A A+ A++

Te same pobudki towarzyszyły Mateuszowi Pniewskiemu przy uruchamianiu biznesu. Stworzony przez niego TransactionLink oferuje platformę technologiczną, przy pomocy której firmy łączą się z dostawcami najróżniejszych usług fintechowych, takich jak sprawdzenie tożsamości klienta i jego historii finansowej, skanowanie dowodu osobistego, esemesowa weryfikacja użytkownika, przeczesanie państwowych rejestrów, a nawet automatyczna ocena ryzyka kredytowego. Do wyboru, do koloru, w dowolnej konfiguracji.

– Zaczynając ten biznes, wyobrażałem sobie, że możemy być Walmartem dla branży finansowej. Miejscem, do którego możesz przyjść ze swoją firmą i skompletować najróżniejsze produkty, aby móc ugotować dokładnie taką zupę, na jaką masz ochotę – tłumaczy obrazowo Mateusz Pniewski.

Do walmartowej skali TransactionLink oczywiście jest jeszcze bardzo daleko, ale biznes młodego Polaka wystartował całkiem obiecująco. Założona w 2020 roku spółka zdobyła już około 40 klientów, nawiązała współpracę z ponad 80 dostawcami fintechowych rozwiązań, a jej roczny powtarzalny przychód zbliża się do poziomu 1,2 mln euro. W dwóch pierwszych rundach finansowania – przedzalążkowej i zalążkowej – start-up zebrał łącznie około 6,2 mln euro i coraz odważniej rozpycha się poza granicami Polski.

„Wierzę, że to jeden z najzdolniejszych innowatorów młodego pokolenia. Technologia tworzona przez jego spółkę może nie tylko zrewolucjonizować rynek finansowy w Polsce i na świecie, ale również przyczynić się do stworzenia nowej fali polskich jednorożców w branży fintech” – tak w połowie 2021 roku o twórcy TransactionLink napisał Marek Dietl, prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, zgłaszając go do zestawienia „30 przed 30”. I choć Mateusz Pniewski (rocznik 1993) jeszcze się nie załapał na listę (wciąż ma na to czas), nie ulega wątpliwości, że to jeden z najzdolniejszych młodych przedsiębiorców, który może się pochwalić bogatą paletą osiągnięć. Choć nie wszystko w jego życiu zawodowym ułożyło się zgodnie z planem.

Mimo przedsiębiorczych korzeni Pniewski początkowo zamierzał zostać inżynierem – marzyło mu się budowanie silników odrzutowych. Z taką tezą wyjechał na studia inżynieryjne do Cambridge. Zaliczył praktyki w Airbusie i grupie energetycznej Engie, zdał wymagające egzaminy, wyleciał na kilkumiesięczny projekt do Chin. Ale w pewnym momencie zrozumiał, że inżynieria nie jest dla niego. Wolał spróbować sił w biznesie. Tyle że gdy jego znajomi aplikowali do wielkich firm zajmujących się doradztwem strategicznym, on zwrócił się w stronę technologii.

czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJeszcze pięć lat temu Wiesława Podrazę nazywano „władcą armatury”. On sam za najbardziej przyszłościowy uważał jednak inny biznes
Następny artykułSeedia. Od solarnej ławki do inteligentnego miasta