A A+ A++

fot.Maciej Szczepańczyk/CC BY-SA 3.0 Wojsko rosyjskie demoluje pałac Zamoyskich po zamachu na Berga

Nieśli śmierć konfidentom, zdrajcom, carskim urzędnikom i żandarmom. Pojawiali się nagle, w ciemnej bramie, przed drzwiami mieszkania. Wyrok wykonywali na miejscu. Kilka uderzeń nożem – w szyję klatkę piersiową i brzuch – natychmiast pozbawiało życia skazanego. Tak działali sztyletnicy – egzekutorzy powstania styczniowego.

„Rano dnia 2 maja zakradli się do galeryi oszklonej, a gdy Miniszewski wychodził w szlafroku i naturalnie bez broni, wypadli z ukrycia i zadali mu trzy śmiertelne rany w szyję, serce i piersi, tak, że nie wydawszy najmniejszego okrzyku, jak piorunem rażony, runął na ziemię. Sztyletnicy najspokojniej zeszli z galeryi i napotkanemu w bramie policjantowi powiedzieli, by poszedł na górę, gdyż komuś tam zrobiło się słabo!” – tak morderstwo Józefa Aleksanda Miniszewskiego opisywał rosyjski historyk Nikołaj Berg.

Miniszewski, publicysta „Dziennika Powszechnego”, został zasztyletowany za kąśliwe artykuły krytykujące podziemie niepodległościowe i za wsparcie, którego udzielił naczelnikowi rządu Królestwa Polskiego Aleksandrowi Wielopolskiemu. Powstańcy uznawali Wielopolskiego za zdrajcę.

Sztyletnicy – czyli V Oddział Żandarmerii, stanowili najbardziej zakonspirowaną jednostkę podziemnej powstańczej policji. Dlatego dziś odtworzenie ich losów, metod i skali działania jest trudne. Nie prowadzili żadnych rejestrów, nie pozostawili akt osobowych ani dokumentacji. Ci, którzy zostali złapani przez carskie służby, zabierali swoje tajemnice do grobów. Prof. Jarosław Kita z Uniwersytetu Łódzkiego komentuje:

Trzeba zaakcentować wielką odwagę i determinację młodych ludzi zaciągających się do formacji sztyletników i żandarmów wieszających. W przypadku schwytania ich przez Rosjan nie mieli co liczyć na ułaskawienie. Najczęściej skazywani byli na śmierć, stąd stanowią oni znaczny procent wśród wszystkich powstańców straconych na szafotach.

Skrytobójcza Warszawa

Terroryzm i skrytobójstwo były próbą reakcji na nasilające się szykany i zbrodnie caratu. W 1861 roku doszło do serii krwawych pacyfikacji manifestacji patriotycznych w Warszawie. 25 lutego 1861 roku (w rocznicę bitwy o Olszynkę Grochowską w trakcie powstania listopadowego) wojsko rosyjskie otworzyło ogień do manifestantów, zginęło 5 uczestników.

8 kwietnia 1861 roku demonstrację na Placu Zamkowym pacyfikowało ponad 1000 żołnierzy carskich. Wojsko strzelało do bezbronnego tłumu. Liczbę ofiar szacuje się na przynajmniej 100. W rzeczywistości mogła być dużo większa. Po masakrze władze rosyjskie starały się utrzymywać w tajemnicy rzeczywistą jej skalę, żeby nie wywoływać paniki. Podobnie krwawo została spacyfikowana demonstracja w Wilnie w sierpniu 1861 roku.

Jedną z niedoszłych ofiar sztyletników był naczelnik Rządu Cywilnego Aleksander Wielopolski.

fot.Karol Bayer/domena publiczna Jedną z niedoszłych ofiar sztyletników był naczelnik Rządu Cywilnego Aleksander Wielopolski.

14 października 1861 Karol Lambert, rosyjski namiestnik Królestwa Polskiego wprowadził stan wojenny. Dzień później wojsko stłumiło kolejną demonstrację – w rocznicę śmierci Tadeusza Kościuszki. Szykany i masakry jednak jedynie zaogniały sytuację. W październiku 1861 Ignacy Chmieleński – syn carskiego generała, który jednak nie poszedł w ślady ojca, założył w Warszawie podziemny Komitet Miejski, który zajmował się przygotowaniem powstania, w tym werbunkiem ludzi gotowych za sprawę oddać życie. To on powołał do życia sztyletników.

Konspiratorzy starali się pozyskać również nastawionych antycarsko Rosjan – także w wojsku. W Petersburgu powstało tajne stowarzyszenie oficerów polskich w armii carskiej, podobne – zrzeszające spiskujących przeciw carowi Rosjan – powstało w Warszawie. Jego założycielem był Ukrainiec Andriej Potebnia, późniejszy uczestnik powstania styczniowego.

27 czerwca 1862 roku Potebnia przybył do Ogrodu Saskiego. Stanął za plecami przechadzającego się parkową aleją carskiego namiestnika Aleksandra Nikołajewicza von Lüdersa. Wyciągnął broń i na oczach zgromadzonych gości przymierzył i wystrzelił. Namiestnik upadł. Z ust zaczęła cieknąć mu krew. Zamachowiec po oddaniu strzału, w chaosie, który się rozpętał, oddalił się z miejsca zbrodni jak gdyby nigdy nic.

Lüders przeżył. Kula trafiła w szyję, przeszyła jamę ustną i, zraniwszy język, wyszła ustami. Nie był w stanie jednak kontynuować swojej misji. Zastąpił go książę Konstanty – brat samego cara Aleksandra II. Zaledwie po kilku dniach w Warszawie, 22-letni czeladnik krawiecki Ludwik Jaroszyński strzelił do księcia przed drzwiami Teatru Wielkiego. Cel ataku miał szczęście – zamachowiec spudłował. Został ujęty na miejscu i skazany na śmierć.

7 sierpnia 1862 roku w pobliżu Komisji Skarbu przy placu Bankowym skrytobójcy próbowali zamordować szczególnie znienawidzonego przez podziemie Aleksandra Wielopolskiego, ówczesnego naczelnika rządu cywilnego Królestwa Polskiego, uważanego za zdrajcę i wspólnie z Rosjanami obwinianego za masakry w stolicy. Wielopolski był autorem „ustawy o zbiegowiskach”, dopuszczającej użycie siły zbrojnej wobec cywilów. Z takiej możliwości wojsko rosyjskie skwapliwie skorzystało, krwawo pacyfikując demonstracje.

Przy placu Bankowym hrabiemu się poszczęściło. Przeżył zamach. Na miejscu ujęto 20-letniego Ludwika Rylla. Kilka dni później „wpadł” jego wspólnik, 19-letni Jan Rzońca, który spróbował ponownie zamordować z znienawidzonego Wielopolskiego. Gdy bryczka przejeżdżała Alejami Ujazdowskimi wskoczył na stopień z nożem w ręku. Próbował zadać śmiertelny cios. Bez powodzenia. Hrabia się odchylił. Rosyjski historyk Nikołaj Berg twierdził później, że nóż był bardzo ostry i pokryty strychniną. „Jeden gram tej masy, zadany dwumiesięcznemu szczeniu spowodował śmierć natychmiastową” – napisał o wyniku ekspertyz.

Zamachowcy mieli zginąć tak, by było to nauczką dla innych. Egzekucję Jaroszyńskiego, Rzońcy i Rylla przeprowadzono na stokach Cytadeli Warszawskiej. Efekt był odwrotny od zamierzeń. Skrytobójcy urośli do rangi bohaterów. Warszawę obiegł anonimowy wiersz pod tytułem Cześć wisielcom:

Jeszcze Polska nie zmarniała, / Kiedy w jednym dniu wydała / Tak obfity plon. / Trzech młodzieńców – dzieci gminu / Wybujałych kwieciem czynu, / Gotowych na skon.

Ich kolebką była chata, / Niemym świadkiem kazamata / Ich ostatnich chwil. / A na krwawej tarczy słońca / Trzy imiona błyszczą: / Rzońca Jaroszyński, Ryll… / Dzielnie chłopcy szli na wroga / Cześć wisielcom, cześć!

Czytaj też: Powstanie Wielkopolskie – przemyślane, przygotowane, wygrane!

Noże sprawiedliwości

W 1862 roku związał się Komitet Stały Narodowy, który przekształcił się w rząd powstańczy. Struktury podziemne dysponowały też żandarmerią, a w jej ramach tajnym oddziałem sztyletników. „Sztyletnicy i żandarmi wieszający wykonywali wyroki śmierci na urzędnikach systemu zaborczej władzy, szpiegach i zdrajcach, carskich agentach i prowokatorach, ale jednocześnie byli wykonawcami wyroków na członkach organizacji powstańczej, nawet dowódcach partii powstańczych, którzy popełnili przestępstwa, albo wykroczenia” – tłumaczy prof. Jarosław Kita.

Sztyletnicy byli najbardziej zakonspirowaną grupą w podziemnej powstańczej policji.

fot.Artur Grottger/domena publiczna Sztyletnicy byli najbardziej zakonspirowaną grupą w podziemnej powstańczej policji.

Szacuje się, że w całym Królestwie Polskim mogło działać około 1000 sztyletników. W samej Warszawie było ich 200. Kolejne głośne skrytobójstwa podchwytywała stołeczna ulica. Wielkim echem odbiło się zamordowanie publicysty Józefa Aleksanda Miniszewskiego. W zamachu zginał też major Wasyl von Rothkircht, wicedyrektor Kancelarii Specjalnej do spraw Stanu Wojennego. Zasztyletowany został również m.in. rosyjski szpieg Berthold Hermani oraz inny carski oficer, Polak o tatarskich korzeniach – Aleksander Mirza Tuhan-Baranowski. Sztyletnicy zadźgali go we własnym domu, mimo carskiej ochrony.

Liczbę zabitych przez egzekutorów w Warszawie szacuje się na 24, drugie tyle odniosło rany, Jednak według Nikołaja Berga z rąk polskich zamachowców śmierć poniosło aż 1000 osób. Efekt psychologiczny w postaci zastraszenia wroga osiągano nie tylko głośnymi morderstwami. Carscy urzędnicy i policjanci dostawali anonimowe listy z pogróżkami. Ponoć wyobraźnia konspiratorów w tym zakresie była spora. Berg twierdził na przykład, że generał Jewgienij Rożnow, pomocnik namiestnika Konstantego, otrzymał pewnego w liście… ludzkie szczątki. „Raz przysłano mu woreczek, zawierający porąbane na drobno kości jednego z jego ajentów” – wspominał rosyjski historyk. Prof. Kita komentuje:

Akcje sztyletników przynosiły zamierzony wydźwięk. Budziły, jeśli nie strach wśród Rosjan i współpracujących z nimi Polaków i Żydów, to z pewnością niepewność i obawę zagrożenia życia. Może w ten sposób zdrajców i carskich zauszników było mniej?

Czytaj też: Dynastia straceńców. Najbardziej makabryczne śmierci Romanowów

Fortepian Chopina

19 września 1863 roku warszawskim Nowym Światem wstrząsnęła seria wybuchów. Dorożka carskiego namiestnika gen. Fiodora Berga przejeżdżała w asyście kozaków obok kamienicy nr 67, gdy jeden po drugim eksplodowało kilka bomb zrzucanych przez zamachowców z okien budynku. Poranione konie zerwały się do galopu. Bryczka była podziurawiona. Śmiertelnie ranny został adiutant namiestnika, jednak samemu Bergowi nic się nie stało.

Po nieudanym zamachu okupant zastosował odpowiedzialność zbiorową. Mieszkańców kamienicy na Nowym Świecie (tzw. Pałacu Zamojskich) wyeksmitowano z domów. Carscy żołdacy robili kipisz w mieszkaniach. Z okien na ulicę leciał dobytek życia lokatorów. Co cenniejsze rzeczy były rozkradane. Z mieszkania siostry Fryderyka Chopina, Izabeli Barcińskiej, wyrzucono fortepian wirtuoza. Instrument roztrzaskał się o bruk. Ten ponury obraz stał się inspiracją wiersza Cypriana Kamila Norwida. Właściciel budynku – książę Stanisław Antoni Zamoyski – otrzymał wyrok 8 lat ciężkich robót. Carscy żołdacy następnie cały nierozkradziony dobytek spalili.

Nieudana próba zamachy na Fiodora Berga zorganizowana przez powstańców w 1863 roku.

fot.Stefan Król/domena publiczna Nieudana próba zamachy na Fiodora Berga zorganizowana przez powstańców w 1863 roku.

Namiestnik, który przeżył zamach na swoje życie, nałożył kontrybucję na Warszawę. Kary groziły nawet administratorom domów, w których ukrywali się powstańcy. W kwietniu 1864 roku aresztowany został ostatni dyktator powstania styczniowego – Romuald Traugutt. Trafił do X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej. Podczas przesłuchań nikogo nie wydał. Skazany na śmierć, został powieszony w okolicach twierdzy. Niecały rok później ten sam los spotkał ostatniego dowódcę sztyletników, Emanuela Szafarczyka. Wydał go przyjaciel, przekupiony koncesją na prowadzenie szynku. 17 lutego 1865 roku wykonano wyrok.

Tym samym dobiegł kres działalności skrytobójców doby powstania styczniowego. Do ich tradycji i i metod działania odwoływali się jednak kolejni konspiratorzy – m.in. z Organizacji Bojowej PPS, na czele z Piłsudskim w „rewolucyjnym” okresie swojej działalności, a także 40 lat później twórcy Polskiego Państwa Podziemnego. To właśnie powstańcy styczniowi, w tym sztyletnicy, byli wzorem dla Armii Krajowej i jej oddziałów egzekutorów. Zdaniem prof. Jarosława Kity:

Historycy niezbyt często wspominają o sztyletnikach. Z jednej strony jest to wynikiem dosyć szczupłej bazy źródłowej o nich, będącej konsekwencją charakteru prowadzonej przez nich walki i bardzo daleko posuniętego zakonspirowania. Ale z drugiej strony wydaje mi się, że wpływ na taki stan wiedzy ma również charakter prowadzonej przez nich działalności.

Terroryzm i skrytobójstwo nie są przecież we współczesnym świecie pozytywnie oceniane. Sztyletnik nie pasuje więc części piszących do etosu powstańca-bohatera narodowego walczącego ze znienawidzonym wrogiem w jednej z setek potyczek i bitew. Jednak jeżeli podejmuje się walkę zbrojną w tak niekorzystnej sytuacji politycznej i militarnej jak w dobie powstania styczniowego, to uważam, że każdą formę działalności prowadzącą do realizacji sprawy narodowej należy zaakceptować.

Bibliografia:

  1. Nikołaj Wasiljewicz Berg, Zapiski o polskich spiskach i powstaniach. Cz. 1, Warszawa 1906.
  2. Stefan Kieniewicz, Spiskowcy i partyzanci 1863 roku. Warszawa: Wyd. Ministerstwa Obrony Narodowej 1967.
  3. Wojciech Lada, Polscy terroryści, Znak Horyzont 2018.
  4. Mikołaj Pawliszczew, Tygodnie polskiego buntu. T. II i II. Warszawa: Bellona 2003.
  5. Franciszka Ramotowska, Tajemne państwo polskie w powstaniu styczniowym 1863–1864: Struktura organizacyjna, Warszawa 1999–2000.
  6. Jarosław Szarek, Powstanie styczniowe: Zryw wolnych Polaków. Kraków: Wydawnictwo AA 2013.
  7. Jarosław Tomasiewicz, Terroryzm na tle przemocy politycznej (Zarys encyklopedyczny), Katowice 2000.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł7 ciekawostek z pokręconej historii mass mediów
Następny artykułSośno: Dachowanie na krajowej “25” w Dziednie (zdjęcia)