyjazdów na ryby osobiście przygotowywał dla swoich towarzyszy grillowane „zdobycze”. Czy były smaczne? Cóż, żaden z jego gości nigdy nie odważył się narzekać…

Bibliografia:

  1. A. Domosławski, Gorączka latynoamerykańska, Wielka Litera 2017.
  2. D. Ducret, Kobiety dyktatorów 2, Znak 2013.
  3. N. Fuentes, Fidel Castro. Prawdziwa historia, Wydawnictwo G+J 2012.
  4. W. Szabłowski, Jak nakarmić dyktatora, Wydawnictwo W.A.B. 2019.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDzień Dziecka z RCK [ZAPOWIEDŹ]
Następny artykułOGŁOSZENIA PARAFIALNE ZESŁANIE DUCHA ŚW. 31 maj 2020 r.