8 grudnia 90-letnia Margaret Keenan z miasteczka Enniskillen w północnej Irlandii dostała szczepionkę przeciwko COVID-19. To symboliczny początek masowych programów szczepień przeciwko chorobie w krajach Zachodu. Podniosła i radosna chwila, choć to zaledwie początek długiej drogi.
Następne miesiące przyniosą ze sobą logistyczne, medyczne, informacyjne i polityczne wyzwania dla wszystkich kolejnych krajów, które pójdą drogą Wielkiej Brytanii. To, jak dobrze z programem szczepień poradzi sobie państwo, będzie – podobnie jak sama walka z wirusem – miarą jego sprawności i kultury politycznej.
W czasie, gdy świat obiegła informacja o starcie brytyjskiego programu szczepień, w Polsce rząd ogłaszał swoją („Narodową” z wielkiej litery) strategię. Choć ściślej należałoby powiedzieć, że ogłaszał założenia do programu, które będą teraz konsultowane i poddane dyskusji. – Proszę o współpracę nad wielkim Narodowym Programem Szczepień, żebyśmy krytycznie, ale pozytywnie podeszli do tego dokumentu, aby finalna jego wersja, którą przyjmie Rada Ministrów, była jak najlepsza – mówił na konferencji Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera.
Na razie założenia (przede wszystkim to, że punktów szczepień ma być zaledwie 800) skrytykowali już lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego. Program w obecnym kształcie wykluczy małe przychodnie i ograniczy pacjentom dostęp do szczepionki, ostrzegają. Na łamach Newsweek.pl, Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej studzi zapał i mówi, że założenia rządu są wręcz niemożliwe do spełnienia w rzeczywistości, nawet przy pełnym zaangażowaniu służby zdrowia.
Z krytyką całości programu trzeba będzie pewnie zaczekać do zatwierdzenia jego finalnej wersji – wszystko bowiem może się jeszcze zmienić na lepsze lub gorsze. Ale możemy już teraz przyjrzeć się pomysłom i rozwiązaniom, nad jakimi dyskutuje i jakie wdraża świat. Słowem: spojrzeć jak radzą sobie inni.
Prędko, ale nie pospiesznie
Choć to Wielka Brytania jako pierwsza wdrożyła publiczne szczepienia, nie znaczy to, że inne kraje nie mają gotowych planów. Francja rozpocznie swoją trzyfazową operację szczepień w styczniu. Pierwsi dostaną szczepionkę rezydenci domów pomocy i personel sektora opieki. W lutym rząd obiecuje fazę „poszerzenia” i zaszczepienie 14 milionów osób starszych i wytypowanych ze względów zdrowotnych oraz medyków. Trzecia, powszechna faza, ma się zgodnie z założeniami francuskiego rządu zacząć na wiosnę. Francuzi – jak ujął to ładnie portal France24 – „odróżniają prędkość od pośpiechu”. Póki co jednak udało im się już określić budżet na sfinansowanie bezpłatnych szczepień (1,5 miliarda euro) i wyznaczyć osobę odpowiedzialną za koordynację programu w kraju. Będzie to immunolog dr Alain Fischer.
Typowo francuski problem, z jakim będą się jednak musiały zmierzyć władze w Paryżu, to sceptycyzm wobec szczepień. Społeczeństwo nad Sekwaną należy do najmniej gotowych na przyjęcie szczepionki na COVID – czterech na dziesięciu obywateli deklaruje, że jej nie chce. Co niewesołe dla nas – w tym samym badaniu gorzej od Francji wypadają tylko Węgry, Rosja i… Polska.
Media donoszą zaś, że najszybciej ze wszystkich krajów kontynentalnej Europy mogą uwinąć się Niemcy. Datę rozpoczęcia szczepień nasi zachodni sąsiedzi uzależniają od dopuszczenia szczepionki do obrotu przez europejskie i krajowe agencje certyfikujące leki, ale logistyczna strona operacji już ruszyła. Niemcy planują utworzyć przynajmniej jeden punkt szczepień na powiat, z większą ich ilością w ludniejszych regionach. Powstał pomysł, aby do tego celu chcą wykorzystać nieużywane w okresie pandemii przestrzenie wystawiennicze i targowe.
Minister zdrowia Republiki Federalnej Jens Spahn tłumaczył jeszcze w listopadzie, że woli mieć gotowe i nieużywane centra szczepień, niż odwrotnie: dopuszczoną do obrotu szczepionkę i nieczynną infrastrukturę do jej podania społeczeństwu. Co imponujące, Niemcy miały gotowy (i przełożony na obce języki!) plan wdrażania szczepionki w etapach już na początku listopada. A w nim: wyszczególnione źródła finansowania, podział odpowiedzialności między władze centralne i samorząd oraz wytypowanie instytutów naukowych do monitorowania skuteczności i bezpieczeństwa całej operacji.
Niemcy planują zacząć od stosunkowo małej liczby punktów szczepień i mobilnych zespołów, a następnie w ostatniej fazie (nazwanej „decentralizacją”), gdy szczepionka stanie się powszechnie dostępna, przekazać zadanie na dół: lekarzom, aptekom, przychodniom medycyny pracy i tak dalej.
Odwrotnie zaczyna Hiszpania, która w swoich ambitnych założeniach przewidziała aż trzynaście tysięcy punktów szczepień na COVID-19 i podanie szczepionki „znacznej części” społeczeństwa już w pierwszym kwartale 2021 roku.
Początkowy optymizm premiera Pedro Sancheza nieco już jednak osłabł, czy raczej został skonfrontowany z rzeczywistością, w ostatnich dniach. Teraz Sanchez i hiszpański minister zdrowia, Salvador Illa, mówią raczej, że do końca wiosny szczepionkę otrzyma 15-20 milionów Hiszpanów, czyli mniej niż połowa społeczeństwa. To oczywiście wciąż duży odsetek i odważny cel, ale należy też pamiętać, że zasięg i skutki pandemii są w Hiszpanii ogromne. Podobnie jak Francuzi, także i Hiszpanie planują zacząć podawanie szczepionki od rezydentów domów opieki i personelu zajmującego się seniorami.
Czytaj więcej: Zastrzyk dyscypliny i szczepionka z zaufania. Jak Australia, Nowa Zelandia i Korea Południowa uniknęły drugiej fali COVID-19?
Bezpieczni i niecierpliwi
Większość krajów, które przyjęły już plany szczepień – choćby Belgia czy Portugalia – będzie podążać podobnym schematem. Szczepionki będą darmowe i dobrowolne. Kraje Europy planują wprowadzać produkty kilku firm farmaceutycznych, począwszy od Pfizera, zgodnie z kalendarzem kolejnych decyzji europejskich agencji o dopuszczeniu następnych szczepionek do użytku.
Różnice między poszczególnymi krajami dotyczą przede wszystkim tego, gdzie i jak liczne punkty szczepień otworzą i jak bardzo szybko liczą na postępy. Niektóre kraje decydują się na szkolenie dodatkowego personelu lub umożliwienie szczepień szerszej liczbie lekarzy i placówek, inne nie zamierzają wprowadzać takich zmian. Nie ma jednak żadnej reguły, która pozwala powiedzieć, czy ostatecznie lepiej z logistyką poradzą sobie mniejsze czy większe państwa, te w centrum czy na peryferiach, „stara” lub „nowa” UE.
Wiadomość o starcie szczepień w Wielkiej Brytanii zupełnie przyćmiła – nie bez pewnej złośliwej satysfakcji po stronie brexitowców – europejski plan wspólnego działania. W pierwszym tygodniu grudnia ministrowie zdrowia krajów członkowskich mieli omówić przystąpienie i działanie w ramach ogłoszonej przez szefową KE Ursulę von der Leyen Europejskiej Unii Zdrowotnej.
Chodzi – w największym skrócie – o zwiększenie wydatków na ochronę zdrowia, szczególnie badania i rozwój, oraz wzmocnienie już istniejących europejskich agencji zajmujących się prewencją chorób i kontrolą leków. Plan nie wzbudziłby pewnie żadnych kontrowersji, gdyby nie to, że wychodząca z UE Wielka Brytania zaakceptowała szczepionkę bez czekania na zielone światło Europejskiej Agencji Leków.
Zepchnięta do defensywy Komisarz ds. Zdrowia Stylla Kyriakides tłumaczyła, że „bezpieczeństwo szczepionki jest priorytetem numer jeden”. I dodawała, że mieszkanki i mieszkańcy Europy muszą mieć do szczepionki zaufanie, więc nie ma co spieszyć się z decyzją, zanim nie wypowie się Europejska Agencja Leków. To jednak może stać się pod koniec grudnia, więc prawie równo miesiąc później, niż decyzję podjął Londyn. Cytowany tu już minister zdrowia Niemiec, Jens Spahn, wtórował jednak komisarz Kyriakides i mówił: „nie chodzi o to, by być pierwszym, ale by mieć skuteczną i bezpieczną szczepionkę przeciw pandemii”.
I choć z instytucjonalnego punktu widzenia decyzje Brukseli są zrozumiałe, to ich komunikacja jest porażką. Zamiast pochwał kolejni ministrowie zdrowia – od Bułgarii po Szwecję – zgłaszali więc do Komisji swoje obawy i zastrzeżenia, dzieląc się nimi także z mediami. Krytycy jednak muszą też pamiętać, że to dzięki Komisji kraje UE mają pewność dostępu do szczepionki i zagwarantowane finansowanie jej zakupu.
Zobacz: Jak pokonamy pandemię?
Presja z zewnątrz
Na razie Europa, w tym Polska, nie uległa pokusie i nie wzięła udziału w propagandowym wyścigu przeciwko Rosji, Chinom i USA. A każda światowa potęga chce pokazać swoją skuteczność w szczepieniu, nawet jeśli będzie to wymagać naciągania faktów, propagandy sukcesu i politycznej presji na lekarzy. Donald Trump obiecał, że już do połowy stycznia w USA podane zostaną 24 mln dawki szczepionki. Prezydent-elekt Biden przebił jednak i tę obietnicę mówiąc o „100 milionach szczepień na 100 dni prezydentury”. To niebywale ambitny cel. Gdyby nowa administracja choćby się zbliżyła do jego osiągnięcia, byłby to największy i najszybszy program masowych szczepień w amerykańskiej historii.
Rosja także nie czeka i już ruszyła ze szczepionką Sputnik, pomimo problemów z jej masową produkcją i przy głosach sprzeciwu części środowiska lekarskiego. Rosjanie są najbardziej niepewni i niechętni szczepionce spośród wszystkich społeczeństw europejskich przebadanych miesiąc temu przez Ipsos. Ale władze w Moskwie zdecydowały o wprowadzeniu szczepionki już latem i konsekwentnie realizują swój plan. Odwrotnie jest w Chinach, gdzie – jak donosi BBC – do testów i dobrowolnych szczepień wciąż rozwijanymi szczepionkami krajowych producentów ustawiają się kolejki chętnych. Co ciekawe, pacjentów nie zraża nawet konieczność opłaty w równowartości około 250 złotych.
Polska i Europa idą w porównaniu z resztą świata swoim własnym, wolniejszym rytmem i nie sposób dziś powiedzieć, czy po drodze podejmą mądrzejsze decyzje. Wszystko jednak musi rozstrzygnąć się niebawem, bo presja na rządy i agencje będzie tylko większa.
Czytaj więcej: Walka z pandemią w Polsce. „Jak ktoś mi mówi teraz o misji, to nóż mi się w kieszeni otwiera”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS