Liczba wyświetleń: 431
W 2018 roku zdałem egzamin dojrzałości. Przygotowywałem się do niego niezwykle intensywnie, ale ostatecznie warto było. Z pewnych przedmiotów udało mi się osiągnąć jedne z najlepszych wyników w Polsce. Nie była to prosta sprawa, biorąc pod uwagę, że szkoła średnia, do której uczęszczałem, delikatnie mówiąc pozostawiała wiele do życzenia. Nawet sam egzamin przebiegał w sposób, który mógłbym określić nie do końca takim, jaki powinien być. Problemy z odtwarzaczem nagrań odjęły mi kilka procent w końcowym wyniku co najmniej jednego z przedmiotów.
Ostatecznie jednak rezultat końcowy mogę określić jako pozytywny. Czekał mnie więc nowy rozdział w życiu, a więc studia. Wybrałem kierunek, który wiązał się ze służbą na rzecz państwa polskiego. Tam jednak już niemal nic nie przebiegało tak jak powinno. Już pierwszego dnia dostrzegłem niepasujący do schematu element.
Uczelnia wyższa, na której rozpocząłem kolejny etap edukacji, podobnie jak szkoła średnia, do najlepszych także nie należała. Nie jest to żadna wielka tajemnica, że chodzi o Uniwersytet im. Jana Kochanowskiego w Kielcach, oddział w Piotrkowie Trybunalskim. Moi koledzy ze studiów, nie wszyscy, rzecz jasna, ale pewna ich część, i to wcale nie mała, podchodzili do kwestii edukacji, mówiąc łagodnie, w sposób niezwykle luźny, żeby nie powiedzieć, że po prostu ją olewali. Była jednak osoba, która od razu nie tylko zdziwiła mnie swoją obecnością na „prowincjonalnej” polskiej uczelni wyższej, lecz także od samego początku wydawała się po prostu podejrzana. Nazwijmy ją AB, od pierwszych liter imienia i nazwiska.
Osoba to nie pochodziła z Polski, całe życie mieszkała poza granicami kraju, przyjeżdżając tutaj jedynie na wakacje do rodziny – a przynajmniej tak siebie opisywała. Również w Polsce się nie urodziła. Miała jednak polskie korzenie – jego rodzice mieli wyjechać z Polski do Republiki Francuskiej w latach 90. XX wieku. Tam też, w lipcu 1998 roku, miał się urodzić AB.
AB potrafi się posługiwać czterema językami. Kończąc prywatną szkołę francuską oraz wieczorową szkołę polską we Francji, kompletnie nie pasował do prowincjonalnej polskiej uczelni. Podejrzana także wydawała mi się jego grzeczność wobec mnie. Nie znał mnie, nigdy nie rozmawiał ze mną, a pomimo to w ciągu pierwszych dni nauki zestawiał mi krzesła przed rozpoczęciem zajęć. To jeszcze bardziej wzbudziło moje podejrzenia. W końcu zachodni Europejczycy, w przeciwieństwie do wciąż mocno kolektywnych wschodnich, są indywidualistami i egoistami zapatrzonymi mocno w siebie. A tutaj przyjeżdża do Polski „gwiazdor z zachodu” i pomaga jakiemuś bliżej nieznanemu człowiekowi. Jak się okaże, moje podejrzenia były uzasadnione.
Pierwsze dni mojej obecności na tejże uczelni przebiegały na uważnym słuchaniu wykładowców i udzielaniu się w dyskusji, jako że już wówczas moja wiedza wykraczała daleko poza przeciętność – już 6 lat temu potrafiłem wyłapać sporą ilość błędów, które wykładowca z przedmiotu bezpieczeństwa popełniał w trakcie wykładu. Jednak oprócz kwestii czysto edukacyjnych, interesowałem się także elementem niepasującym. Uważna obserwacja dziwnego i podejrzanego zachowania jegomościa z zachodu zmusiła mnie w końcu do głębszego zajęcia się tą kwestią.
Na któryś z pierwszych zajęć a właściwie w przerwie pomiędzy zajęciami, w trakcie jednego z pierwszych dni nauki, postanowiłem popytać Francuza o to i owo. Przede wszystkim interesowało mnie, co człowiek z „wielkiego świata” robi na głębokiej polskiej prowincji, z której wszyscy uciekają do dużych miast. Wówczas jednak nie wiedziałem nic o tym człowieku. Wkrótce jednak karty zaczęły się odsłaniać.
Już w trakcie pierwszej rozmowy zaczynał poruszać dziwne tematy. Nie zdradziłem mu nigdy swoich prawicowo-konserwatywnych poglądów, jednak, pomimo to, po kilkudziesięciu minutach pierwszej rozmowy, zaczął niejednoznacznie popychać mnie w kierunku uczestnictwa w projekcie politycznym, jakim jest Obóz Narodowo-Radykalny. Było to bardzo dziwne, lecz jeszcze wtedy nie zaniepokoiło mnie. Uznałem, że człowiek wywodzący się ze zislamizowanej Francji może posiadać radykalne poglądy polityczne, nawet jeżeli wygląda na wysoce inteligentnego, rozważnego i spokojnego studenta. Jednak z czasem coraz więcej rzeczy w jegomościu zaczęło wzbudzać moje podejrzenia.
AB kontynuował w trakcie kolejnych tygodni swoje podchody nakierowane na wciągnięcie mnie do nacjonalistycznego projektu politycznego, mimo iż nie znał moich poglądów. Ja oczywiście grzecznie zbywałem jego sugestie – trzeba przyznać, że nie był w swoich sugestiach przekonujący. Wszystko co mówił wyglądało na wymuszone, tak jakby ktoś mu to wcześniej podyktował, a on tylko odgrywał swoją aktorską rolę. I to trzeba przyznać wprost – odgrywał ją w sposób niezwykle nieudolny.
Po nachalnych sugestiach uczestnictwa w projekcie ONR-u wiedziałem już, że coś jest nie tak. Nie mogłem więc sprawy pozostawić samemu sobie, gdyż w grę mogło wchodzić moje bezpieczeństwo, co z resztą, jak okaże się później, było trafną konkluzją. Postanowiłem więc poinformować o moich podejrzeniach najbliższych członków rodziny. Było to w październiku albo listopadzie 2018 roku. Nie bawiłem się w udawanie, o co podejrzewam tego człowieka. Powiedziałem wprost – służby specjalne.
Po tym jak już kilka osób wiedziało o moich podejrzeniach, aczkolwiek nigdy mi w nie nie uwierzyli, zaczęły dziać się jeszcze dziwniejsze rzeczy. W moim otoczeniu zaczęły pojawiać się kobiety czy też ściślej rzecz ujmując dziewczyny, które z daleka przypominały obiekty na mnie nasłane. Powiedzmy sobie wprost: zachowywały się jak prostytutki. Ten etap trwał jednak dosyć krótko. Osoby kręcące mi przed oczyma czterema literami, w dodatku niespecjalnie atrakcyjne, nie zrobiły na mnie żadnego większego wrażenia. Około grudnia 2018 roku wydaje się, że oszczędzono mi dalszego ciągu trwania tego żałosnego spektaklu. W okolicach grudnia 2018 roku pojawił się jednak kolejny nieoczekiwany mechanizm.
Siedząc z AB po zajęciach, a była to noc, zima, ciemno (co bynajmniej wcale nie robiło na mnie wrażenia no ale sceneria chyba nieprzypadkowa – ale mogę się mylić), AB zaczął w trakcie rozmowy o minionych zajęciach i ogólnie o studiach, w zupełnie nieoczekiwanym momencie wtrącać swoją historię uczestnictwa w wypadku/kolizji samochodowej. Było to jeszcze bardziej dziwaczne niż inne rzeczy, które czasami jegomość wciskał zupełnie niepotrzebnie do dyskusji, tak jakby musiał to zrobić, z bliżej mi nieznanych powodów.
Sekwencja AB w moim kierunku brzmiała w rodzaju: uczestniczyłeś kiedyś w wypadku samochodowym? Wiesz, że ja uczestniczyłem? Była to naprawdę nieprzyjemna sprawa.
Po tej wstawionej w dyskusje w najmniej odpowiednim momencie sekwencji zacząłem już otwarcie dopytywać: po co mi to mówi? Odpowiedzi AB dokładnie nie pamiętam – mam bardzo dobra pamięć, ale jednak minęło wiele lat. Najprawdopodobniej odpowiedział coś w rodzaju, że uczestnictwo w wypadku samochodowym to naprawdę nie jest przyjemna sprawa. Pamiętam, że często sekwencję w tym rodzaju powtarzał.
Ta sytuacja zaczęła mnie nie tylko dziwić, ale pierwszy raz pojawił się u mnie niepokój. Po co człowiek, który tak naprawdę mnie nie zna, wstawia w dyskusje swoje osobiste przeżycia związane z udziałem w wypadku? Bo tak zrozumiałem tę kwestię.
W trakcie pierwszych miesięcy znajomości z AB niewiele o nim jeszcze wiedziałem. Sam nie zdradzał jeszcze swoich tajemnic, poza tym, że pochodził z wojskowej rodziny – jego pradziadek i dziadek, jeżeli dobrze zapamiętałem jego słowa, byli wojskowymi. Byli nimi jeszcze w trakcie trwania rozbiorów, a więc przed 1918 rokiem. Jego ojciec miał pochodzić z rodziny rolników z Bieszczad czy też okolic Bieszczad. Jego matka z kolei właśnie z rodziny wojskowej. Jeżeli dobrze pamiętam — miał młodszą siostrę.
Rozmowy nasze traktowały o polityce, ale także o życiu we Francji. Francuz był dosyć dobrze rozeznany w tamtejszej scenie politycznej, pomimo młodego wieku. Zwierzał mi się także ze swoich niecodziennych problemów, co także wydawało mi się trochę dziwne. Ale o tym pisać nie będę, a przynajmniej w tym artykule, gdyż ma on zawierać w sobie informacje wyłącznie ważne z punktu widzenia potencjalnego uczestnictwa AB w tajnych działaniach bliżej nieokreślonych służb państwowych III RP.
W pewnym momencie pewnej dyskusji Francuz przerwał ją i pochwalił się swoim wzrostem. Nie rozumiem, jaki był tego sens, ale przyznał, że ma 182 cm wzrostu. Był więc niższy ode mnie i nosił, i zresztą nosi do dzisiaj, buty sportowe na wyraźnym podwyższeniu. Kompleksy?
Dużo opowiadał o tym jak zainspirowali go do podejmowania ćwiczeń na siłowni amerykańscy aktorzy lat 1980., znani dobrze z filmów o superbohaterach ratujących świat przed komunistami i terrorystami. Francuz już wówczas, dzięki fizycznej aktywności, wyglądał raczej na dresiarza z osiedla niż człowieka tajnych służb. Sportowy charakter jego ubioru oraz sylwetka nie odpowiadały popularnym wyobrażeniom o działalności agencji rządowych.
Francuz, wedle jego relacji, miał podjąć decyzję o przyjeździe do Polski i studiowaniu latem 2018 roku, a więc tuż przed ostatecznym terminem składania dokumentów. Nagły przyjazd do kraju pochodzenia rodziców, po 20 latach życia spędzonych na obczyźnie, także wydawał mi się dziwny. Tym bardziej że jego potencjał intelektualny predestynował go raczej do studiowania na Sorbonie, a nie gdzieś w Piotrkowie Trybunalskim, mieście widmie, skąd wszyscy uciekają do pobliskiej Łodzi, a które straciło od lat 1990. tysiące mieszkańców.
Dzisiaj, po kilku latach, w trakcie których nie widziałem tego człowieka, dostrzegłem u niego znaczne zmiany. Wydaje się, że nie waży już „tylko” 78 kg, które ważyć miał w 2018 roku, wedle jego relacji. Cóż, lata robienia z siebie Schwarzeneggera zrobiły swoje. Co jednak istotniejsze, zmienił kierunek studiów, po tym jak już ja zostałem z nich wyeliminowany. Ale o tym będzie dalsza część tekstu. Wróćmy do zimy lat 2018 i 2019.
Interesowała mnie bardzo reakcja Francuza na moje, nazwijmy to, pewne osiągnięcia na polu intelektualnym. Już podczas przedstawiania prezentacji z przedmiotu związanego z geografią, z której czuje się, nie ukrywam, dosyć mocny, pochwalił mnie za nią. AB był raczej dosyć sztywnym człowiekiem, a więc takie „uczuciowe” zachwyty były raczej u niego niespotykane. Ponieważ więc nadarzyła się okazja, aby na szerszym forum opowiedzieć nieco o sobie, postanowiłem poruszyć pewne kwestie ze swojej przeszłości.
Nie jest żadną tajemnicą, że wielokrotnie uczestniczyłem w rozgrywkach telewizyjnych typu teleturniej i wygrywałem je. Wówczas, w 2018 roku, miałem jednak jedynie jeden udział za sobą. Postanowiłem jednak zbadać reakcję Francuza na tę nowinkę. Jako że sam niewiele o sobie mówiłem, wszak jeszcze nie wiedziałem, które i czyje służby „stoją za jego plecami” i czy nie są to przypadkiem organy zewnętrzne, organy innego państwa, zbadać chciałem reakcję na pewne aspekty mojej przeszłości.
Na zajęciach poruszano temat ważnych wydarzeń z własnej przeszłości, toteż opowiedziałem to i owo o teleturnieju, w którym wziąłem udział. Na Francuzie nie zrobiło to wrażenia, ale coś tam dopytywał, co to jest i o co w tym chodzi. Okazało się to jednak niewypałem.
Tak mniej więcej doszliśmy do połowy roku akademickiego. Zanim jednak opowiem o tym co działo się po jej zakończeniu, nie mogę pominąć jeszcze wielogodzinnych dyskusji, które prowadziłem z AB w przerwie zajęć. Nie ukrywam, że opowiedział mi wiele rzeczy ciekawych, ale także wiele głupot, które z perspektywy czasu ukazały się niesprawdzonymi prognozami.
To, co najbardziej zwróciło moją uwagę, to nachalne forsowanie przez Francuza pozytywnego wizerunku Ukraińców, jako „białych ludzi”. Rozumiałem to jako indoktrynowanie mnie linią polityczną zgodną z aktualną linią reżimu III RP. Ponadto AB sugerował, że pan A. Macierewicz to porządny człowiek, patriota. Wtedy utwierdziłem się w przekonaniu, że mam do czynienia z wojskowymi służbami specjalnymi, którymi, jak wiemy, jeszcze w 2018 roku zarządzał człowiek Macierewicza.
Inną ważną sugestią Francuza były „żydowskie rządy w Rosji” oraz „potęga masonerii”. Wszystko, co na świecie się dzieje złego, jest dziełem masonerii. Rosją rządzi masoneria konserwatywna – Chabad Lubawicz, Zachodem rządzi masoneria lewicowa, liberalna. Katedrę Notre Dame spaliła masoneria. Takie i inne sugestie napływały z ust AB całymi miesiącami. Sądzę, że cel tych działań był oczywisty – znając moje prawicowo-konserwatywne poglądy (których oczywiście nigdy nie zdradziłem ani nie dałem po sobie poznać, że takie mam), chciał zaszczepić we mnie wrogość do Rosji jako do państwa rządzonego przez Żydów.
AB próbował także zainteresować mnie sprawą Janusza Walusia oraz białych afrykanerów prześladowanych w RPA. Ta kwestia wydawała mi się już zupełnym dziwactwem – co mnie, studenta bezpieczeństwa narodowego obchodzą problemy Republiki Południowej Afryki? Jednak łącząc to z pewnymi niepokojącymi sugestiami Francuza, zacząłem powoli rozumieć – rozumieć jak działa polskie Gladio.
Jak zapewne wiemy, Waluś był człowiekiem, który dokonał aktu zbrodni, jakkolwiek nie poddamy jego czynu analizie. AB z kolei całymi miesiącami mówił w mojej obecności, że „najbardziej chciałby” zostać żołnierzem/strażnikiem obszaru przygranicznego i dzięki temu móc bić i pałować imigrantów i obcokrajowców. Mówił to czasami, uderzając zaciśnięta pięścią w drugą dłoń. Odbierałem to wówczas jako dziwactwo. Jednak po czasie zrozumiałem, że chodziło najprawdopodobniej o podburzanie mnie do popełnienia czynu zabronionego prawem. Francuz w kolejnych miesiącach nie tylko podburzał mnie do bicia i pałowania imigrantów i obcokrajowców, co mi się nie podobało. Podburzał mnie także do przemocy wobec kobiet, stosując ten sam mechanizm: bredząc, że kobiety trzeba „trzymać krótko” i następnie uderzał pięścią w drugą dłoń. Jednak coś zupełnie niedopuszczalnego pojawiło się pod koniec roku akademickiego kiedy AB sugerował jednoznacznie, że żołnierzy obcych armii należy mordować. Podburzał więc otwarcie do popełnienia zbrodni wojennych, pomimo iż sam był w wojsku polskim (podobno kilka tygodni), natomiast ja w nim nie byłem i bynajmniej nie zamierzałem być.
Te zachowania człowieka studiującego na kierunku bezpieczeństwa narodowego powinny, przyznacie państwo, mocno niepokoić. Jednak wciąż nie był to mój problem, lecz problem tych, którzy będą nad tym człowiekiem sprawować w przyszłości pieczę. Poza tym uważałem to za element gry służb specjalnych wobec mnie, którą coraz mocniej z czasem kojarzyłem z podburzaniem do przemocy politycznej w krajach zachodu w okresie sprzed kilkudziesięciu lat. Dlatego też nikogo nie zawiadomiłem o tym co ten człowiek do mnie mówi. Wspomniałem chyba o tym jednemu członkowi mojej rodziny. Ale nie bawiłem się w bycie konfidentem. Ponadto, jak już wspomniałem, uważałem to za bliżej nieokreśloną grę służb, która wydawała się z biegiem czasu coraz bardziej oczywista.
Prawdziwy przełom w historii mojego życia nastąpił w lutym 2019 roku. Było to 17 lub 18 lutego, dzisiaj już dokładnie nie pamiętam. Wówczas pierwszy raz poczułem się źle, jednak jeszcze nie rozumiałem tej sytuacji.
Jako osoba regularnie wykonująca ćwiczenia fizyczne, niepijąca alkoholu, nie paląca papierosów ani nawet niepijąca kawy, uczucie to wydawało się niezwykle dziwne. Nie przypominało niczego, z czym wcześniej miałem do czynienia. Po latach dopiero zrozumiałem, że większość objawów pasuje do zażycia pewnego narkotyku – narkotyku służb specjalnych – LSD.
Jako konserwatysta zawsze byłem zwolennikiem surowego karania za produkcję i handel narkotykami. Alkohol też zresztą bym rodakom ukrócił, gdyż niszczy nasz narodowy potencjał intelektualny. Toteż jestem chyba ostatnią osobą w tym kraju, którą można by podejrzewać o zażycie tego typu środków. Prędzej bym je zaniósł na policję, niż je wypróbował.
Do dzisiaj z resztą nie rozumiem, jak zostałem nafaszerowany bliżej nieokreślonym środkiem wywołującym coś w rodzaju zawrotów głowy i halucynacji. Pomimo jednak tego typu objawów, mój potencjał poznawczy i intelektualny bynajmniej aż tak mocno na tym nie ucierpiał.
Powoli sytuacja wracała do normy, jednak w kolejnych miesiącach powtórzy się to wielokrotnie.
Rozmawiając zimą 2018/2019 z Francuzem w pewnym momencie powiedziałem mu pewną bzdurę, aby sprawdzić jego reakcję – stwierdziłem, dzisiaj dokładnie nie pamiętam tego słowo w słowo, jednak zasugerowałem, że chciałbym wejść do „systemu”, aby zmieniać go od środka. Początkowo jego reakcja była obojętna. Jednak na koniec naszej znajomości powie coś, co karze mi sądzić, że mogło to odegrać pewną rolę w tym co działo się w miesiącach pomiędzy lutym a czerwcem 2019 roku.
Marzec 2019 roku przyniósł rozpoczęcie drugiego semestru pierwszego roku studiów. Nie ukrywam, że miałem pewne osobiste plany co do tego okresu jednak złe samopoczucie, wynikające z prawdopodobnego nafaszerowania mnie bliżej nieokreśloną substancją, je całkowicie przekreśliły. Francuz z kolei zaczął się odkrywać. Albo jeszcze w marcu, albo na początku kwietnia przyznał, że jego ciotka, siostra jego ojca, pracuje na zagranicznej placówce polskiego MSZ, tj. w konsulacie generalnym RP w Lyonie.
Znając dosyć powierzchownie, ale jednak, działanie służb specjalnych, konsulaty skojarzyły mi się z wywiadem cywilnym w przeciwieństwie do ambasad gdzie, wedle relacji osób ze środka tego towarzystwa, rezydują ludzie służb tak cywilnych jak i wojskowych. Ta kwestia potwierdzałaby moje podejrzenia co do rzekomego działania w moim otoczeniu tajnych służb, których jednak określić dokładnie nie mogłem.
Francuz opowiadał mi pewne „tajemnice” dotyczące życia w konsulacie. Jego ciotka, nazwijmy ją LB, miała podobno odpowiadać tam za organizowanie uroczystości i ważnych wydarzeń. Z kolei ówczesny konsul generalny, czy też ściślej rzecz ujmując konsul generalna, miała nawet nie znać języka francuskiego, a więc języka kraju, w którym stoi na czele zagranicznej placówki dyplomatycznej. Tych niuansów wymieniał jeszcze więcej, lecz czas zrobił swoje i pomimo mojej bardzo dobrej pamięci, nie jestem w stanie sobie przypomnieć w tym temacie więcej.
Okres ten przynieść miał także inne wydarzenia, które zaważyły na moim zdrowiu i zniszczyły je bezpowrotnie, uniemożliwiając dalszą edukację, a nawet tak prozaiczną rzecz jak zdanie prawa jazdy. W moim otoczeniu zaczęły pojawiać się inne dziwne osoby. Twarze ich pamiętam po dzień dzisiejszy. Opiszę trzech z nich: jeden wyglądał jak nałogowy alkoholik. Człowiek ten, około lat 50, 175-180 cm wzrostu, pomarszczona twarz, wyglądał naprawdę bardzo „niewyjściowo”. Pojawiał się w różnych miejscach, w których zjawiałem się i ja. Od razu zrozumiałem, że jest to po prostu nachalne śledzenie mnie. Ale nie obserwacja sama w sobie, lecz celowe pokazywanie mi, że jestem śledzony. Podobne metody stosowały komunistyczne służby specjalne w okresie PRL-u wobec działaczy opozycji. Jednak dopiero po latach dowiedziałem się, że ma to swoją nazwę – obserwacja japońska czy też obserwacja po japońsku.
Przyznam, że początkowo nie robiło to na mnie wrażenia. Było to raczej śmieszne, żeby nie powiedzieć żałosne. Kiedy jednak w moją stronę zaczęli startować nożownicy, zachowujący się jak psychopaci, moje życie zmieniło się w piekło.
Zanim jednak wspomnę o prawdopodobnym wypuszczeniu w moim kierunku zamaskowanego nożownika, a przynajmniej na to wyglądał incydent z wiosny rok 2019, opiszę jeszcze inne osoby od obserwacji japońskiej.
Pierwszą z nich, o której wspomniałem wyżej, nazywałem sobie w podświadomości „ochlapusem”, gdyż wyglądał jak nałogowy alkoholik. Inną z kolei „profesorem”. 170 cm wzrostu, okulary, kwadratowa szczęka. Ten był wyjątkowo nachalny – w pewnym momencie zaczął chodzić za mną nawet 300-400 metrów od mojego domu. Wówczas, już po spotkaniu z nożownikiem wykrzykującym, że będzie podrzynać ludziom gardła, decyzja mogła być tylko jedna: udanie się na komisariat policji. Udałem się tam rzecz jasna z członkiem rodziny, gdyż moje zaufanie do państwa i służb państwowych spadło do zera. Na komisariacie opowiedziałem o oczywistych działaniach na skraju przestępstwa, takich jak nachalne śledzenie i chodzenie za mną na terenie co najmniej dwóch miast. Mundurowi jednak nie byli zainteresowani tym, co mam im do powiedzenia. Woleli pytać mnie, czy piłem dzisiaj alkohol, albo czy zażywam narkotyki, niż zainteresować się tą sprawą. Nie zrobiono z nią nic.
A moje zdrowie ulegało pogorszeniu. Pojawiać zaczął się stres, drżenie rąk, bóle głowy. Bandyci w moim otoczeniu jednak nie poprzestawali. Już nawet nie mogłem w spokoju udać się na uczelnie, gdyż w drodze do niej, ktoś symulował, że oddaje w moim kierunku strzały z broni palnej. Było to wiosennego poranka, około godziny 7:40-7:50 kiedy cały Piotrków Trybunalski śpi. Ulice świecą pustkami. Były to więc wymarzone warunki do działania dla bandziorów, którzy od jakiegoś czasu zaczęli mi niszczyć zdrowie i życie. W połączeniu z coraz większym przewrażliwieniem na punkcie „ogona”, który „ochlapus” i „profesor” mi dostawiali, moje życie zostało zmienione w piekło.
O wszystkim tym poinformowałem najbliższą rodzinę. Na komisariacie policji, tak jak już mówiłem, byłem z najbliższym członkiem rodziny. Rodzina jednak nie uwierzyła. Cóż, pewne osoby nie są w stanie zrozumieć, do czego może się posunąć państwo, aby ukryć swoje porażki i kompromitacje. Ja to wiem, gdyż znam bardzo dobrze i wówczas także trochę znałem historię minionych 100 lat.
Kolejna prowokacja miała miejsce już pod koniec pierwszego roku edukacji na Uniwersytecie im. Jana Kochanowskiego, filia w Piotrkowie Trybunalskim. O 7:50, w opustoszałym centrum Piotrkowa Trybunalskiego pojawiła się ciężarówka wypełniona uzbrojonymi żołnierzami. Widok niecodzienny. Tym bardziej niecodzienne było, że zajechała mi drogę tuż przede mną. Jechała w takim tempie, aby dokładnie wjechać w boczną uliczkę, zajeżdżając mi drogę. Już wówczas w wyniku bandyckich obserwacji japońskich oraz nożownika, który w pociągu, w drugiej połowie kwietnia 2019 roku, siadając niemal dokładnie za mną, krzyczał do innych osób, że będzie im podrzynać gardła, moje zdrowie niemalże legło w gruzach. Kolejne działania tylko go pogarszały. Bóle głowy, wahania nastroju, kołowanie w głowie – wszystko to stanęło się dla mnie codziennością.
Przyszedł więc koniec roku akademickiego. Idę sobie z Francuzem w pobliżu galerii handlowej, nieopodal uczelni. Nagle, w trakcie rozmowy, Francuz wciska kolejną wymuszoną sekwencję: i co, nadal chcesz iść do polityki? Zapytał cynicznie, z uśmiechem na ustach. Byłem tak słaby i zniszczony miesiącami bandyckich metod stosowanych wobec mnie, że nawet nie chciało mi się mówić.
Rok akademicki zakończył się dla mnie jeszcze gorszymi bólami głowy na przemian z bólami serca. Ciągłe wizyty u lekarzy, w tym kardiologów, wreszcie dwukrotny pobyt w szpitalu, gdzie insynuowano mi w iście bolszewickim stylu schizofrenie i zaburzenia powstałe w wyniku kontaktów z najbliższą rodziną. Kolejny cios.
Nawet będąc w takim stanie, nie zniknął „ogon” bandziorów, którzy doskonale wiedzieli, gdzie w danym momencie się udam. Kiedy udałem się do lekarza z bardzo poważnymi problemami neurologicznymi, przywlokła się za mną kobieta, kolejna z rodzaju wykrzywionych twarzy od spirytusu. Była tak bezczelna, że jeszcze weszła w dyskusję z członkiem mojej rodziny, który stał obok mnie. Ta sama kobieta następnie, dzień albo kilka dni później, łaziła za mną w innym mieście – w moim miejscu zamieszkania, 500 metrów od mojego domu.
Kilka dni temu minęło dokładnie 5 lat, odkąd opuściłem szpital, gdzie podsuwano mi do podpisania dokumenty sugerujące, że mam jakieś „zaburzenia”. Wysyłani do mnie psychiatrzy dziwnym trafem wywodzili się z obozu politycznego, który w tamtym mieście oraz w całym kraju, sprawował władzę. Aczkolwiek wobec tej osoby akurat nie mam większych zastrzeżeń – ta osoba nie była zainteresowana wpisaniem mi w „papiery” bredni pokroju schizofrenii czy innych „zaburzeń”, ale i tak coś idiotycznego wpisała.
Bóle, fatalne samopoczucie i inne męki trwały nadal. Francuz w październiku, kiedy rozpocząć się miał nowy rok akademicki, napisał do mnie czy będę jeszcze studiować, pisząc w SMS-ie, że on bardzo chciałby dalej móc w Polsce studiować. Miałem napisać mu coś mocniejszego, ale byłem jeszcze wówczas zbyt słaby – przy wzroście 185-188 cm ważyłem tylko 65 kg, w krytycznym momencie były to 63 kg. Nie byłem w stanie robić niemal nic, a bóle głowy wciąż trwały. Zaczęły ustępować dopiero pod koniec października albo w listopadzie 2019 roku. Wówczas też zacząłem prowadzić pierwszy od miesięcy wysiłek intelektualny. Już wówczas wiedziałem, że resztę życia poświęcę na pisanie o zbrodniczym, nieludzkim charakterze zachodnich służb specjalnych, które w przeszłości zniszczyły życie niejednemu obywatelowi własnego kraju.
W grudniu jednak sytuacja się pogorszyła i po raz kolejny trafiłem do szpitala. Od końca grudnia było już coraz lepiej. Mój wysiłek intelektualny był coraz większy. Zacząłem pisać pierwsze teksty. Zimą 2019 roku pewien bandyta jeszcze próbował utrudniać mi życie, jednak zaprzestał swoich działań około grudnia 2018 – stycznia 2019 roku.
O stabilizacji jednak mowy być nie mogło. Jeden dzień przynosił poprawne samopoczucie, inny pogorszenie. Dopiero marzec 2019 roku przyniósł dłuższą stabilizację, natomiast kwiecień tego samego roku był już w większości dla mnie korzystny. Maj już cały przebiegał we względnym zdrowiu.
Przez kolejne miesiące oraz lata badałem przestępczy charakter tajnych służb świata zachodu, zwłaszcza tych państw, które szkolą i transferują wsparcie dla służb III RP. W 2021 roku czułem się na tyle silny, że postanowiłem zrobić sobie w tym przerwę i wziąć udział w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, który ostatecznie wygrałem, niestety przegrywając w „dogrywce”, w jego wielkim finale. Później jednak przyjść miał kolejny zdrowotny cios.
W listopadzie moje samopoczucie się pogorszyło. Po kilku miesiącach wykryto u mnie zmiany nowotworowe na jednym z organów wewnętrznych. Kiedy skonsultowałem się z lekarzem-specjalistą w tej dziedzinie, od razu zasugerował mi, że przyczyną ich pojawienia się mógł być długotrwały stres. Nigdy w życiu się tak nie stresowałem, jak wtedy kiedy banda zwyrodnialców postanowiła zniszczyć mi życie i zdrowie, wiosną i latem 2019 roku. W ogóle nie pamiętam, abym kiedykolwiek się stresował w życiu. Zmiany tego typu, według lekarzy, tworzą się miesiącami albo latami. Toteż, jak nietrudno się domyśleć, ich początkiem mógł być rok 2019. Wychodzenie z kolejnych problemów zajęło mi kolejne miesiące. Dopiero w maju 2022 roku można mój stan zdrowia uznać za względnie normalny, aczkolwiek dopiero latem 2023 roku był on już naprawdę dobry.
Pomimo 3,5-centrymetrowych guzów na organach wewnętrznych na przełomie 2022 i 2023 roku udało mi się wygrać jeden z najpopularniejszych teleturniejów, do których, jak zwykle, przygotowywałem się niezwykle starannie. W 2023 roku chciałem wygrać jeszcze inne, ale niestety, ich jury nie dopuściło do mojego udziału w nich. Podobnie w 2024, również zgłosiłem się do popularnego teleturnieju, ale ponownie nawet nie miałem okazji w nim wziąć udziału.
W 2024 roku, w momencie odpoczynku od pisania tekstów i badania działań tajnych służb świata zachodu względem własnych obywateli, odkryłem, że Francuz już szósty rok studiuje i jak wynika z moich ustaleń, najprawdopodobniej będzie studiował jeszcze rok siódmy.
Tak więc już po wyeliminowaniu mnie z tamtej uczelni, ten zaczął wszystko od nowa. Po pobraniu na komputer zdjęć AB, których wcześniej nie miałem, postanowiłem sprawę upublicznić. 5 lat milczenia to i tak o 5 lat za wiele.
Autorstwo: Terminator 2019
Zdjęcia: Zorro2212 (CC BY-SA 3.0), Art Grafix (CC BY-SA 4.0), Terminator 2019
Źródło: WolneMedia.net
Poznaj plan rządu!
OD ADMINISTRATORA PORTALU
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS