A A+ A++

W dobie pandemii Polacy masowo wskoczyli na rowery. Już w kwietniu tamtego roku tłumnie ruszyliśmy do sklepów i salonów. Jednocześnie w tym samym czasie zaczęły się komplikacje z dostawami i przerwy w produkcji. To, co nazywano chwilowymi perypetiami na rynku, okazało się ogromnym problemem, który wiosną 2021 uderzył z pełną mocą.

Udało ci się kupić w tym roku nowy rower w przyzwoitej cenie? Możesz uważać się za szczęściarza. Od miesięcy w całym kraju zdobycie nowego jednośladu to nie lada wyzwanie. 

Ceny, szczególnie w przypadku sprzętu ze średniej półki, idą w górę jak szalone. Chociaż, jak donoszą nasi czytelnicy, z produktami premium wcale nie jest dużo lepiej. Na zamówione rowery trzeba czekać tygodniami, a te, które są dostępne, idą na pniu. Powód jest jeden: pandemia. 

Rower nowym papierem toaletowym

W Polsce nigdy nie brakowało miłośników dwóch kółek – zarówno w wydaniu sportowym, jak i zupełnie pragmatycznym, w ramach którego rower jest po prostu środkiem transportu. Ale wraz z pierwszą falą koronawirusa rozpoczął się istny jednośladowy boom. 

Dla niektórych alternatywa dla zamkniętych siłowni, dla innych bezpieczny sposób przemieszczania się, a nawet jedyna szansa, aby spędzić czas poza domem. W obliczu pandemii koronawirusa Polska oszalała na punkcie rowerów. Z resztą, nie tylko Polska – mania dwóch kółek opanowała cały świat.

– Rower stał się nowym papierem toaletowym – powiedział nawet w kwietniu 2020 manager salonu Giant w Sydney, Grant Kaplan, w wywiadzie dla australijskiego oddziału “The Guardian”.

– Mamy potężny popyt, za którym nie nadąża podaż – tłumaczy Adam Ginalski z firmy Tabou, polskiego producenta rowerów. – W marcu tamtego roku łapaliśmy się za głowy. Mieliśmy pełne magazyny, a absolutnie wszystko było zablokowane. Potem jednak obostrzenia zaczęto delikatnie luzować i ludzie ruszyli do sklepów, bo rowery były jedynym sposobem na jakąkolwiek aktywność fizyczną. Boom trwał całą wiosnę, lato, a nawet jesień.

Wystarczy brak jednego elementu

Problem w tym, że w tym samym momencie wybuchł globalny kryzys, przez który stanęły fabryki, a łańcuchy dostaw zostały przerwane. To, co widzimy dzisiaj, to konsekwencje tego niefortunnego połączenia.

– Na rynku zrobiło się zamieszanie – opowiada Ginalski. – Mnóstwo producentów odmówiło dostaw do Polski. Na to dodatkowo nałożyło się zamknięcie Azji, gdzie mieści się najwięcej zakładów produkujących akcesoria i komponenty. 

– W konsekwencji rowery po prostu zniknęły z rynku – dodaje. – Wystarczyło, że brakowało jakiegoś małego elementu, jak c … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSzef PiS w Bydgoszczy ma nową pracę. Jest w zarządzie państwowej spółki
Następny artykułŁukaszenka o “ostatniej kropli, która przepełniła kielich cierpliwości” w stosunkach z Polską