A A+ A++

Czytaj więcej: Hitler zgromadził olbrzymią fortunę. Ile byłaby warta dziś?

Świadek i oskarżona

Imię oraz skąpe fakty z życiorysu sekretarki ze Stutthofu znamy dzięki reporterom niemieckiej telewizji NDR, którzy do niej dotarli. Ustalili m.in., że w latach 50. zeznawała jako świadek w procesach zbrodniarzy wojennych. Po ponad pół wieku stała się oskarżoną.

Sprawa jest precedensowa – w Niemczech za morderstwa z czasów II wojny światowej bodaj nigdy wcześniej nie sądzono obozowej sekretarki. Pomiędzy czerwcem 1943 a kwietniem 1945 roku Irmgard F. pełniła funkcję maszynistki w komendanturze obozu Stutthoff (w dzisiejszym Sztutowie, niedaleko Gdańska). Prokuratura oskarżyła ją o współudział w zgładzeniu 11 387 osób – żydowskich więźniów, polskich partyzantów i sowieckich jeńców wojennych.

Według dziennikarzy telewizji NDR podejrzana utrzymuje, że o Zagładzie dowiedziała się dopiero po wojnie. Miała świadomość, iż za drutami dokonywano egzekucji, ale wydawało jej się, że te osoby zasłużyły na tak surową karę.

KL Stutthoff powstał 2 września 1939 r. Zbudowali go od zera sami więźniowie. W sumie przez obóz przeszło 110-127 tys. więźniów z 28 krajów świata. Co najmniej 65 tys. z nich zostało zamordowanych bądź zginęło z głodu, wycieńczenia, chorób czy na skutek zastrzyku w serce z fenolu. Ponad połowę ofiar śmiertelnych stanowili Żydzi. W czerwcu 1944 r. w obozie uruchomiono komorę gazową. O której sekretarka komendanta podobno nie wiedziała…

Stutthof – niemiecki obóz koncentracyjny w miejscowości Sztutowo, 36 km od Gdańska. Funkcjonował od 2 września 1939 r. do 9 maja 1945 r.


Stutthof – niemiecki obóz koncentracyjny w miejscowości Sztutowo, 36 km od Gdańska. Funkcjonował od 2 września 1939 r. do 9 maja 1945 r.

Fot.: Henning Langenheim/AKG-Images / East News

Z banku do kacetu

Irmgard F. urodziła się w Kalthof, dzisiejszym Kałdowie, niedaleko Malborka. W czasie wojny była stażystką w oddziale banku, który obsługiwał operacje finansowe SS. Christoph Rückel, prawnik reprezentujący ofiary Holokaustu, twierdzi, że przez jej oddział banku przechodziły pieniądze zarobione na niewolniczej pracy więźniów Stutthofu. Nie można więc wykluczyć, że już wcześniej miała świadomość tego, co dzieje się za drutami.

W połowie 1943 r. oddział banku zamknięto. Irmgard F. została sekretarką komendanta KL Stuthoff Obersturmbannführera SS Paula Wernera Hoppego. Miała niespełna 18 lat. Nie jest jasne, czy do komendantury obozu trafiła z nakazu Arbeitsamtu, czy dobrowolnie, zanęcona perspektywą ważnej pracy dla dobra Rzeszy.

Dr Marcin Owsiński, szef działu naukowego Muzeum Stutthof w Sztutowie, przekonuje, że jako sekretarka komendanta Irmgard F. znalazła się w samym sercu obozowej machiny odpowiedzialnej za śmierć tysięcy ludzi. – W odróżnieniu od nadzorczyń, które były w większości prostymi kobietami i zaciągały się do pracy w obozie głównie z pobudek finansowych, stenotypistki i telefonistki należały do ścisłej elity. Cieszyły się większym zaufaniem oraz stopniem wtajemniczenia. Nie wchodziły oficjalnie na teren samego obozu, gdzie przebywali więźniowie, mimo to ich praca miała charakter dużo bardziej ideowy – tłumaczy mi historyk.

W obozowych aktach nie zachowały się żadne informacje o Irmgard F. – Figurują w nich nazwiska sześciu telefonistek i stenotypistek. Najmłodsza w chwili przyjęcia do pracy miała 16 lat – mówi Owsiński. Według niego telefonistki doskonale wiedziały, co dzieje się w obozie, bo przez ich biurka przechodziły codziennie raporty, rozkazy, statystyki zgonów itd. Irmgard F. w hierarchii zawodowej stała jeszcze wyżej, więc trudno będzie jej dowodzić, że nie miała pojęcia o tym, iż w obozie masowo mordowano ludzi.

Przygotowując akt oskarżenia, niemieccy śledczy przesłuchiwali licznych świadków żyjących dziś w Izraelu i w USA. Zbadali też setki dokumentów. Irmgard F. zeznała w latach 50. jako świadek, że przez jej ręce przechodziła cała korespondencja komendanta obozu, więc paradoksalnie sama się obciążyła. Christoph Rückel podejrzewa, że w lipcu 1944 r. mogła osobiście przepisywać nakaz deportacji 1900 żydowskich kobiet i dzieci do obozu w Auschwitz, z których większość została zgładzona w komorach gazowych. W rozmowie z NDR oskarżona przyznała, iż Hoppe codziennie dyktował jej rozkazy oraz meldunki radiowe. Mówiła też, że szef był bardzo sumienny.

Zobacz też: „Dyktator”. Jak Chaplin wykpił Hitlera

– Złamała 11. przykazanie Mariana Turskiego, sformułowane przez niego w 75. rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz. Pozostała obojętna na to, co działo się w Stutthofie – tłumaczy dr. Owsiński. Nie bez powodu sięga po tę metaforę. Badał proces katów ze Stutthofu w 1946 r., w którym na ławie oskarżonych zasiadło m.in. sześć obozowych strażniczek. – Historia pokazuje, że można było zrezygnować z pracy w obozie. Tyle że spośród około 150 nadzorczyń zatrudnionych w Stutthofie zrobiła to tylko jedna kobieta. To dlatego w gdańskim procesie została skazana na pięć lat więzienia, zaś pozostałe oskarżone dostały wyrok śmierci – mówi historyk.

Chodzi o Ernę Beilhardt, która nie była w stanie znieść tego, co się działo w obozie i poprosiła o przeniesienie. – Jak wynika z dokumentów, była zagorzałą nazistką, członkinią NSDAP od wczesnych lat 30., ale jako dojrzała 37-letnia kobieta potrafiła stanowczo powiedzieć „nie”. Obozowa sekretarka na to się nie zdobyła – tłumaczy dr Owsiński.

Jednym ze świadków w procesie sekretarki jest ocalała z Holokaustu Abba Naor. Na początku lat 40. część jej rodziny została deportowana z getta w Kownie do Stutthofu. Kiedy dziennikarze zapytali Naor, co sądzi o całej sprawie, odpowiedziała gorzko: „A ile ona ma lat? 95? Niech umrze w spokoju. Żyła z tą historią przez tyle lat. To gorsze niż więzienie”. Niemieccy historycy do procesu podchodzą inaczej. Prof. Jens-Christian Werner uważa, że postawienie przed sądem byłej sekretarki ma wielkie znaczenie dla społeczeństwa, bo uświadamia, iż obozy koncentracyjne działały jak sprawny mechanizm, w którym znaczenie miał każdy trybik. „Opłakiwanie ofiar jest mało warte, jeśli nie zadajemy sobie pytania, dlaczego ci ludzie stali się ofiarami? A w tej kwestii zrobiono wciąż za mało” – mówił Werner w telewizji NDR.

Ułomna sprawiedliwość

Czy sądzenie kobiety stojącej nad grobem za czyny sprzed 78 lat ma sens? – pytam prof. Pawła Machcewicza, historyka, twórcę Muzeum II Wojny Światowej i autora niedawno wydanej książki „Wina, kara, polityka. Rozliczenia ze zbrodniami II wojny światowej”. – Trzeba zadać sobie inne, fundamentalne pytanie: czy wierzymy w sens sprawiedliwości i wymierzania kary za zbrodnie popełnione w czasie wojny aż po grób? – odpowiada prof. Machcewicz. I precyzuje: – Proces sekretarki ze Stutthofu jest ciągiem dalszym tego, co zaczęło się w Niemczech 10 lat temu od osądzenia Iwana Demjaniuka, strażnika z Sobiboru. Nie udowodniono mu żadnych zbrodniczych czynów, nie było obciążającego go zeznania choćby jednego świadka, skazano go na pięć lat więzienia tylko dlatego, że był członkiem załogi strażniczej obozu, m.in. na podstawie zeznań historyka Dietera Pohla, który dowodził, iż wszyscy strażnicy rotacyjnie doprowadzali ofiary z rampy do komór gazowych.

Demjaniuk zmarł rok po ogłoszeniu wyroku, w wieku 91 lat. Później odbyło się kilka innych procesów byłych SS-manów w równie podeszłym wieku. Przełomem było zatwierdzenie w 2016 r. przez Trybunał Federalny, czyli niemiecki sąd najwyższej instancji, wyroku dla tzw. księgowego z Auschwitz Oskara Gröninga. Został on skazany na cztery lata więzienia za współudział w zabójstwie 300 tys. osób. Trybunał uznał, że sam fakt pełnienia służby w obozie zagłady był świadczeniem pomocy nazistowskiemu aparatowi. – Przepisy w Niemczech nie zmieniły się, zmieniło się podejście do zbrodniarzy. Żeby skazać kogoś za morderstwo, trzeba było mu udowodnić osobiste w nim zaangażowanie. Jeszcze w latach 70. uniewinniano nie tylko strażników, ale wysokiej rangi funkcjonariuszy obozowych z braku dostatecznych dowodów na popełnianie czynów zbrodniczych – komentuje Machcewicz.

Uważa, że postawienie przed sądem sekretarki z obozu posuwa proces rozliczeń zbrodniarzy krok dalej, bo chodzi o osobę z obozowej biurokracji. – Sąd najpewniej weźmie pod uwagę to, czy oskarżona do pracy w obozie zgłosiła się dobrowolnie, czy dostała nakaz pracy, czy była członkiem jakieś formacji nazistowskiej. Zasadnicze pytania brzmią: czy była świadoma tego, co robi i czy miała wybór? Prawdopodobnie miała – mówi.

Sąd w Itzehoe będzie musiał rozstrzygnąć, czy spisywanie rozkazów komendanta było pomaganiem w zbrodni. Zdaniem prof. Machcewicza paradoks polega na tym, że jeszcze kilka dziesięcioleci temu ludzie ogrywający kluczową rolę w nazistowskich obozach, np. ich komendanci, albo nie byli ścigani, albo śledztwa w ich sprawie były umarzane lub skazywano ich na krótkie kary więzienia, a sprawiedliwość dosięga teraz tych, którzy byli pionkami. – Rodzi się pytanie: czy lepsza jest sprawiedliwość po latach, dosięgająca trybiki, podczas gdy koła napędowe pozostały w dużej mierze bezkarne? Czy uważamy może, że ludzi starych należy zostawić w spokoju? Jestem zdania, że nawet ułomna i spóźniona sprawiedliwość jest lepsza niż całkowite zaniechanie – przekonuje.

Komendant Stutthofu Paul Werner Hoppe w 1955 r. został skazany na pięć lat i trzy miesiące więzienia za masakrę na więźniach ewakuowanych z obozu do Neustadt, a po rewizji wyroku karę podniesiono do dziewięciu lat. Wyszedł na wolność w 1960 r., umarł w 1974 r. Mniej szczęścia miał pierwszy komendant obozu Max Pauly. Brytyjski trybunał wojskowy skazał go w maju 1946 r. na śmierć przez powieszenie po procesie załogi obozu Neuengamme. Zawisł na stryczku, ale nie za to, co robił w Stutthofie.

Profesor Machcewicz uważa, że proces sekretarki Hoppego to także przykład ekspiacji po latach. – Dzisiejsze pokolenie niemieckich prawników ma świadomość ogromnych zaniechań i kompromitacji zachodnioniemieckiego wymiaru sprawiedliwości w latach 60., 70. czy nawet 80. Próbują więc nadrobić coś, co jest już nie do nadrobienia. Dobrze, że sprawiedliwości staje się zadość, ale nie zmieni to faktu, że niemiecki wymiar sprawiedliwości przez długie lata w zasadzie pozorował działania przeciwko zbrodniarzom – tłumaczy.

Czytaj też: Co jadł Adolf Hitler i dlaczego testowanie jego jedzenia było koszmarem?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUciec za wszelką cenę
Następny artykułZbigniew Ziobro popełnił błąd. Tysiące spraw do powtórki