W kolejnej części swej sensacyjnej serii o losach agentów polskiego kontrwywiadu autor zabiera nas do Afganistanu.
Dalej nie wiemy, kim jest Kafir, ale książka odsłania tak wiele tajemnic służb, że autor ma już na ogonie żandarmów i prokuraturę.
Wojskowa Służba Informacyjna po brutalnej weryfikacji i rozwiązaniu miała odejść w zapomnienie. Większość służących w niej oficerów wyrzucono, a tych, którzy zostali w nowej Służbie Kontrwywiadu Wojskowego zaczęto traktować z nieufnością i z dystansem. Jednak wojna w Iraku i Afganistanie wymusiła na nowych władzach skorzystanie z umiejętności żołnierzy byłej WSI, których do tej pory mieli za bandytów i zdrajców. Ci stanęli przed wyborem: wyjazd na wojnę, albo wilczy bilet i wyrzucenie z armii. Jednym z nich jest pułkownik Radosław Sztylc, główny bohater poprzednich powieści Kafira, pisanych wspólnie z Łukaszem Maziewskim.
W „Zawieszonych” ponownie spotkamy dobrze już znanych bohaterów, jak komandora Jędrzeja Sobolewskiego, chorążego Jacka Rusinka, czy piękną agentkę CIA Beverley Karter. Na drodze Radka pojawią się też kolejne osoby. Czy będą to wrogowie? Radża znowu będzie musiał walczyć o życie i to nie tylko na wojnie w Afganistanie, ale i we własnym kraju. Będą za nim podążać bezwzględni zabójcy z GRU oraz płatni zdrajcy z polskich elit politycznych i Wojska Polskiego.
Kto przeżyje? Kto zginie? Kto okaże się kretem? A kto nieoczekiwanym sprzymierzeńcem? Czy Sztylc, nie mając nic, będzie miał wystarczająco dużo, by dokonać zemsty na zdrajcach i płatnych zabójcach z Rosji?
PAWEŁ MOSKALEWICZ: Pana najnowsza powieść „Zawieszeni” rozgrywa się głównie w Afganistanie. Skąd kilka miesięcy temu wiedział pan, że będzie to najgorętszy region świata?
KAFIR: Nie kilka miesięcy, ale lat. Służyłem w Afganistanie, gdy operował tam polski kontyngent, ochraniałem nasze siły. A oficer kontrwywiadu musi jak najwięcej dowiedzieć się o kraju i grożących tam niebezpieczeństwach. Już wtedy było dla mnie jasne, że ta wojna jest nie do wygrania. Można było przewidzieć, co się stanie.
Nie było dobrego scenariusza?
Moim zdaniem w drodze interwencji militarnej NATO nie było szansy na pozytywne zakończenie. Każdy moment na wycofanie – w zasadzie od chwili wejścia tam w 2001 roku – był zły.
Ale przecież koalicja wygrywała z talibami?
No i co z tego? Jeden z Afgańczyków powiedział mi: wy macie zegarki, ale to talibowie mają czas. Taka prawda, nie można było wygrać tej wojny – przeciwko jednym Afgańczykom w zastępstwie innych Afgańczyków.
O co chodzi? Nie ma w Afganistanie ludzi, którzy pragną nowoczesności, świeckiego państwa, demokracji? Przecież od 20 lat istniała tam wspierana przez Amerykanów administracja, armia, policja. Przeszło pół miliona ludzi, samych zbrojnych ok. 300 tysięcy, wielokrotnie więcej, niż talibów. Oni nie byli zainteresowani obroną swojego państwa?
Afganistanu świeckiego czy demokratycznego chciała nieznacząca garstka elity z dużych miast, głównie Kabulu. Większość sił rządowych była po stronie rządu, bo dostawali za to dobre pensje za amerykańskie dolary. Dopóki Amerykanie płacili i pomagali w powietrzu – walczyli. Gdy znikli patroni i ich pieniądze, natychmiast rzucili broń.
Nie mieli o co walczyć?
Po pierwsze, w Afganistanie bardzo ważna jest religia. Po obu stronach byli muzułmanie, tyle, że talibowie mieli motywację, a pozbawieni jej żołnierze rządowi nie chcieli walczyć przeciwko braciom w wierze. Po drugie talibowie przekonali prawie wszystkich, że i tak przejmą władzę i tylko ci, którzy odpowiednio wcześnie przejdą na stronę zwycięzców, unikną zemsty i kary. Po trzecie wreszcie, wśród Afgańczyków jest bardzo małe przywiązanie do państwa. Własna rodzina, klan, wioska, plemię, grupa etniczna – to oczywiste, ale dalej już nie bardzo. Jak na te wszystkie ograniczenia do pewnego momentu afgańscy żołnierze i policjanci i tak długo bronili swojego państwa.
Czyli nie ma nadziei dla Afganistanu? Powrót do średniowiecza, zero demokracji, koniec praw kobiet, islamski emirat?
Niekoniecznie. Teraz zadziałał efekt śnieżnej kuli, kolejne miasta i prowincje poddawały się talibom na zasadzie owczego pędu. Ale to nie tak, że popiera ich całe społeczeństwo. Połowa to kobiety, przynajmniej część z nich nie będzie chciała oddać tego, co zyskały. Talibowie wciąż nie zdobyli Doliny Panczisziru, gdzie rządzi Ahmad Massoud, syn legendarnego dowódcy mudżahedinów Szaha Massouda. Nawet w łonie samych talibów są niezliczone frakcje, które po zdobyciu władzy rzucą się sobie do gardeł.
Czyli kolejna wojna domowa?
Bardzo prawdopodobnie. Frakcja przeciwko frakcji, plemię przeciwko plemieniu. Stworzenie koalicyjnego rządu będzie prawie niemożliwe, w Afganistanie dalej będzie wrzeć
Wyjście Amerykanów to błąd?
Chyba tak, choć oczywiście rozumiem argument, że nie było dobrego momentu. Ale ten był fatalny. Administracja Bidena wypija piwo, którego nawarzył Trump, bo nie umiała albo nie chciała się wycofać z decyzji o wyjściu. Tak podpowiadały sondaże, ale teraz, po tej katastrofie, Biden zaliczył dno.
Czy Zachód coś jeszcze może zrobić?
Bezpośrednio niewiele. Wywieźć swoich współpracowników, ludzi, którzy zaufali NATO, a potem próbować handlować z talibami i ich oswajać. Część spokoju i elementarnych praw człowieka pewnie da się kupić za dolary, bo talibowie bardzo ich potrzebują.
To niewiele, jeśli w Afganistanie ma od nowa odrodzić się nie tylko radykalna islamska teokracja, ale także matecznik terroryzmu, wstrząsany niegasnącą wojną domową… Nie ma dobrego sposobu na Afganistan?
Moim zdaniem jedynym rozwiązaniem jest interwencja wojskowa – ale wyłącznie w wykonaniu państw muzułmańskich. Przede wszystkim Pakistanu, może jeszcze Turcji. Obydwu tym regionalnym mocarstwom zależy na spokoju w regionie, a ich żołnierze nie będą postrzegani jako niewierni. Tylko Pakistan i Turcja mogą tu zrobić porządek, ale pewnie trzeba im będzie za to dopłacić.
A Rosja? Chiny? Gdy ewakuowały się wszystkie ambasady w Kabulu wobec nadejścia talibów, Pakistańczycy, Chińczycy i właśnie Rosjanie zostali. Rosyjska prasa wprost sugeruje, że Putin ma deal z talibami…
To po kolei. Pakistańczycy od zawsze mają tu ogromne wpływy, część talibów siedzi u nich w kieszeni. Z Pakistanem ściśle współpracują Chińczycy, którzy szukają tu nowego obszaru ekspansji gospodarczej i politycznej. Wreszcie – Rosjanie. Kiedyś z podkulonym ogonem uciekali z Afganistanu, dziś są mądrzejsi – nie wchodzą z wojskiem, tylko negocjują wpływy.
Czyli świat Zachodu na zawsze wypadł z Afganistanu?
Niekoniecznie. Trzeba tylko zapomnieć o forsowaniu na siłę demokracji w stylu zachodnim, bo większość Afgańczyków nie jest na to gotowa. Może to będzie niepopularne, co powiem, ale żeby mieć względny spokój z Afganistanem, Zachód powinien poprzeć kogoś, kto nawet w sposób zamordystyczny, ale zaprowadzi tam porządek. To najbardziej pragmatyczne wyjście. Islamskie kraje rządzone silną ręką raczej nie eksportują terroryzmu.
Na razie wszyscy drżą na wieści dochodzące z Afganistanu. Burki, zamalowane witryny sklepów, bojówki zapędzające kobiety do domów…
To jest pokazówka, talibowie chcą w pierwszych dniach pokazać, że dokonali zmiany zgodnie z surowymi zapisami Koranu. Ale to są już inni talibowie, niż 20 lat temu. Rozumieją, że nie da się zorganizować państwa na wzór średniowiecznej religijnej satrapii, potrzebują kontaktów ze światem, wiele rzeczy jest do wynegocjowania. I teraz są dwie możliwości: możemy ich odciąć, obłożyć sankcjami i zostawić samych sobie, wtedy, jak się ogarną, zaczną eksportować dżihad. Można też ich cywilizować, rozmawiać, handlować, wysyłać pomoc. Pewnie nie od razu będzie genialnie, tak, jakbyśmy chcieli, ale to jedyna droga, by jakoś cywilizować Afganistan.
Wracając do Polski i sytuacji, w której rozgrywa się Pana najnowsza powieść – Polska zaangażowała się w Afganistan bez sensu?
Trudno powiedzieć, że bez sensu, byliśmy wtedy świeżo upieczonym członkiem NATO, najważniejszy sojusznik poprosił nas o pomoc, nie mogliśmy odmówić. Ale to, w jaki sposób i na jaką skalę się zaangażowaliśmy, to już była decyzja polskich władz. Tu zwyciężyły nasze kompleksy i mania wielkości: musimy mieć swoją prowincję! Niech powiewa dumnie polska flaga! Prawda była taka, że panowaliśmy nad własną bazą i głównymi drogami, tyle było tej „polskiej prowincji”… Tymczasem nasza armia i nasze służby nie były przygotowane do akcji wojskowej w takiej skali, to wyssało cały nasz kontrwywiad, który w tym czasie nie działał w kraju, bo oficerów kontrwywiadu też jest ograniczona ilość… Czy nam się opłaciło? Pewnie tak, mnóstwo żołnierzy ostrzelało się na prawdziwej wojnie.
Operacja w Afganistanie zbiegła się z demontażem polskich służb specjalnych, w tym kontrwywiadu, realizowanym przez ekipę Maciarewicza?
Tak, po zmianie władzy w Polsce, wszyscy kompetentni oficerowie zostali odsunięci, nagle naszymi kontrolerami i przełożonymi zostali ludzie z łapanki, harcerze, nauczycielki… Nastąpiła upokarzająca weryfikacja, doświadczeni oficerowie traktowani byli jak śmiecie, niemal rosyjscy agenci. W kilka miesięcy polskie służby prawie przestały istnieć.
Ale wciąż przecież trzeba było ochraniać nasze granice, kontyngent w Afganistanie?
Po jakimś czasie nowa władza zorientowała się, że nie da rady, że potrzebuje doświadczonych oficerów i wtedy…
Wtedy zaproponowano im – zwolnienie ze służby albo Afganistan?
Tak, i to jest oś fabularna naszej najnowszej książki „Zawieszeni”.
Opisujecie prawdę – czy fikcję?
Opisujemy to, co się działo, prawdziwym bohaterom dając fikcyjne nazwiska, ale fakty są z życia wzięte.
Tak bardzo, że to już kolejna książka, przez którą ma pan problemy ze służbami?
Jestem byłym oficerem, wiem, co to jest tajemnica wojskowa i nigdy jej nie naruszam. Ale obecną władzę boli prawda dotycząca faktów, totalnego demontażu służb.
Co dalej, czy to ostatni odcinek przygód Kafira?
Wziąłem na tapetę trzy projekty. Radek Sztylc jeszcze powróci, i w książce, i w multimedialnym projekcie, który nazwaliśmy roboczo „Kafir games”. Szykuję też książkę „WSI, samo zło” we współpracy z byłym oficerem, pułkownikiem o pseudonimie Marcus Wolf. Będzie się działo!
Książka „Kafir Zawieszeni” do nabycia: https://bit.ly/3DirNnh
Rozmawiał Paweł Moskalewicz
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS