W tym roku nieco inaczej postanowiłem podejść do analizy wydarzeń z minionych zmagań. Zamiast skupienia się na tych najlepszych i najgorszych zabawiłem się w jurorów z Dancing with the Stars, czyli w wystawianie not poszczególnym kierowcom oraz zespołom za ich tegoroczne poczynania.
Skala tych ocen waha się między 1 a 10, gdzie “jedynkę” możemy uznać za fatalną postawę, “dziesiątkę” za fantastyczną, a “piątkę” za wyjściową. Do każdej z nich dodałem niekrótkie uzasadnienie. Mile widziane są reakcje w komentarzach i odzew, czy taki format podsumowania powinien zostać w kolejnych latach.
Haas: 2.00
Być może zabrzmi to nieco brutalnie, ale Amerykanie po raz kolejny udowodnili, że w F1 ścigają się w zasadzie bez żadnego celu. Po względnie udanym sezonie 2022 powróciły demony z przeszłości w postaci olbrzymich problemów z degradacją ogumienia i rozwojem samochodu. Dobitnie pokazały to zabiegi z końcówki sezonu 2023, gdy “przełomową” specyfikację VF-23 z Austin już w Las Vegas porównywano ze starszą, a do tego wszystkiego doszły gorzkie, ale jakże szczere słowa Nico Hulkenberga. Tak naprawdę największy tegoroczny sukces Haasa to dalsze blokowanie wejścia Michaela Andrettiego. Każdy bowiem jest świadomy tego, co będą dla niego oznaczać starty rywala z rodzimego rynku.
Nico Hulkenberg: 6.00
Nikt z nas zapewne nie spodziewał się tak odświeżonego Hulka po trzyletnim rozbracie z serią. Tymczasem w kompletnie niekonkurencyjnym samochodzie udowodnił, dlaczego niegdyś łączono go z przenosinami do Mercedesa. Jego umiejętności szczególnie uwidaczniały się w czasówkach, w których aż ośmiokrotnie dochodził do finału. Szkoda tylko, że tempo wyścigowe jego zespołu nie pozwalało na batalie o lepsze pozycje. Jeśli sytuacja nie poprawi się w 2024 roku, Nico faktycznie może szukać szczęścia gdzieś indziej, np. w Hinwil.
Kevin Magnussen: 3.00
Na zupełnie innym biegunie był z kolei przez cały sezon K-Mag, który po zeszłorocznym zezłomowaniu Micka Schumachera dość niespodziewanie kompletnie poległ w starciu z Hulkenbergiem. Szczęśliwie wywalczone trzy punkty i świetne kwalifikacje w Miami to jedyne jego tegoroczne osiągnięcia. Szukając jakichś innych pozytywnych aspektów, można powiedzieć, że Duńczyk nie zatracił chociaż ducha twardej rywalizacji na torze, o czym przekonał się m.in. Yuki Tsunoda w Arabii Saudyjskiej.
Źródło: Haas
Alfa Romeo: 3:00
Gdyby zorganizować konkurs na najbardziej anonimową ekipę F1, to w obecnym wcieleniu w cuglach wygrałaby go stajnia z Hinwil. Inaczej nie można bowiem nazwać takiej sytuacji, kiedy więcej mówi się o danym zespole po zakończeniu sezonu niż w jego trakcie, a tak jest przecież w przypadku Szwajcarów i ich nowej nazwy. Sportowo team zawiódł na całej linii, wyłączając z tego nadzwyczajne kwalifikacje na Hungaroringu.
Kimi Raikkonen Valtteri Bottas: 4:00
Nieprzypadkowo pojawiło się tutaj nazwisko mistrza świata z 2007 roku, bo trudno nie ulec wrażeniu, że Valtteri przeżywa jego kazus z pobytu w Hinwil. Ciągłe podróże i promowanie swoich kalendarzy nijak mają się do zaangażowanej postawy z początku sezonu 2022. Wyniki na torze Fina również pozostawiają wiele do życzenia – zwłaszcza w czasówkach, które były jego mocną stroną w Mercedesie, a aktualnie często potrafi mu zagrozić w nich chiński partner. Jedynie inauguracja w Bahrajnie wyłamała się z tej rozczarowującej kampanii, choć posiadany sprzęt też naturalnie dołożył do tego swoją cegiełkę.
Zhou Guanyu: 4.00
Ocenienie tegorocznych poczynań zawodnika z Szanghaju nie należało do łatwego zadania, biorąc pod uwagę promowaną najwyraźniej w Szwajcarii anonimowość. Najlepszy kwalifikacyjny występ na Węgrzech (który notabene przełożył w spowodowanie kraksy na starcie) nie zamaże całego, nieprzekonującego obrazu. Tak naprawdę nie ma za dużo do komentowania odnośnie postawy Zhou, gdyż niczym ona nie różniła się od tej z debiutanckiego roku. Teraz powinien maksymalnie skoncentrować się na efekcie “wow” w sezonie 2024, bo w innym wypadku próżno będzie mu szukać miejsca w F1.
AlphaTauri: 5.00
Wyjściowa nota dla składu z Faenzy jest bardziej docenieniem odważnych decyzji, jakie podjęto na początku sezonu i które poniekąd przyczyniły się do niezakończenia zmagań na ostatnim miejscu. Oczywiście Włochom długo zajęło pozbieranie się po fatalnym początku, aczkolwiek końcówka to nieco przysłoniła i to do tego stopnia, że Yuki Tsunoda prowadził nawet w GP Abu Zabi. Bardzo ciekawi mnie forma nowego wcielania juniorskiego zespołu Byków w kolejnym roku, gdyż nieprzypadkowe wydają się obawy niektórych ekip w kwestii zacieśnienia współpracy z Red Bullem.
Yuki Tsunoda: 6.00
Reprezentant Kraju Kwitnącej Wiśni w końcu pokazał to, czego wszyscy oczekiwali po jego bahrańskim debiucie w 2021 roku. Brak głupich błędów i dowożenie solidnych rezultatów zaowocowały tym, że wyrósł na prawdziwego lidera włoskiej ekipy. Zagadką jest teraz to, gdzie sięga sufit młodego Japończyka. Czy będzie go stać na pokazanie czegoś, co być może skłoni Christiana Hornera i spółkę do umieszczenia go na liście nazwisk ewentualnych zastępców Sergio Pereza?
Daniel Ricciardo: 5.00
Na razie to zestawienie otwiera właśnie uśmiechnięty Australijczyk. Nie będę rozwodzić się nad sensem jego comebacku i czy faktycznie to on powinien być głównym kandydatem do partnerowania Maxowi Verstappenowi. Chciałbym ocenić Honey Badgera tylko na podstawie postawy z toru, natomiast zostało to mocno utrudnione przez wypadek z Zandvoort. W związku z tym wyjściową ocenę uważam za słuszną, bo Daniel ani nie przybliżył się, ani nie oddalił się do fotela w Red Bullu.
Nyck de Vries: 2.00
Kompletnie nie sądziłem, że były mistrz F2 i FE okaże się aż takim rozczarowaniem, iż Helmut Marko odprawi go już po 10 wyścigach. Jeśli jednak w tym czasie nie robi się żadnego “super kółka”, to nie można liczyć na poważne sukcesy w królowej motorsportu. Można natomiast rozwodzić się nad momentem rozstania, a ponieważ należę do małego grona osób uważających, że jeden pełny sezon powinien otrzymać Holender, nie sądzę, aby najniższa ocena była tą właściwą. Zawsze bowiem istniała szansy poprawy po przerwie wakacyjnej – tym bardziej w znacznie ulepszonym AT04.
Liam Lawson: 7.00
Z drugiej strony mamy takiego Liama Lawsona, którego wyniki w seriach juniorskich nie były jakieś spektakularne, a mimo to z marszu na tyle zachwyca padok, że Marko musi deklarować jego starty w 2025 roku. Istnieją ku temu jednak solidne podstawy. Nowozelandczyk już na deszczowym Zandvoort pokazał się ze znakomitej strony i z każdą kolejną sesją tylko rósł. Efekt? Punkty w Singapurze, gdzie wcześniej awansu do Q3 pozbawił samego Verstappena. A to wszystko w trzecim swoim starcie w F1, chociaż należy zaznaczyć, że Liam trafił na lepszy okres całej AlphaTauri.
Źródło: Red Bull
Williams: 6:00
Niewiele osób zapewne spodziewało się Brytyjczyków na 7. pozycji w klasyfikacji konstruktorów, szczególnie że mogli liczyć tylko na jednego kierowcę. Praca nad platformą aerodynamiczną przyniosła natomiast zamierzone efekty, a w połączeniu z ciekawymi ruchami transferowymi (jak np. ściągnięcie Jamesa Vowlesa z Mercedesa) dały sukces, którego pewnie nie oczekiwano nawet w Grove.
