A A+ A++

Grzegorz Wołk

Kilka dni przed juwenaliami, 7 maja 1977 r., w Krakowie przy ul. Szewskiej 7 odnaleziono ciało skatowanego Stanisława Pyjasa. Ten student piątego roku filologii polskiej był aktywnym opozycjonistą. Jego śmierć nie była przypadkowa. Przyjaciele ze studiów od początku podejrzewali, że stała za nią SB. Postanowili za wszelką cenę dojść prawdy. Ich prywatne śledztwo wątpliwości nie rozwiało, ponieważ w tajemniczych okolicznościach umierali kolejni świadkowie. W październiku 1977 r. spadł ze schodów Marian Węclewicz, współpracujący z milicją bokser, który mógł być sprawcą śmiertelnego pobicia Pyjasa. Wcześniej, w środku wakacji 1977 r., z Jeziora Solińskiego wyłowiono zwłoki innego studenta UJ, Stanisława Pietraszki. On z kolei był ostatnią osobą, która widziała Pyjasa żywego, spacerującego w dniu śmierci z nieznanym mężczyzną. Być może mordercą…

Koledzy górale

Pietraszko i Pyjas byli rówieśnikami – urodzili się w 1953 r. Pierwszy w żywieckiej wsi Radziechowy, drugi w Gilowicach. Niedaleko od siebie, raptem 20 km. Poznali się w Żywcu, gdzie uczyli się w równoległych klasach liceum ogólnokształcącego. Nie przyjaźnili się blisko, ale gdy obaj wylądowali w Krakowie i pomieszkiwali w legendarnym Żaczku, podtrzymywali kontakty. Każdy z nich miał inną paczkę przyjaciół. Pyjas trzymał się głównie z humanistami Lesławem Maleszką i Bronisławem Wildsteinem. Pietraszko studiował fizykę, angażował się w oficjalną działalność studencką. Wybrano go na członka rady mieszkańców akademika, był także kierownikiem klubu studenckiego Nowy Żaczek. Pyjas zaangażował się w działalność opozycyjną, od której Pietraszko, tak jak zresztą większość studentów, stronił.

W maju 1977 r. Pietraszko zapewne myślał o tym, że to jego ostatnie juwenalia – był na ostatnim roku. Raczej nie planował powrotu do rodzinnej miejscowości, gdzie ojciec prowadził małe 3,5-hektarowe gospodarstwo rolne. Rodzeństwo Pietraszki pracowało w różnych miejscach: dwóch braci w Indukcie w Bielsku-Białej, kolejny pomagał rodzicom prowadzić gospodarstwo rolne, jedna siostra była zaś ekspedientką, druga – tkaczką. Jeden z braci należał do PZPR. Stanisław musiał być dumą rodziny, gdyż jako jedyny podjął studia.

W wieczór zabójstwa Pyjasa Pietraszko planował odprężyć się przed telewizorem. Chciał obejrzeć najpierw mecz tenisowy Polska-Francja, później hokej. Szwecja grała z Czechosłowacją. Gdy rozpoczynała się pierwsza rozgrywka, wyszedł jednak z Żaczka, by kupić klisze do aparatu fotograficznego i wówczas, stojąc przed kioskiem Ruchu, zobaczył Stanisława Pyjasa w towarzystwie nieznanego mężczyzny. Wybiła godz. 17.40. Pyjas chwilę wcześniej pożegnał kolegów, z którymi wypił dwa lub trzy piwa, zajrzał na chwilę do Bogusława Sonika, by zostawić mu dokument z informacjami o esbeckich nadużyciach podczas przeszukania mieszkania Bronisława Wildsteina. Dokument miał trafić do Warszawy, do Komitetu Obrony Robotników. Pyjas minął Pietraszkę pod kioskiem. Przywitali się tylko, nawet nie porozmawiali, Pyjas nie przedstawił nieznanego „kolegi”. Pietraszko podejrzewał, że obaj udali się do pobliskiej piwiarni Pod Płachtą. Późniejsze śledztwo potwierdziło, że Pyjas mógł tam przebywać w godzinach wieczornych.

Przesłuchania

Kiedy Pietraszko dowiedział się o śmierci Pyjasa? Zapewne szybko, gdyż akademik huczał wręcz od plotek na ten temat. Ta śmierć go dotknęła i pchnęła do aktywności opozycyjnej. Uczestniczył w „czarnych juwenaliach”, które zorganizowali koledzy zamordowanego. Rozwieszał klepsydry, przygotowywał czarne flagi. Jednak na propozycję podpisania się pod dokumentem powołującym Studencki Komitet Solidarności zareagował negatywnie. Nie wiadomo dlaczego. Może nie chciał się mieszać w „politykę”? Podpisał jednakże protest studentów przeciwko tendencyjnemu przedstawianiu w oficjalnej prasie przebiegu „czarnych juwenaliów”.

