A A+ A++

Argentyna się cieszy, Holandia płacze. Niewielu przewidziałoby scenariusz meczu, który za nami. A było w nim wszystko: dużo goli, zwroty akcji, historyczne momenty, sprzeczki oraz (niestety) sędzia Lahoz, który był jak benzyna do gaszenia ognia. Nie pomagał widowisku i dał się zapamiętać w złym tego słowa znaczeniu. Takich „fachowców” na wielkich turniejach widzieć nie chcemy, ale wiemy, jak jest. Ten gość musi mieć na kogoś papiery. Wracając jednak do czystego futbolu, było go tak wiele, że grzechem było nie zobaczyć tego starcia.

Nie sposób nie przyznać, że Argentyna ostatecznie zasłużyła na półfinał. Przeżyła męki trochę na własne życzenie, acz oddajmy Holendrom, że dzięki znakomitym wejściom rezerwowych wrócili z dalekiej podróży. Kiedy niektórzy mogli już myśleć o jutrzejszym odlocie z lotniska przy 0:2 w końcówce, kilku gości z paki Louisa van Gaala zechciało potwierdzić jego trenerski nos do taktyki.

Do pewnego momentu geniusz Messiego przyćmiewał wszystko

Możesz mieć naprawdę świetny zespół. Dobrze zbudowany na tyłach, uniwersalny w środku, nieprzewidywalny w ataku. Prowadzony przez starego wygę, który na wielkiej scenie piłkarskiej zjadł wszystkie zęby. Wydaje ci się, że to wystarczy, żeby odnieść sukces. Żeby pokonać mocnych, zyskiwać chwałę, przechodzić do historii. Holandia tak myślała. Louis Van Gaal tak myślał. Twierdził zresztą, że dla niego mundial zaczyna się dopiero teraz. Że nic innego jak złoto go nie interesuje.

Van Gaal miał prawie wszystko. Prawie, bo nie mógł liczyć na pierwiastek geniuszu, jaki daje Messi. To materia nieuchwytna, wyjęta poza wszelkie systemy. Możesz uprzykrzyć mu życie, ograniczyć jego możliwości, ale nigdy całkowicie zwalczyć. Nie ma takiego zespołu na świecie, który byłby w stanie to zrobić. Nawet teraz, gdy Argentyńczyk ma już 35 wiosen na karku. Powinien być wolniejszy i owszem, nie biega z piłką przy nodze tak jak 10 lat temu. Ale wybitne jednostki potrafią ewoluować. Gdy widzą, że jeden element nie domaga, zaczynają opierać swoją siłę na innych. Messi obrazuje tę metamorfozę idealnie, a kunszt przy asyście na 1:0 był laurką dla jego wirtuozerii w kreowaniu akcji ofensywnych.

Jeśli ktoś w tej sytuacji miał znaleźć miejsce między sześcioma Holendrami, żeby idealnie wyłożyć piłkę Molinie zbiegającemu ze skrzydła, to właśnie Messi. Kto wie, może zobaczyliśmy dzisiaj asystę turnieju. Cała ta sekwencja poprzedzona dryblingiem i zrobieniem sobie miejsca robi wrażenie. Messi nawet nie spojrzał w tym kierunku, jego radar w głowie zebrał informację o pozycji Moliny chwilę wcześniej. Zresztą, wykończenie prawego obrońcy Albicelestes też było niczego sobie. Bramka taka, że palce lizać.

Przełom po 80. minucie

Marność nad marnościami. Tyle, tylko tyle chciało się powiedzieć o Holandii, która do 83. minuty nawet na minutę nie potrafiła zagrozić Argentynie. Gdy ekipie Oranje zaczął palić się grunt pod nogami po golu Messiego z rzutu karnego, brakowało jakiegoś zrywu, czegokolwiek, co świadczyłoby, że chcesz zrobić wszystko, żeby odrobić straty.

Ale, no właśnie, tak było do 83. minuty. Kiedy na boisku pojawili się Luuk de Jong i Wout Weghorst, można było spodziewać się jednego: Holandia zacznie grać na wrzutki. Mając dwie wieże w polu karnym, musisz to robić. I ta Holandia, ta dość przeciętna dzisiaj reprezentacja, prostymi środkami wreszcie złapała kontakt. Weghorst załadował gola głową  (pierwszy celny strzał Holendrów), zrobił to naprawdę pięknie, co otworzyło nam nowy mecz.

Wymarzony rezerwowy oraz rzut wolny Holendrów do podręczników historii

W tym „meczu” swoje trzy grosze zdążył jeszcze włożyć pan Lahoz. Choćby nie wyrzucił z boiska Paredesa za jego ostry faul i chwilę później kopnięcie piłki w ławkę rezerwowych Holandii. Van Dijk powalił go w geście niezadowolenia, cała ekipa z niebieskich i pomarańczowych koszulkach ruszyła na murawę. Zrobiło się gorąco, nie po raz pierwszy i ostatni zresztą. Ale nie to było najważniejsze – nie, bo dosłownie w ostatniej akcji spotkania HOLANDIA STRZELIŁA GOLA NA 2:2.

Argentyńczycy witali się z gąską, pewnie myśleli, że nic złego już się nie wydarzy. Kapitalnym rozegraniem rzutu wolnego w setnej minucie spotkania popisał się jednak Koopmeiners. Kilka minut wcześniej z tej samej pozycji przed polem karnym Holendrzy oddawali strzał, lecz za drugim razem pomocnik sprytnie podał do Weghorsta, który okazał się rezerwowym na medal. Tam trzeba było wyciętego układu nerwowego, jaj ze stali. To było zagranie rodem z piłki ręcznej, nie nożnej, które można pokazywać na każdym wykładzie ze stałych fragmentów gry.

Dwa celne uderzenia Holandii (samego Weghorsta), dwa gole. To znaczy skuteczność. Tyle też znaczy geniusz Louisa van Gaala, którego starcie z geniuszem Messiego skończyło się remisem po regulaminowym czasie gry. Nie można powiedzieć inaczej, skoro trzech wprowadzonych przez niego zawodników urodziło dwa trafienia na wagę dogrywki. Tak rozgrywa mecze stary lis, który miał na tym turnieju chrapkę na coś więcej.

Ostatni rozdział pokazem żelaznych nerwów Argentyny

Patrząc na twarze Argentyńczyków, można było odnieść wrażenie, że strach zagląda im w oczy. W końcu ciążyła na nich chora presja narodu, a naruszona psychika mogła tylko pogarszać sprawę. Słowem: konkurs jedenastek nie był dla nich wymarzonym scenariuszem. Świadczyła o tym ich postawa, ich zmasowane ataki w drugiej części dogrywki. Grali tak, jakby musieli odrabiać straty. Obijali Nopperta, słupek, boczne siatki. Włączyli najwyższy bieg, ale zrobili to za późno. Nie zdołali uciec przed ruletką.

Okazało się jednak, że akurat dziś ruletka jest dla nich szczęśliwa. To nie zawsze było normą, ot, kilka turniejów im pogrzebała. Ten nie, przynajmniej nie w ćwierćfinale, bo piłkarze potrafili utrzymać nerwy na wodzy. Nie dopadły ich demony z dawnych konkursów jedenastek w Copa America.

Patrz, jak cię zjem! Patrz, jak cię zjem! – swego czasu krzyczał Emiliano Martinez do Kolumbijczyków, kiedy bronił ich rzuty karne. Tak zyskał rozgłos, wpisał się do kanonu argentyńskiej piłki. Dzisiaj miał okazję, żeby przypomnieć swoje memiczne gesty, bo w wyjątkowy sposób wybił z rytmu Holendrów. Może nie tak jak Mateu Lahoz piłkarzy obu drużyn swoim „wybitnym” sędziowaniem (pokazał dziś aż 17 kartek, to rekord meczu na MŚ!), ale też zapadł w pamięć. Bramkarz Albicelestes rzucał się po rogach jak natchniony i zatrzymał van Dijka oraz Berghuisa w pierwszych dwóch kolejkach. A jako że jego koledzy z wyjątkiem Enzo Fernandeza nie pudłowali, Argentyna mogła zapłakać po zwycięstwie.

Zwycięstwie – trzeba przyznać – zdecydowanie wycierpianym. Holandia jedzie do domu, choć zrobiła wiele, żeby zatrzymać Argentynę. Ta jednak w najbardziej ekstremalnym momencie rywalizacji po prostu okazała się lepszą drużyną.

WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA W KATARZE:

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPonad 600 ton węgla trafiło do mieszkańców gminy
Następny artykułMonitoring ma rozwiązać problem