Alex Albon: 7:00
Zawodnik z Tajlandii już w zeszłym roku pokazał, że w zespole niepodatnym aż tak na ataki ze strony opinii publicznej czuje się jak ryba w wodzie i nie inaczej było w niedawno zakończonej kampanii. 27-latek wyciągał wszystko ze swojej maszyny i tam, gdzie było to możliwe robił z tego punkty, a nieraz i wyniki ponad stan jak np. w kwalifikacjach w Holandii. Dzięki temu Williams wygrał rywalizację w dolnych rejonach stawki.
Logan Sargeant: 2.00
Największym tegorocznym problemem Logana nie były wcale typowe grzechy debiutanta, a to, że przez jego postawę kibice nie zapomnieli o Nicholasie Latifim, z którego tak przecież szydzono przez trzy lata startów. W czym natomiast Amerykanin rożni się dyspozycją sportową od Kanadyjczyka? Do udzielenia odpowiedzi na to pytanie pozostawię tylko jedną statystykę z tego sezonu dot. pojedynków kwalifikacyjnych (również i tych sprinterskich) z Albonem. Wynosi ona 0-28, a przecież jeszcze przed inauguracją mówił o czasówkach jako swojej najmocniejszej stronie.
Źródło: Williams
Alpine: 5.00
W Enstone skończyło się tak, jak to zwykle bywa w ostatnich latach, czyli na rozjechaniu oczekiwań z rzeczywistością. Zamiast gonienia czołowej trójki Francuzów wyprzedzili McLaren i Aston Martin, a tej porażki nie mogą osłodzić nawet dwa zdobyte podia. Niewątpliwie wpływ na to miała niedomagająca jednostka napędowa i kolejne organizacyjne perturbacje, których skutki będą jeszcze odczuwalne przez dłuższy czas.
Pierre Gasly: 6.00
W zasadzie obaj kierowcy zespołu wkomponowali się w tę francuską “normalność”. Lepsze występy przeplatali z gorszymi, chociaż akurat w przypadku Pierre’a mam wrażenie, że głównie zależało to od dyspozycji maszyny. Najważniejszy dla niego powinien być natomiast fakt, iż na dobre wyszło mu odejście z Red Bulla, a osiągnięcia takie jak z Belgii czy Holandii tylko to potwierdziły.
Esteban Ocon: 5.00
Esteban niczym nowym nie zaskoczył nas w tym sezonie. Kiedy trzeba (i bolid go nie zawiedzie) to dowiezie – nieraz nawet z nawiązką jak w Monako – a kiedy nie, to niczego nadzwyczajnego nie wyczaruje. Nic również nie zmieniło się w kwestii bezpośrednich pojedynków z partnerem zespołowym, o czym Gasly przekonał się m.in. w Las Vegas.
Źródło: Alpine
Aston Martin: 8.00
Ocenienie sezonu Zielonych stanowiło z kolei nie lada wyzwanie, ponieważ po pierwszej fazie rywalizacji każdy z nas zastanawiałby się nad oceną 9/10. W końcu ostatni taki duży postęp między sezonami, w których nie wystąpiły większe zmiany regulacyjne, zaliczyła Honda Brawn GP w 2009 roku. Później przyszła obniżka formy spowodowana nieudanym rozwojem, która przyćmiła powakacyjny okres i dopiero w samej końcówce udało się ją naprawić. Za to należą się duże brawa Brytyjczykom, którzy zaliczyli najlepszy w swojej historii rok pod względem punktowym.
Fernando Alonso: 9.00
Po wielu latach stojących pod znakiem nietrafionych decyzji wreszcie Fernando trafił i to w dziesiątkę. Dołączył do środowiska, o którym marzył od dłuższego czasu, co niemal od razu przyniosło obu stronom olbrzymie korzyści w postaci ośmiu podiów, licznych miejsc w TOP 10 i walki o 3. pozycję w klasyfikacji kierowców. Co najważniejsze, Alonso mógł przypomnieć o swoim wyjątkowym racecrafcie, którego z pewnością pozazdrościł mu niejeden młodzian. Takich manewrów jak z Bahrajnu czy Azerbejdżanu nie wykona przecież zwykły zawodnik, nie wspominając już o okrążeniu kwalifikacyjnym z Monako.
Lance Stroll: 5.00
I jak tutaj mówić o Kanadyjczyku jako przyszłym mistrzu świata, skoro w tak konkurencyjnym samochodzie nie był w stanie ani razu zameldować się na podium, a 42-letni partner zdobył prawie trzy razy więcej punktów. Jednakże wszyscy mamy świadomość potencjału Lance’a i powodów, dla których ściga się w tej serii. Podobnie jak w przypadku Ocona – nie pokazał nic nowego w tegorocznych zmaganiach, ale na jego nieszczęście – tym razem – nie rywalizował bezpośrednio z wypalonym wielokrotnym czempionem.
Źródło: Aston Martin
McLaren: 8.00
Prawdziwy rollercoaster przeżyła jednak druga brytyjska stajnia, ta z Woking. Do GP Austrii mogła walczyć jedynie o drobne oczka, ale od tamtej rundy wszystko się zmieniło. I nie chodzi tylko o zwykłe tempo MCL60, a radość, jaką kibicom dostarczyli Zak Brown i spółka. Momentami to jedynie oni mogli myśleć o jakiejkolwiek walce z Verstappenem jak np. podczas sprinterskich weekendów w Katarze czy Brazylii. Wielka szkoda, że od początku roku nie dysponowali taką świetną konstrukcją.
Lando Norris: 8.00
Nie pokuszę się o stwierdzenie, że był to najlepszy sezon Lando w F1, bo za taki uważam 2021, aczkolwiek był to na pewno pierwszy, w którym mógł regularnie walczyć o podia – naturalnie w drugim jego etapie. Wykorzystał to w stu procentach, sześciokrotnie stając na 2. miejscu i raz na 3. Pech Norrisa polega jednak na tym, że znowu największe osiągnięcie sezonu McLarena nie należy do niego. W 2021 roku zwycięstwo na swoim koncie zapisał Daniel Ricciardo, a w 2023 jedyny triumf w sprincie Oscar Piastri.
Oscar Piastri: 8.00
Bardzo się cieszę, że pojawił się w końcu debiutant, który obalił mit związany z potrzebą dwóch/trzech lat na wystawienie właściwej oceny. Jeżeli bowiem ktoś jest kozakiem, od razu to udowadnia i tak było właśnie w przypadku Oscara. Ten już w drugiej swojej czasówce w Dżuddzie potrafił niedomagającym bolidem zameldować się w Q3. Gdy forma auta się poprawiła, Australijczyk także urósł, przekładając to w duże punkty i dwa miejsca na podium. Już teraz nikt nie ma wątpliwości, dlaczego McLaren stoczył taką batalię o wyrwanie go z obozu Alpine.
Źródło: McLaren
Ferrari: 6.00
Po znalezieniu kozła ofiarnego w postaci Mattii Binotto w Maranello miały nadejść lepsze czasy. Czy nadeszły? Chyba nie, albowiem demony przeszłości wciąż prześladowały Scuderię, co poskutkowało nawet spadkiem w klasyfikacji konstruktorów. Oczywiście znajdą się tacy Tifosi, którzy powiedzą, że jako jedyna potrafiła obok Red Bulla wygrać wyścig i zdobyła sześć pole position, natomiast czy na przestrzeni ostatnich miesięcy pojawiła się jakakolwiek nadzieja na lepsze jutro – odzyskanie tytułu przed 2026 rokiem? Raczej nie, a tego przecież odczekuje się od 16-krotnych mistrzów świata.
Charles Leclerc: 7.00
Z wielu względów był to nietypowy, choć z drugiej typowy dla Monakijczyka sezon. Występy godne największych połączone z awaryjnością i pechem. Nie każdy kierowca może pochwalić się sześcioma miejscami na podium i czterema pole position, ale też taką potrójną koroną jak: DNF (niedojechanie do mety), DSQ (dyskwalifikacja) i DNS (niewystartowanie w wyścigu). Kampanię tę można uznać z kolei za nietypową, gdyż po raz pierwszy zaczęto podważać jego status lidera Ferrari. Dopiero po punkcie kulminacyjnym w Japonii wróciła niepodważana pozycja Charlesa, która może teraz skutkować bardzo atrakcyjnym nowym kontraktem.
Carlos Sainz: 7.00
Obraz bardzo regularnego madrytczyka, któremu coś zawsze brakuje, został nieco zachwiany w pozytywnym kontekście przez zawody na Monzy i Singapurze. Do obu tych rund wywalczył pole position okraszone najpierw podium, a potem drugą wiktorią w karierze. Poza tym trudno wskazać jakieś inne highlightsy Carlosa, jednakże te dwa wspomniane występy mocno zbudowały jego tegoroczne poczynania na torze i opinie wśród fanów.
Źródło: Ferrari
Mercedes: 7.00
W Brackley prawdopodobnie pogodzono się z nową rzeczywistością pozbawianą walki o największe laury. Niemcy mają przecież za sobą pierwszy sezon bez zwycięstwa od 2012 roku. Niemniej jednak nie posiadając przez większość rund drugiego samochodu w stawce, potrafili wywalczyć wicemistrzostwo świata, co zważywszy na skalę ich zeszłorocznych trudności, należy uznać za mały sukces. Kluczową w tym rolę odegrała maksymalizacja wyników na obiektach, gdzie nie domagało W14. Każdy inny zespół z aktualnej stawki może pozazdrościć takiej umiejętności.
Lewis Hamilton: 9.00
W tym roku potwierdziła się od dawna krążąca teoria nt. brytyjskiego asa związana z motywacją. Jeśli jest ona tylko właściwa, udowadnia, skąd na jego koncie wzięło się siedem mistrzowskich tytułów. I tym właśnie Lewis pozytywnie zaskoczył, bo niewiele wskazywało na to, że coś zmieni się na tym froncie względem poprzedniego apatycznego roku. Tymczasem pokazał miejsce w szeregu swojemu zdecydowanie młodszemu partnerowi, kończąc zmagania na podium klasyfikacji generalnej. Do tego doszło wiele innych pozytywnych momentów – w tym oczywiście magiczne okrążenie z Hungaroringu.
George Russell: 4.00
Gdybym miał wskazać największe tegoroczne rozczarowanie, niestety wybór padłby na zawodnika z King’s Lynn. Zupełnie zatracił pierwiastek magii, którą czarował w Williamsie i pierwszych występach dla Mercedesa, ograniczając się jedynie do kilku mniejszych występków jak w Hiszpanii czy Katarze. Z punktu widzenia George’a najbardziej niepokojące powinny być obawy dotyczące tego, czy jest to materiał na lidera Srebrnych Strzał pokroju Hamiltona. Takich głosów z kolei nie brakowało na przestrzeni niedawnych miesięcy.
Źródło: Mercedes
Red Bull: 10.00
Trudno w zasadzie o cokolwiek przyczepić się w przypadku Byków. Przygotowały zdecydowanie najlepszą maszynę, która ustanowiła wiele horrendalnych rekordów. Na polu organizacyjnym również nie można niczego zarzucić, bowiem gdy RB19 nie miało swojego dnia, Hannah Schmitz i jej ekipa potrafili to zamazać (naturalnie z wyłączeniem singapurskiej wpadki). Zagadką pozostaje to, czy Austriacy będą w stanie utrzymać tę dominację do zakończenia obecnej ery regulacyjnej.
Max Verstappen: 10.00
Tutaj nie ma co dużo pisać. Niech po prostu przemówią pewne statystyki. 19 triumfów, 86.36% wygranych wyścigów, 10 wiktorii z rzędu, 21 podiów, 575 zdobyte punkty, 1003 okrążenia spędzone na prowadzeniu, 75.70% kółek jako lider zawodów, 4 wygrane sprinty, wszystkie ukończone wyścigi i okrążenia, a to wszystko zwieńczone trzecią mistrzowską koroną na sześć rund przed finiszem sezonu. Można nie pałać sympatią do Maxa, ale na pewno trzeba docenić takie osiągnięcia.
Sergio Perez: 5.00
Tegoroczny przypadek Checo jest o tyle interesujący, że stał się ofiarą wmówienia sobie tego, iż może zostać mistrzem świata sezonu 2023. Z tego powodu jego odbiór jest nieco rozczarowujący, a w rzeczywistości zaprezentował to, do czego zdążyliśmy już przywyknąć. Kiedy były do tego sprzyjające okoliczności, potrafił zamienić je w odpowiedni rezultat, czym bardzo punktował jeszcze za czasów występów w Force India czy Sauberze. Każdy natomiast miał świadomość tego, że żadnej walki o mistrzostwo świata po prostu nie może być, a ponieważ Sergio w nią wierzył, pogubił się w środkowej fazie rywalizacji.
Źródło: Red Bull
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS