A A+ A++

Żaden polski klub nie miał zimą tak ciekawego sparingpartnera jak… pierwszoligowiec. Widzew Łódź zmierzył się dziś z Unionem Berlin. O klasie tego rywala nikogo nie trzeba przekonywać – to czwarta drużyna Bundesligi (rewelacja rozgrywek), która po bardzo udanym poprzednim sezonie (Union miał bronić się przed spadkiem, a dotarł do Ligi Konferencji) wskoczyła na jeszcze wyższy poziom. Nikt nie spodziewał się po Widzewie cudów. Wydawało się nawet, że łodzianie jadą po pewne ścięcie. Tymczasem bardzo mile się zaskoczyliśmy, bo łódzka drużyna przetrwała, czego dowodem jest wynik – 0:0! 

Union – Widzew. Jak doszło do tego sparingu?

Jeszcze w poniedziałek rano wszyscy w Widzewie żyli transferami i zaplanowanymi sparingami z KKS-em Kalisz i Ruchem Chorzów. Aż do momentu, gdy Union nieoczekiwanie wystosował propozycję rozegrania sparingu. Niemcy mieli pierwotnie zmierzyć się z Erzgebirge Aue, ale zespół z 2. Bundesligi w ostatniej chwili odmówił, tłumacząc się problemami kadrowymi. Klub ze Starej Leśniczówki musiał szybko znaleźć innego kandydata, zwłaszcza, że mecz zaplanowano z udziałem kibiców, których przyszło około tysiąc.

Padło więc na Widzew. – Mój przyjaciel Sebastian Podsiadły jest analitykiem i asystentem u trenera Ursa Fischera. Poznaliśmy się parę lat temu, gdy pracował w Kaiserslautern, często wymieniamy się poglądami. W poniedziałek po 12 dostałem od niego pytanie, czy nie chcemy zagrać meczu kontrolnego. Trochę się zdziwiłem. My dopinamy transfery, a ty mi tu o sparingu z Unionem opowiadasz?! Ale propozycja była jak najbardziej poważna i można się tylko cieszyć, że młodzi Polacy się wspierają – opowiada nam Łukasz Stupka, dyrektor sportowy Widzewa.

Żeby zmierzyć się z zespołem z Bundesligi, w Łodzi musieli zmienić cały mikrocykl. Pierwotnie w weekend miały odbyć się mecze z KKS-em Kalisz i Ruchem Chorzów i żeby do nich się przygotować, drużyna miała być eksperymentalnie podzielona na dwie grupy. Od razu jednomyślnie jako cały pion sportowy podjęliśmy decyzję o zagraniu meczu. Musieliśmy zmienić nasz mikrocykl i odwołać mecz z KKS Kalisz. Ale gdy pojawia się możliwość gry z zespołem Bundesligi, to się nie odmawia. Tej zimy nikt nie miał tak mocnego sparingpartnera. Podziękowania należą się też zarządowi i właścicielowi, którzy znaleźli dodatkowe fundusze na ten wyjazd – podkreśla Łukasz Stupka.

Logistycznie było to wyzwanie, bo… cała drużyna musiała na drugi dzień (we wtorek) wsiąść w autokar i jechać do Berlina. W zorganizowaniu wyjazdu pomógł sam Union, który wziął na siebie koszty podróży, a więc Widzew zapłacił tylko za hotel. Uznano, że takiej okazji nie można przepuścić, zwłaszcza, że Widzew dostał zapewnienie, że to nie będzie testowanie młodzieży, a zagra kilku piłkarzy wyjściowego garnituru. I słusznie, bo większość łódzkich piłkarzy nigdy nie mierzyła się z rywalem tej klasy, a porównywalnego sparingpartnera tej zimy ma tylko Lech Poznań, który zmierzy się z Herthą Berlin.

Wśród kibiców Widzewa mogły odżyć więc wspomnienia. W latach osiemdziesiątych łodzianie często jeździli za zachodnią granicę, gdzie brali udział w turniejach halowych. W przeszłości mierzyli się także z samym Unionem, a dziś mija… osiemnasta rocznica tamtego meczu.

Jak wypadł Widzew?

Union faktycznie wystawił zawodników z pierwszego szeregu. W wyjściowej jedenastce znalazło się sześciu piłkarzy, którzy w sobotę opędzlowali na wyjeździe Borussię Mönchengladbach (Rönnow, Baumgartl, Knoche, Prömel, Oczipka, Öztunali). W kadrze zabrakło oczywiście Pawła Wszołka, który dopina wypożyczenie do Legii Warszawa. Widzew – co naturalne – wyszedł w optymalnym zestawieniu (zabrakło Daniela Tanżyny, który zgłosił niedyspozycję), ale w drugiej połowie Janusz Niedźwiedź dał pograć też młodym.

Jak grał Widzew?

Niezwykle dzielnie.

I chyba to słowo najlepiej odzwierciedla postawę pierwszoligowca. Był dzielny. Niezwykle dzielny. Z racji na miejsce rozgrywania spotkania pewnie znalazłoby się kilka historycznych porównań do skali defensywy, do jakiej byli przyparci widzewiacy. I nie ma sensu opisywać każdej z akcji Unionu minuta po minucie, bo… było ich zwyczajnie za dużo. Niemcy mieli ponad 70% posiadania piłki. W pierwszej połowie jeszcze tylko dominowali, za to w drugiej zamknęli Widzew w hokejowym zamku na 45 minut i z dużą determinacją podeszli do tematu strzelenia gola. Po kilka sytuacji mieli Endo, Ujah i Voglsammer.

No, ale co? 0:0!

Należy mocno pochwalić defensywę Widzewa, bo to, że czołowy klub Bundesligi będzie sobie stwarzał okazje, było oczywistością. Ale o żadnej z nich nie możemy powiedzieć „o, to musi być pewny gol”, za co należą się pochwały nie tylko dla obrońców, ale i Jakuba Wrąbla (kilka świetnych interwencji, zwłaszcza gdy musiał wychodzić skracać kąt) oraz Konrada Reszkę (rezerwowy wszedł na pół godziny największego oblężenia, ale nie pękł na robocie).

Co nam się jeszcze podobało w Widzewie? Ano to, że bardzo dobrze podszedł do tego sparingu. To znaczy – żadnej gry na wynik, chcemy sobie pograć w piłkę. Polska ekipa miała duży problem z przeniesieniem piłki od własnej defensywy do linii pomocy, ale przynajmniej próbowała. Wysoki pressing Unionu? Ominięcie go było dużym wyzwaniem, wszak berlińczycy zakładali go w nieporównywalnie lepszy sposób niż pierwszoligowcy, ale nie było żadnego wybijania piłki. Widzew zawsze próbował wyjść krótkimi podaniami. Brały się z tego błędy, to oczywiste, ale nie była to gra „zamuruj, wybijaj i przetrwaj”, a odważna próba podjęcia rękawicy.

Niemcy próbowali zwłaszcza wchodzić w pole karne bocznymi sektorami, parę razy zagrozili po prosto bitych stałych fragmentach, zdarzały im się nawet strzały rozpaczy z dystansu. Gdyby skończyło się 3:0, nikt z polskiej ekipy nie miałby prawa narzekać na niesprawiedliwość. Napastnikom z Bundesligi brakowało jednak zimnej krwi w kluczowych sytuacjach. 

Widzew stworzył sobie z kolei dwie okazje. Pierwszą po rzucie z autu, gdy Marek Hanousek uderzał z siedemnastu metrów (obronił Rönnow), drugą po kontrataku, gdy Przemysław Kita nie zdołał pokonać bramkarza z ostrego kąta. Piłkarze Widzewa zobaczyli, ile brakuje im do najlepszych. Ale przede wszystkim przekonali się, że nawet z tymi najlepszymi można osiągnąć świetny wynik. I to chyba największa wartość tego sparingu. Bo skoro łodzianie są w stanie stawić czoła rewelacji Bundesligi, to co ich może zatrzymać na drodze do Ekstraklasy? 

Union Berlin 0:0 Widzew Łódź

Składy:

Union Berlin: Frederik Rönnow (46’ Jakob Busk) – Rick Van Drongelen (46’ Maximilian Somnitz), Julian Ryerson, Levin Öztunali (46’ Sheraldo Becker), Anthony Ujah, Kevin Behrens (46’ Andreas Voglsammer), Keita Endo (63’ Suleiman Abdullahi), Bastian Oczipka (63’ Christopher Trimmel), Grischa Prömel (68’ Laurenz Dehl), Timo Baumgartl (46’ Paul Jaeckel), Robin Knoche

Widzew Łódź: Jakub Wrąbel (66’ Konrad Reszka) – Krystian Nowak, Karol Danielak (46’ Kristoffer Normann Hansen), Bartosz Guzdek (46’ Mattia Montini, 88’ Kamil Machałek), Dominik Kun (88’ Daniel Chwałowski), Paweł Zieliński (88’ Dawid Owczarek), Marek Hanousek, Adam Dębiński (46’ Przemysław Kita), Fabio Nunes (46’ Radosław Gołębiowski), Patryk Stępiński, Daniel Villanueva (46’ Kacper Karasek, 74’ Martin Kreuzriegler).

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPraca plastyczna, infografika lub spot filmowy. Strażacy ogłaszają konkursy dla uczniów!
Następny artykuł“Dziś prawdziwych kieliszków już nie ma”. Wyjątkowa wystawa we Wrocławiu