A A+ A++

Nie potrzeba szczególnego wysiłku intelektualnego, aby wyobrazić sobie sytuację, w której pewien celebryta po obejrzeniu filmu braci Sekielskich, wypowiada słowa o klerykach, którzy chcą zostać księżmi, aby gwałcić dzieci. Jedocześnie wyobraźmy sobie urażonego tymi słowami, uczciwego księdza, który w kwestii stosunku do małoletnich, nie ma sobie nic do zarzucenia. Myślę, że prawnicy Ordo Iuris chętnie podjęliby się reprezentowania tego duchownego, który chciałby celebrytę pozwać. Być może nawet byłby to ten sam pan, która w poczuciu spełnienia moralnego obowiązku, przed sądem uratował prawo Kai Godek, do mówienia o gejach „chcących adoptować dzieci, aby je gwałcić”. 

Z pewnością, parafrazując klasyka: milczenie w przypadku Kai Godek nie jest złotem, jest szansą. Jej słowa to nie jest żaden fakt, są zwyczajnie fałszywe i nakierowane na podsycanie niechęci wobec pewnej grupy, a w dodatku dalekie od chrześcijaństwa z którym Godek się utożsamia. Sąd skargę oddalił uznając, że strona powodowa nie wykazała, że wypowiedź ich dotyczy. Polskie prawo nie jest sprawiedliwe: z jednej mamy m.in. przepisy o obrazie uczuć religijnych, propagowaniu rasizmu, natomiast wszystkie pozostałe grupy są wyłączone z tej ochrony.

Czy zatem powinniśmy wprowadzać dodatkowe, ogólne ustawodawstwo, które będzie penalizowało wypowiedzi wobec grup, nawet jeżeli nie wskazano w nich konkretnej osoby? Moja wolność kończy się tam, gdzie twoja, nikt nie chce być obrażany. Z drugiej strony, czy możliwe jest uniknięcie sytuacji, w której przepisy o mowie nienawiści nie będą wykorzystywane jako narzędzie cenzury?

Zawsze pojawia się szara strefa. W Niemczech małżeństwo zostało skazane za krytykę polityki migracyjnej. Czy za cytowanie listu św. Pawła w kontekście homoseksualizmu będę ciągany po sądach, jak pewien zielonoświątkowy pastor w Szwecji? Czy wypowiedź o sprzeciwianiu się związkom partnerskim nie zostanie uznana za propagowanie nienawiści? Naiwnością byłoby sądzić, że strony ideologicznego sporu nie będą chciały takich przepisów wykorzystać. Błędem jest sądzić, że sądowa ochrona poprawności politycznej nie odbije nam się czkawką. Tak jak dwójmyślenie cechuje prawników Ordo Iuris, podobnie przecież strona lewicowo-liberalna uważa, że można spalić Biblię, kpić z wartości chrześcijańskich podczas Golgota Picnic, bo dodamy słowa „sztuka”, „artysta”, (choć te same osoby będą zawzięcie sprzeciwiały się emisji „Nieplanowana” w kinach), co najwyraźniej nie przeszkadza stać na straży wolności wyrazu.

Nie ma innego wyjścia, jak w tym konflikcie dóbr przyznać pierwszeństwo wolności słowa. A zatem Nergal powinien mieć prawo spalić Biblię, tak jak Kaja Godek opowiadać swoje dyrdymały. I jakkolwiek jest to obrzydliwe, to tak długo, jak mogą to robić, jesteśmy dalej od Orwellowskiego świata. Granicą powinno być nakłanianie do popełnienia przestępstwa oraz wypowiedzi skierowane względem konkretnej osoby i taką też granice wyznacza polskie ustawodawstwo.

Michał Dukiel

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułStackPath
Następny artykułDlaczego Polska jest trzecim beneficjentem unijnego Funduszu Odbudowy?