Pietraszko musiał się także wahać, czy złożyć zeznania w prokuraturze. W końcu wiedział, że sprawcami zbrodni są najpewniej funkcjonariusze SB i jeżeli to faktycznie oni, wówczas może mu grozić niebezpieczeństwo. Ostatecznie zgłosił się do Prokuratury Wojewódzkiej w Krakowie i 18 maja złożył zeznania. Było to już po „czarnych juwenaliach” i powstaniu SKS.

Czytaj także:
Śmierć szefów bezpieki. Tajemnicze kulisy katastrofy pod Goleniowem

Na przesłuchanie stawił się z Mec. Andrzejem Rozmarynowiczem, pełnomocnikiem rodziny Pyjasa. Przesłuchiwał go zaś w charakterze świadka wiceprokurator Zbigniew Stańczewski. Student zeznał pokrótce, skąd znał Stanisława Pyjasa oraz jak wyglądały okoliczności ich ostatniego spotkania. Opowiedział o miejscu, w którym się widzieli. Co ważne – opisał także „kolegę” Pyjasa. Był to młody (22–26-letni) mężczyzna mierzący ok. 180 cm wzrostu o krótkich jasnych włosach. Ubrany był „po studencku”, w sweter, ale Pietraszko nie zapamiętał, jakiego koloru. Stwierdził także, że nie jest w stanie opisać dokładnie rysów twarzy nieznanego osobnika, ale przypomina mu jednego ze studentów mieszkających w Żaczku. Nie pamiętał jego nazwiska, ale podał numer jego pokoju w akademiku.

Miesiąc później, 22 czerwca 1977 r., Pietraszkę ponownie wezwano do prokuratury rejonowej. Miał pomóc w sporządzeniu portretu pamięciowego osoby, z którą widział Pyjasa. Rysował ppor. Julian Kozioł z Wydziału Kryminalistyki KWMO. Do komendy zaproszono także studenta podobnego wedle Pietraszki do osoby, z którą widział po raz ostatni Pyjasa. Rysownik zadawał pytania, notował, a końcowym efektem jego pracy były trzy portrety pamięciowe (dwa en face i jeden profilowy). Niestety, nie zachowały się w aktach śledztwa. Kiedy i w jakich okolicznościach zaginęły? Tego się już zapewne nie dowiemy. Faktem jest, że sporządzony w czerwcu 1977 r. portret pamięciowy był jednym z najważniejszych dowodów w całej sprawie.

Gdy Pietraszce pokazano gotowe rysunki, zeznał on do protokołu, że opisywanego człowieka widział zaledwie 15–17 sekund. Zbyt krótko, by dostrzec i zapamiętać jakieś cechy charakterystyczne. Nie był w stanie wyjaśnić, na czym polegało podobieństwo w wyglądzie tego osobnika i studenta, którego wymienił podczas pierwszego zeznania. Tutaj dotykamy ważnego aspektu sprawy: Czy Pietraszko faktycznie nie zapamiętał wyglądu opisywanego człowieka, czy może świadomie nie mówił prawdy? Może uznał, że składając zeznania, z których niewiele wyniknie, „kupi” sobie bezpieczeństwo ze strony SB? W końcu jaki sens miałoby likwidowanie świadka, który niewiele wnosił do sprawy, a także był na tyle znany, że jakikolwiek tajemniczy wypadek wzbudziłby podejrzenia? Pietraszko podczas przesłuchania mówił m.in.: „Gdyby dziś przede mną stanął ten osobnik, to twierdzę, że nie byłbym w stanie oświadczyć się, czy to był akurat ten, o którym zeznawałem”. Później okazano mu zdjęcia. Nie przyniosło to żadnych efektów. Świadek powtórzył, że nawet gdyby wśród tych zdjęć była fotografia podejrzanego, mógłby jej nie rozpoznać. Wartość takich zeznań była ograniczona.


Niezależnie od prokuratury sprawę badali opozycjoniści. Efekty okazały się mizerne. W kwietniu 1978 r., gdy Pietraszko już nie żył, „Biuletyn Informacyjny” KOR podał, że osoba z portretu pamięciowego odpowiada wyglądowi Mariana Pałamarza, krakowskiego esbeka zajmującego się inwigilacją opozycji studenckiej. Po czasie okazało się, że była to prawdopodobnie udana prowokacja SB. Pałamarz, mający wówczas 51 lat, nie wyglądał jak student. Rok później oskarżył on redaktorów pisma o zniesławienie i sprawę wygrał. Cała operacja obniżyła wiarygodność „Biuletynu Informacyjnego”, ale też pokazała, że ludzie pragnący wyjaśnienia sprawy są wpuszczani w ślepe uliczki, podrzuca się im fałszywe tropy.

Bieszczady

Majowo-czerwcowe przesłuchania Pietraszki zbiegły się w czasie z ostatnimi egzaminami, po których akademik zaczął się wyludniać. Studenci wyjechali na wakacje lub powrócili do rodzinnych miejscowości. W lipcu Stanisław Pietraszko wybrał się pod namiot w Bieszczady. Umówił się na wspólny wyjazd ze znajomymi z akademika o opozycyjnych sympatiach. Dołączył do nich 27 lipca. Okazało się, że po drodze skradziono mu namiot i część bagażu. Jednak dla młodego człowieka to nie był problem. Przy pomocy przyjaciół rozgościł się w Polańczyku. Studenci korzystali z miejscowych atrakcji, grali w siatkówkę lub karty. Wieczory spędzali w pobliskiej piwiarni.

Pietraszko 29 lipca ok. godz. 14 wziął ręcznik i powiedział znajomym, że idzie popływać. Od tej pory nikt nie widział go żywego. Tego samego dnia jeden z jego znajomych odnalazł nad wodą trampki i ręcznik. Wzbudziło to zrozumiały niepokój – przyjaciele zgłosili milicjantowi zaginięcie kolegi. Pływające w jeziorze zwłoki wyłowił w środku nocy z 1 na 2 sierpnia przypadkowy człowiek. Sekcja zwłok wykazała utonięcie jako przyczynę śmierci. Wedle sporządzonej podczas śledztwa dokumentacji działanie osób trzecich wykluczono.

Śmierć Pietraszki wzbudziła jednak podejrzenia w gronie jego znajomych. To, że kilka tygodni wcześniej zeznawał w sprawie zabójstwa Stanisława Pyjasa, miało niebagatelne znaczenie. Wątpliwości budziły także okoliczności domniemanego utonięcia. Członkowie jego rodziny zgodnie twierdzili, że słabo pływał i unikał kąpieli. Studenci zaangażowani w SKS twierdzili, że ich kolega cierpiał na wodowstręt i nie zbliżał się nawet do zbiorników wodnych, nie wspominając już o pływaniu.

Czytaj także:
Esbecy zabili 16-latka, bo ujawnił wstrząsającą prawdę

Rodzina oraz SKS-owcy próbowali wyjaśnić okoliczności tej śmierci. Po umorzeniu śledztwa bezskutecznie proszono o pomoc Radę Państwa. Gdy wybuchła rewolucja Solidarności, rodzina zwróciła się do Prokuratury Generalnej o wznowienie śledztwa. Także tym razem bezskutecznie. Gdy w 1991 r. wznowiono śledztwo w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa, okazało się, że dokumentacja dotycząca okoliczności śmierci Pietraszki została wybrakowana. Nie było żadnego punktu zaczepienia, by podjąć nowe śledztwo i ewentualnie podważyć wcześniejsze ustalenia. W warunkach PRL była to zbrodnia doskonała. Utonięcie było solidnie udokumentowane. Za drugą możliwością – tj. morderstwem – przemawiały jedynie poszlaki. Zbieg okoliczności, w którego wyniku kluczowy świadek zbrodni dokonanej zapewne przez funkcjonariuszy SB ginie kilka tygodni po złożeniu zeznań. Dzieje się to na zupełnym odludziu, bez świadków. Dużo tych przypadków. Za dużo.

Pogrzeb, osaczanie rodziny

Zwłoki Stanisława Pietraszki trafiły do rodzinnej miejscowości 5 sierpnia, a pogrzeb odbył się dzień później. Uczestniczyło w nim ok. 500 osób, z czego jedną dziesiątą stanowili studenci. Monitorujący uroczystości funkcjonariusze podkreślali, że podczas pogrzebu nie doszło do wystąpień o charakterze „politycznym”. Na wszelki wypadek dbali jednak o to, by ulotki bądź napisy nie pojawiły się np. w Zaduszki czy w rocznicę jego śmierci.

Wydział III SB KWMO z Bielska-Białej dopiero 5 października 1977 r. otrzymał formalne polecenie ze stołecznej centrali, by „zająć się” rodziną Pietraszków. Chodziło o sprawdzenie, co jego bliscy myślą o śmierci Stanisława i czy nie współpracują z „Graczami”, tj. Komitetem Obrony Robotników. Wszczęto wówczas sprawę operacyjnego sprawdzenia pod dość makabrycznym kryptonimem Pływak. Niemal od razu uzyskano informacje, że z rodziną skontaktowali się Józef Ruszar i Bogusław Sonik z krakowskiego SKS oraz Wojciech Ostrowski, który zainteresował się sprawą w ramach działalności Biura Interwencyjnego KOR.

Działania operacyjne bielska SB podjęła jednak dużo wcześniej. Niemal od razu po odnalezieniu zwłok Pietraszki. Co ważne, o sprawie informował bielskich esbeków krakowski Wydział III (od zwalczania opozycji), a bezpośrednie meldunki trafiały do szefa MSW i dyrektora Departamentu III MSW. „Zwykłe” utonięcie studenta w bieszczadzkiej głuszy takiego rezonansu by nie spowodowało.

Funkcjonariusze SB wytypowali agenturę, która miała dojście do rodziny Pietraszków. Zadania były dwa: wyciszyć sprawę i odciągnąć rodzinę od działań opozycji. Sprawdzano zatem korespondencję rodziny, typowano kolejnych informatorów w miejscach pracy i wśród znajomych, obserwowano dom rodziny. Z uwagi na to, że ojciec Stanisława był członkiem koła ZBoWiD, a brat aktywistą PZPR, także tą drogą zamierzano utrącić dążenia rodziny do wyjaśnienia śmierci ich syna i brata. Usiłowano także wpłynąć na nią przez miejscowego proboszcza, ten jednak sprawę szybko uciął, odsyłając esbeków do kurii.

Wszystkie te działania zakończyły się częściową porażką SB. Rodzina nie tylko udzieliła pełnomocnictwa w sprawie śmierci syna Mec. Rozmarynowiczowi, lecz także często przyjmowała krakowskich studentów pojawiających się w Radziechowicach. Z wywiadów środowiskowych zebranych przez SB wynikało, że rodzina Pietraszków była od początku przekonana, iż śledztwo w sprawie utonięcia prowadzone było nieudolnie. Niektórzy z nich stwierdzali publicznie, że było to morderstwo dokonane przez funkcjonariuszy. Esbecy nie zdecydowali się na zastraszenie. Żeby uspokoić rodzinę, w Żywcu pojawił się prowadzący postępowanie prokurator, który rozwiewał wszelkie ich wątpliwości. Agenci ulokowani w otoczeniu Pietraszków potwierdzili, że spotkanie faktycznie przyniosło efekty. To była woda na młyn SB, która postanowiła iść za ciosem i doprowadzić do cofnięcia udzielonego przez rodzinę pełnomocnictwa. Zwłaszcza że przestała ona w tym czasie przyjmować studentów. Wizyty kolegów zmarłego i powracanie podczas nich do rozmów na temat zmarłego musiały budzić zbyt duże emocje.

Proces poróżnienia rodziny ze studentami był rozłożony w czasie. O ile pełnomocnictwa nie wycofano, o tyle SB udało się ograniczyć kontakty z opozycjonistami. W pierwszą rocznicę śmierci Stanisława Pietraszki w uroczystościach udział brali jedynie najbliżsi. Jednak rodzina dalej była pod ścisłą kontrolą SB. Wciąż wokół niej kręcili się agenci, sprawdzano jej korespondencję, a w rocznicę śmierci Stanisława wykonano zdjęcia uczestnikom uroczystości na cmentarzu.

Zamykając sprawę „Pływak” w sierpniu 1978 r., kpt. Jerzy Frydrych podkreślał, że zakończyła się ona sukcesem. Według niego było nim przerwanie kontaktów Pietraszków z opozycją. Podkreślał dużą rolę w tej operacji szefostwa regionalnego ZBoWiD oraz komórek PZPR, a także rozmowę z prokuratorem (którą to metodę zalecał stosować w podobnych przypadkach w przyszłości). O dramacie rodziny przekonanej o dokonanym morderstwie nie pisał. Osaczona przez władze miała świadomość, że w konflikcie z państwem pozostała ze wsparciem zaledwie kilku opozycyjnych studentów z odległego Krakowa. Ojciec, świadom straty, w gronie najbliższych przekonywał, że muszą żyć dalej. Z kolei matka podczas jednej z rozmów ze łzami w oczach stwierdziła, że podczas okupacji Niemcy zburzyli jej dom, a Polska Ludowa zabrała jej najdroższą osobę. Na nic się zdały działania rodziny zmierzające do wyjaśnienia okoliczności śmierci Stanisława Pietraszki. Władze PRL nie były zainteresowane jej wyjaśnieniem. Tajemnica dramatu, który rozegrał się nad brzegiem bieszczadzkiego jeziora lipcową nocą 1977 r., wciąż pozostaje nierozwikłana.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzetarg na budowę nowej drogi w Puławach
Następny artykułBasen w Latoszynie znów czynny! Od ósmego czerwca ponownie będzie można korzystać z leczniczych kąpieli!