A A+ A++

Trzecie podejście

Najpierw pełnomocnik sączył mediom, że on się stawi przed komisją, ale niekoniecznie sama prokurator Kijanko. Czyli, że będzie jak Hanna Gronkiewicz-Waltz w analogicznej komisji ds. kradzieży kamienic i placów. “Nie stawię się i co nam pan zrobi?”. Tu się tak nie stało. Dlaczego? Wyjaśniła to de facto przewodnicząca Małgorzata Wassermann, która w przypadku odmowy zeznań, zapowiedziała już złożenie wniosku do prokuratora generalnego o wydalenie z zawodu Barbary Kijanko.

Gdyby Zbigniew Ziobro rozpatrzył go szybciej, niż wniosek pani prokurator o przejście w stan spoczynku, to pewnie nie byłoby mowy o dość sowitej quasi-emeryturze po dwudziestu latach pracy. (Zauważmy, że gdyby nie wygrana PiS i podporządkowanie prokuratury ministrowi nie był to człowiek, który ponosi przed Polakami jakąkolwiek odpowiedzialność). Więc prokurator zeznawać musiała, choć bardzo nie chciała. I to było widać. Zeznawała teoretycznie, mową-trawą. Ale obraz “teoretycznego państwa” o którym mówił klasyk rządów Platformy bił po oczach i uszach.

Rywin z Sawicką

Potem była kazuistyka level hard pełnomocnika. Tak byśmy nic nie zrozumieli. A – jak zgodnie powiedzieli eksperci – przywoływane przepisy nie mają uzasadnienia, a chodzi wyłącznie o utajnienie posiedzenia. A więc zaprzeczenie sensu komisji. Bo choć przesłuchują lepiej lub gorzej posłowie, to oceniamy de facto my, Naród. Następnie mnóstwo okrągłych zdań świadka – prokurator. Z których nic nie wynikało.

Przesłuchanie przed komisją Amber Gold przypominało połączenie zeznań Lwa Rywina przed analogiczną komisją (to komunistyczny minister Urban doradził mu wzięcie wyszczekanego adwokata) oraz strategii “na litość” zastosowanej z powodzeniem przez Beatę Sawicką, tą poseł z Platformy Obywatelskiej, która mówiła, że “biznes na służbie zdrowia będzie robiony”. Prok. Kijanko łamiącym głosem mówiła co rusz, że “nie pamięta”, że “prowadziła sprawę na miarę możliwości”, że wreszcie “jej obecny stan zdrowia…”. Choć wcześniej – jak deklarowała – takich problemów nie miała. Ale po Amber Gold ma.

Po co nam prokurator

A przecież prokurator – to oskarżyciel publiczny. Czytaj urzędnik państwowy, który ma dbać o nasz interes. Nasz – wspólnoty obywateli. A prokurator zadbała o interes… Amber Gold. Ujawniała Marcinowi P.… akta dochodzenia. W tym zalecenia sądu, w jakim zakresie należy go przesłuchać. Czyli dając mu szansę na przygotowanie się, czytaj zręczne kłamstwo. Skorzystał – przygotował się do przesłuchania. I pani prokurator dwukrotnie – mimo polecenia sądu – odmówiła wszczęcia śledztwa, bo w działalności Amber Gold nie dopatrzyła się uzasadnionego podejrzenia przestępstwa.

Mało tego. Gdy afera wybuchła – co z lubością powtarzał pełnomocnik prok. Barbary Kijanko – trzy sądy dyscyplinarne uniewinniły ją od zarzutów nie dopełnienia obowiązków. Więc głos jej z głowy nie spadnie.

Niczego się nie boi

Wiceprzewodniczący Komisji Tomasz Rzymkowski z Kukiz’15 zapytał prokurator “czy się czegoś boi?”. – Nie – usłyszeliśmy w odpowiedzi.

*Antoni Trzmiel jest dziennikarzem Wiadomości TVP i szefem dorzeczy.pl.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNie matura, lecz chęć szczera zrobi z Ciebie miliardera? Najbogatsi, którzy dorobili się fortun bez matury
Następny artykułTak Niemcy i Brytyjczycy okazali sobie szacun podczas II WŚ w czasie walk w Afryce