Kilian Peier mógł być bohaterem dnia dla szwajcarskich kibiców, ale stał się bohaterem najbardziej bolesnych i rozdzierających serce ujęć. 26-latek prowadził po pierwszej serii i był bardzo blisko historycznego triumfy w zawodach Pucharu Świata. Niestety, okazało się, że nie znalazł się nawet na podium.
Wielki powrót po najgorszej dla skoczka kontuzji
W październiku 2020 roku w trakcie mistrzostw Szwajcarii Kilian Peier odniósł bardzo poważną kontuzję. Brązowy medalista mistrzostw świata z 2019 roku na dużej skoczni w Seefeld poszybował aż na 116,5 metra, ale nie zdołał ustać. Zawodnikowi szybko rozjechały się narty i doszło do dramatycznego w skutkach upadku. Skoczek został przetransportowany do szpitala, gdzie wykonano mu rezonans magnetyczny. Diagnoza okazała się fatalna – zerwanie przednich więzadeł krzyżowych w prawym kolanie. Dla skoczka narciarskiego jeden z najgorszych wyroków.
Po 10 miesiącach przerwy Peier wrócił jednak na skocznie i z każdym kolejnym tygodniem prezentował się coraz lepiej. Od początku zimy Szwajcar imponuje. Był szósty w Niżnym Tagile i Kussamo, dziewiąty w Wiśle i czwarty w pierwszym konkursie w Engelbergu. Ba, w całym sezonie nie spadł niżej niż na 16. miejsce.
W Engelbergu skakał jednak znakomicie. Był jednym z dwóch zawodników, którzy nie wypadli z najlepszej ósemki w każdym ze skoków. Ewentualne podium nie byłoby więc żadnym zaskoczeniem. Dla Szwajcara mogło być to drugie podium w historii startów w Pucharze Świata. A gdyby stanął na nim w niedzielnym konkursie w Engelbergu, to wróciłby do TOP 3 PŚ po 742 dniach. Niestety, mimo kapitalnych lotów w ten weekend ani razu w najlepszej trójce się nie znalazł.
“To zdjęcie boli”. Kobayashi pocieszał Szwajcara
Niestety skok w drugiej serii zupełnie mu nie wyszedł. Szwajcar poleciał zaledwie 132 metry, a konkurenci latali zdecydowanie dalej. Było też widać, że ten skok nie do końca wyszedł mu na progu. Mimo prowadzenia po pierwszej serii Peier zakończył rywalizację na czwartym miejscu, tracąc zaledwie 0,4 pkt do podium. Przed nim byli Ryoyu Kobayashi, Karl Geiger i Marius Lindvik.
Skoczek nie krył załamania, bo podobnie jak kibice czekał na pierwsze od lat podium dla Szwajcarów. Od razu skoczka pocieszali inni Szwajcarzy, a chwilę później podszedł do niego nawet zwycięzca Ryoyu Kobayashi, który poklepał go po ramieniu i przytulił. “To zdjęcie boli”, “bardzo go szkoda” pisali kibice pod tweetem Eurosportu i trudno się dziwić, bo każdy bezstronny widz liczył pewnie na to, że Peier sprawi niespodziankę.
Wszystko zmieniło się po igrzyskach w Pjongczangu
Celem dla urodzonego w 1995 roku zawodnika były igrzyska olimpijskie w Pjongczangu. Niestety, okazało się, że forma Peiera była na tyle słaba, że trener Ronny Hornschuch nie zdecydował się na powołanie go do reprezentacji. – To było, jak mocne uderzenie w twarz. Poczuł się bardzo skrzywdzony, ale wyciągnął właściwe wnioski – mówił szwajcarskim mediom Sylvian Freiholz, były skoczek i zdobywca brązowego medalu z konkursu na mistrzostw świata w Trondheim w 1997 roku. Peier po igrzyskach olimpijskich wystąpił jeszcze dwa razy, w Lahti oraz w Oslo, a potem postanowił przedwcześnie zakończyć sezon. Zdał sobie sprawę, że jego największym problemem jest słaba mentalność i brak umiejętności radzenia sobie ze stresem. – Co z tego, że jestem uważany za skoczka z wielkim potencjałem, jak zupełnie nie potrafię tego wykorzystać – miał się wówczas pożalić trenerowi.
Przełom widać było już latem 2018 roku, bo Killian Peier wygrał trzy konkury Letniego Pucharu Kontynentalnego, a w Letnim Grand Prix dwa razy stanął na podium. Eksperci twierdzili jednak, że zimą wszystko wróci do normalności, a Peier nie będzie już tak mocny. Sezon zimowy pokazał jednak co innego, a skoczek zgromadził już 339 punktów. W tym sezonie już niedługo pobije zapewne ten wynik.
Trener z piłki ręcznej stoi za przemianą
Za przemianą Kiliana Peiera stoją przede wszystkim dwie osoby. Chodzi tutaj o trenera kadry narodowej Ronny’ego Hornschucha, a także Othmara Buholzera, który od 2018 roku pracował z Killianem Peierem. Peier nazywa go swoim osobistym trenerem mentalnym, który dba o kondycję psychiczną zawodnika. W czasie sezonu skoczek rozmawia ze swoim coachem przynajmniej raz w tygodniu, a co dwa tygodnie spotykają się na coś w rodzaju sesji terapeutycznych. Sam Buholzer ma ogromne doświadczenie w prowadzeniu sportowców, mimo że nie wywodzi się ze sportów zimowych, a z piłki ręcznej (był nawet trenerem kadry u-21, która w 2003 roku zajęła szóste miejsce na mistrzostwach świata). Buholzer od lat kształcił się także w kierunku rozwoju mentalnego sportowców, a w Internecie można znaleźć również jego wykłady na temat treningu w sporcie.
Może się okazać, że Peier będzie więc jednym z czarnych koni nadchodzącego Turnieju Czterech Skoczni, a najmocniejszy będzie zapewne w Innsbrucku, bo Bergisel to jego ulubiona skocznia. I na niej zdobył też medal mistrzostw świata w 2019 roku.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS