Pierwszy kontakt z uszczelniaczami Orange mieliśmy jesienią 2019 roku podczas jednych z krajowych targów rowerowych – to tam spotkaliśmy przedstawiciela amerykańskiej marki, który też nieco o nowym wówczas produkcie na naszym rynku opowiedział. Orange pochodzi ze stanu Teksas i mocno kładzie nacisk na to, aby skład ich uszczelniaczy był w pełni bezpieczny dla naszych komponentów. Przyszedł czas na konkrety i ekipa Poręby z Krakowa, która wzięła na swoje barki dystrybucję uszczelniaczy Orange, podesłała nam paczkę w pomarańczowych barwach – do testu otrzymaliśmy kompletny zestaw do przerobienia kół na tubeless firmy Orange. W skład zestawu weszły wentyle, taśma na obręcze oraz – najważniejsze – dwa płyny z oferty Orange, klasyczny uszczelniacz oraz wersja endurance, która dłużej zachowuje płynną konsystencję. Jak zwykle w przypadku produktów tego typu, test nie jest sprawą łatwą. Po pierwsze, ich działanie jest zależne również od naszych obręczy i opon. Po drugie, kwestie skuteczności zadziałania uszczelniacza bardzo często zależą od szczęścia i wypadkowych typu – wielkość i kształt dziury, miejsce wystąpienia, itp. Oczywiście pozostają też kwestie oczywiste i łatwe do zweryfikowania jak choćby wysychanie. Postaramy się więc prześliznąć przez najważniejsze aspekty i przekazać nasze doświadczenia oraz wnioski zebrane w trakcie jazdy z produktami Orange. Unboxing – dopracowany zestaw OrangeZanim przystąpiliśmy do montażu pomarańczowego zestawu na nasze koła przyjrzeliśmy się dokładnie jego cechom. Od razu przyszło nam na myśl kilka uwag ,,na sucho”. Głównie pozytów, choć i minusy już na tym etapie udało nam się wychwycić.Taśma to produkt dość standardowy, jest cienka i sztywna, choć wydaje się być nieco bardziej plastyczna niż produkty konkurencji. Generalnie nie ma to większego znaczenia, ale może delikatnie poprawić proces montażu. Klej nie jest zbyt mocny, podobnie jak w innych taśmach na rynku. Orange nie odbiega na tym polu od standardu, który znamy z wyrobów innych producentów. Fanów zbijania zbędnych gramów ucieszy jej masa. Podobnie jak wiele innych taśm z klejem, również Orange jest wyraźnie lżejsza niż opaski tubeless, które na rynku są lansowane przez niektórych producentów kół. Masa taśmy o szerokości 18 mm na jedno koło o średnicy 28” wynosi 5 gramów. Wentyle Orange to element na którym firma nie oszczędzała. W zestawie otrzymujemy dwa wysokiej klasy, bardzo lekkie wentyle oraz dwa typy gumek, które mają pasować do obręczy o różnych kształtach wewnętrznej strony – zarówno tych bardziej płaskich, jak i z głębszym rowkiem. Tego brakuje w wielu produktach konkurencji. Orange zadbał też o walory estetyczne. Jest na bogato, albowiem otrzymujemy nakrętki w wielu kolorach, które możemy dopasować do barw naszego roweru. Mała rzecz, a cieszy! Jest też kluczyk do wentyla. Jednym słowem – wszystko co potrzeba i jeszcze trochę. Wentyle zdecydowanie na plus. Uszczelniacz, a w zasadzie dwa (używaliśmy wariantu klasycznego i endurance) to bez dwóch zdań najciekawszy produkt. Przede wszystkim mają dobry skład. Są nietoksyczne, a więc nieszkodliwe dla środowiska. Ich skład oparty jest na lateksie i nie ma w nim amoniaku. Dzięki temu płyn nie wchodzi w reakcję z nyplami lub szprychami i nie powoduje ich osłabienia. Mleczka z amoniakiem, które przedostają się gdzieś przez opaskę w stronę otworów potrafią w około dwa lata na tyle przeżreć nyple, że te zaczynają pękać poddawane normalnym obciążeniom występującym w trakcie jazdy. Podobnie z oponami – niektóre marki podają, że amoniak znacznie osłabia gumę i zmniejsza odporność na przebicia. Temat nypli mamy (niestety…) sprawdzony osobiście, w kwestię osłabienia ogumienia musimy uwierzyć ,,na słowo”. W tym przypadku natomiast cieszy, że Orange po prostu zwalnia nas z martwienia się o te sprawy – on w reakcje nie wchodzi. Celowo wylaliśmy nieco płynu na gładką powierzchnię, aby lepiej się mu przyjrzeć. Ciecz jest raczej wodnista, powiedzmy, że gęstością można porównać ją do typowych uszczelniaczy jak NoTubes czy Trezado. Płyn wydaje się stawiać mały opór i dość łatwo (szybko) porusza się po powierzchni. Czy to dobrze? Nie wiemy, to trochę jak wróżenie z fusów, bo gęsty płyn może zwiastować lepsze zalepianie dziur, a wodnisty szybsze spływanie do przebicia. Dochodzimy jednak do sedna, bo ,,płynne mleko” to jedynie część składu uszczelniaczy Orange. Wśród tej ,,szybkiej” cieczy o mleczno-kakaowej barwie pływają różnej wielkości cząsteczki gumowego tworzywa. Ono porusza się oczywiście dużo wolniej, bo cząsteczki są cięższe i stawiają opór. Ich rozmiar sugeruje jednak, że mogą być bardzo skuteczne w łataniu większych dziur. Skład mleka Orange wydaje się być mocno dopracowany, a producent dodatkowo obiecuje, że można go używać nie tylko do opon, ale również dętek i szytek. Instalacja Samo przygotowanie obręczy przebiega dość standardowo. Najpierw odtłuszczamy felgi – przy okazji dziękujemy firmie, że dostarczyła w zestawie szmatki do odtłuszczenia. Następnie naklejamy taśmę. Niespodzianek nie ma, chociaż trzeba ją dość mocno dociskać, aby klej pewnie chwycił się powierzchni. Wkładamy wentyle, montujemy opony i można wlewać płyn. Aplikator dostarczony w zestawie działa bardzo dobrze i bez problemu można nalać Orange przez wentyle bez rozlewania. Zwróćcie uwagę na patyczek, który wsunięty jest do aplikatora – to bardzo przydatny element. Jest to bagnet, który można wsunąć co kilka miesięcy przez wykręcony wentyl do wnętrza opony i sprawdzić jaki jest poziom mleka. Proste i skuteczne rozwiązanie, które nie wymaga ściągania rantu opony i rozszczelniania ogumienia. Proste i skuteczne. Jedyne czego zabrakło to podziałki na butelce. Obecnie albo zalewamy intuicyjnie, albo wylewamy mleko do osobnego naczynia, wlewamy do butelki Orange pożądaną ilość i dopiero wtryskujemy całość do opony. Można powiedzieć, że się czepiamy, ale zwyczajnie ułatwiłoby to nam życie. (czytaj dalej)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS