Fot. Z archiwum Muzeum w Wygiełzowie
W 2005 roku w skansenie kręcone były ujęcia do filmu “Karol – człowiek, który został papieżem”, w reżyserii Włocha Giacomo Battiato. Do Wygiełzowa zawitali wówczas m.in. Piotr Adamczyk, Olgierd Łukaszewicz czy Kinga Preis.
– Zadzwonił producent ekipy filmowej. Miał wytypowane pewne miejsca, w tym nasz skansen. Przyjechało potem kilka osób, żeby sprawdzić, czy się nadaje. Skansen spasował im do scenariusza i scenografii – opowiadał Piotr Bujakiewicz, zastępca dyrektora Muzeum Nadwiślański Park Etnograficzny w Wygiełzowie i Zamek Lipowiec.
Na kilka dni obiekt został zamknięty dla zwiedzających. Na parkingu stanęły samochody aktorów i operatorów. Wzdłuż ogrodzenia ustawiało się mnóstwo gapiów.
– Mieszkańcy wiedzieli, co się tu dzieje. Ekipa filmowa nie pozwoliła jednak wchodzić do środka żadnym osobom postronnym – mówił Piotr Bujakiewicz.
W Wygiełzowie kręcone były sceny z okresu po napaści Niemców na Polskę, gdy masa ludzi, w tym Karol Wojtyłą i jego ojciec, ruszyli na wschód. Przechodzili przez wioskę (nieopodal znajdującego się w skansenie kościoła z Ryczowa) z walizkami, ciągnąc wózki z dobytkiem. Nagle nadleciały niemieckie samoloty i rozpoczął się ostrzał.
Jednym z najefektowniejszych, ale i najtrudniejszych ujęć był jednak wybuch chałupy. Na potrzeby produkcji stanęła ona wówczas powyżej kościoła z Ryczowa. W miejscu, gdzie dziś stoi plebania.
– Producent pytał nas, gdzie mogą znaleźć taki dom, który mógłby zostać wysadzony w powietrze. Podpowiedzieliśmy w jakich pobliskich miejscowościach jeszcze się znajdują. W Rozkochowie znaleźli stary, opuszczony dom. Był odpowiedni. Dogadali się z właścicielem i w chałupa została błyskawicznie przeniesiona do skansenu. Oczywiście nie w całości, ale jedynie trzy ściany i dach, czyli to co ujmowała kamera. Scena eksplozji była kręcona jako ostatnia. Tu powtórki nie były już możliwe. Trzeba wiec było wszystko dopracować do perfekcji. Myśmy byli poddenerwowani. Wiadomo, ogień, a w pobliżu zabytkowe drewniane obiekty skansenu. Strażacy polali wcześniej wodą strzechy, a gdy tylko kamery zostały wyłączone, ruszyli do gaszenia płonącej chaty. Wszystko się udało jak trzeba – opowiadał Piotr Bujakiewicz.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS