A A+ A++

Marianna i Włodzimierz Kosteccy spędzili w kamienicy przy ul. Składowej w centrum Łodzi niemal całe życie. – Kamienicę zbudował mój dziadek, który umarł 1932 roku. Mieszkam w tym budynku 70 lat – mówi pani Marianna. – A ja 51 lat, czyli tyle, ile jesteśmy małżeństwem – dodaje pan Włodzimierz. – W tym miejscu byłam szczęśliwa. Lokatorzy byli jak rodzina – wspomina kobieta. – W największym rozkwicie było tutaj 47 mieszkań, czyli mieszkało około 200 osób – wylicza pan Włodzimierz.

W ostatnich latach, w okolicy wyrósł nowoczesny dworzec i drogie apartamentowce, a budynek, w którym mieszkają Kosteccy, stopniowo chylił się ku upadkowi. – Już 50 lat temu uznano, że kamienica nadaje się do rozbiórki. A żeby się to stało, trzeba wcześniej wyeksmitować wszystkich lokatorów. Dokonano tego, oprócz mnie i żony i małych dzieci. Urząd powiedział: „Kupcie sobie to, jak będziecie chcieli”. I od tej pory urząd nigdy się nami nie interesował – mówi pan Włodzimierz.

„Groźba zawalenia kamienicy jest bardzo duża”

Administrujące budynkiem miasto przyznało wszystkim lokatorom inne mieszkania, a zrujnowany dom oddało przedwojennym właścicielom. Problem w tym, że jednym z czterech właścicieli – po dziadku budowniczym – jest właśnie pani Marianna. Właścicielom nowy lokal od miasta się nie należy, więc schorowana rencistka z mężem emerytem zostali w starym mieszkaniu. Państwo Kosteccy przez lata próbowali własnym sumptem utrzymać i naprawiać rozlatujący się budynek. W końcu doszło jednak do katastrofy.

– Byliśmy świadkiem częściowego zawalenia w 2020 roku. I teraz groźba zawalenia kamienicy jest bardzo duża – mówi Bohdan Wielanek, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Łodzi.

Po katastrofie instytucja wydała zakaz użytkowania kamienicy i nakaz jej opróżnienia, a od budynku odcięto media. Utrzymujący się z emerytury i renty państwo Kosteccy nie mieli jednak dokąd pójść. Mimo braku wody i prądu, zostali w najbardziej oddalonej od miejsca zawalenia części domu. – Dogrzewamy się butlą gazową. Materac w naszym łóżku jest mokry, wszystko zgniło. Prądu nie ma, ale mamy akumulatory, które przynoszą nam synowie. Tylko, że taki akumulator starcza tylko na chwilę – mówią Kosteccy.

Małżeństwo przekonuje, że z niskich emerytur nie są w stanie ani kupić mieszkania, ani nawet go wynająć. – Mój mąż zbierał nawet puszki. Był taki moment i nie wstydzimy się tego, żadna praca nie hańbi – mówi pani Marianna.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPacyfiści w 1941 r. Protest przeciw wojnie z Hitlerem w USA
Następny artykułRynki z niepokojem patrzą w przyszłość