Dorota Havlíková: Nie jestem pewna, bo Czesi nie rzucają się z szablami na czołgi, ale na pewno byłby bunt. Choć jest to pytanie akademickie, bo nie znam żadnego ugrupowania, które by się odważyło. Jest takie powiedzenie: „Rząd, który podniesie ceny piwa, musi upaść”. Myślę, że upadłby także wtedy, gdyby zakazał Czeszkom dostępu do antykoncepcji i możliwości decydowania o swojej ciąży, swoim ciele oraz życiu.
Jak wygląda aborcja w Czechach?
– W Republice Czeskiej przeprowadza się aborcje na żądanie do 12. tygodnia ciąży, później jest możliwa tylko ze względów zdrowotnych, gdy życie kobiety jest zagrożone lub udowodniono poważne uszkodzenie płodu. Zabieg na żądanie jest płatny, ze względów zdrowotnych bezpłatny. Od czerwca 2014 roku w Czechach dostępna jest tzw. pigułka aborcyjna, można ją stosować do 49. dnia po ostatniej miesiączce.
Czy wiele Polek korzysta z pomocy czeskich klinik ginekologicznych i dokonuje tam aborcji?
– Myślę, że tak jest od momentu otwarcia granic przed 30 laty. Prywatnie w Czechach zabieg kosztuje kilka tysięcy koron. Ale Polki przyjeżdżają tutaj także leczyć się ginekologicznie.
Jak wygląda w Czechach sprawa antykoncepcji?
– Antykoncepcja w różnych formach jest powszechna. Według obecnie publikowanych danych udział kobiet w wieku od 15 do 49 lat stosujących antykoncepcję hormonalną zmniejszył się, to poniżej 50 proc. Czeszki boją się hormonów i ewentualnych następstw, coraz częściej sięgają po spiralki i tabletki typu „dzień po”.
Dlaczego wzięła pani udział w protestach w Polsce?
– Mam piątkę dzieci, na szczęście zdrowych, mają od 6 do 31 lat. Do uczestnictwa w proteście namówiła mnie 16-letnia córka. Byłam bardzo zmęczona po całodniowym maratonie w pracy, ale pojechałyśmy z Trzyńca do Cieszyna. Sama mam już 52 lata, od 7 tygodni jestem babcią. Sprawa bezpośrednio mnie już nie dotyczy, moich córek też nie, jedna mieszka w Australii i to właśnie ona została mamą, dwie kolejne mieszkają w Czechach. Jednak trzeba pamiętać o innych dziewczynach i kobietach, które mieszkają w kraju zmierzającym w bardzo złym kierunku.
W Strajk Kobiet włącza się wielu mężczyzn, młodych, starszych. Z tego widać, że jednak ten temat ich też dotyczy i w protestach nie chodzi już tylko o orzeczenia TK, ale całą sytuację, w jakiej znalazła się Polska. Czara się przelała. Mój 19-letni syn wziął np. udział w marszu w Krakowie.
Wykupiła pani także prenumeratę „Wyborczej”, wspierając Strajk Kobiet.
– Podoba mi się, że „Wyborcza” włączyła się nie tylko poprzez udział dziennikarek w protestach, ale także konkretne wsparcie dla Strajku Kobiet. Będę przedłużać prenumeratę nie tylko dlatego, że lubię czytać „Wyborczą”, ale też dlatego, że wolność mediów i wolność słowa jest w Polsce poważnie zagrożona. Słucham na przemian czeskiego i polskiego radia. To drugie łamie wszystkie zasady rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa, którego mnie uczono na Uniwersytecie Śląskim. W lecie znowu czytałam „1984” Orwella i, cóż powiedzieć, widzę wiele zbieżności.
To mile, że politycy rozczulają się nad ciężko upośledzonymi dziećmi, ale trzeba pamiętać, że ich matki zostają często same, bo niewielu mężczyzn to wytrzymuje. Pozostają bez dochodów, bez możliwości powrotu do pracy. Te dzieci stają się dorosłe, ich matki nie mają sił, by się nimi opiekować, podnosić je, zmieniać im pieluchy… Dużo też myślą o tym, co będzie z dziećmi, jak ich zabraknie. Tak restrykcyjne prawo aborcyjne doprowadzi do wielu tragedii. Moja koleżanka poddała się aborcji w pierwszej ciąży, płód miał wiele wad. Druga ciąża była udana, dziś ma mądrą i piękną córkę, ale czy zdecydowałaby się na drugą ciążę, gdyby opiekowała się już bardzo chorym dzieckiem?
Myśli pani, że protesty przyniosą efekt?
– Trzymam mocno kciuki za polskie kobiety, żeby im się udało wywalczyć więcej praw, niż miały do tej pory: do edukacji seksualnej, dostępu do środków antykoncepcyjnych, badań prenatalnych, aborcji na życzenie. Nie powinny dać się zastraszyć, bo teraz albo już nigdy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS