Pogoń Szczecin staje przed niepowtarzalną szansą na zdobycie pierwszego trofeum w klubowej historii. “Portowcy” w czwartkowym finale Pucharu Polski zagrają na PGE Narodowym w Warszawie z pierwszoligową Wisłą Kraków. Nikt w Szczecinie nie wyobraża sobie, aby drużyna Jensa Gustafssona nie przywiozła Pucharu Polski na Pomorze Zachodnie, a w tym gronie jest ormiański pomocnik Pogoni Wahan Biczachczjan, który w rozmowie ze Sport.pl opowiada m.in. o zdobyciu Pucharu Armenii w 2017 roku.
Jakub Seweryn: Wygrywając Puchar Polski w czwartek, możecie przejść do historii. Czujesz, że przed wami najważniejszy mecz dla całego Szczecina od wielu lat?
Wahan Biczachczjan: Na pewno. W czwartek czeka nas historyczny mecz. Widzimy i czujemy, że od lat nie było tak ważnego spotkania dla naszego miasta. Jest dużo emocji, jest dużo nadziei, no i wiara, że możemy przywieźć Puchar Polski do Szczecina. Jestem tu już 2,5 roku i widzę, jak nastawienie kibiców się zmieniało. Teraz każdy mówi, że czas na zdobycie pierwszego trofeum w historii klubu. To pierwsze zawsze smakuje najlepiej.
Pokonaliście długą i naprawdę krętą drogę do tego finału.
– To pokazuje, że naprawdę zasłużyliśmy na grę w finale. Po drodze wygrywaliśmy z Lechem Poznań, Jagiellonią Białystok czy Górnikiem Zabrze, a to wszystko to są drużyny z czołówki ekstraklasy. Teraz trzeba zwieńczyć dzieło. Być skoncentrowanym na swojej robocie, dać z siebie maksa na boisku zarówno indywidualnie, jak i jako zespół, no i po prostu wygrać ten puchar. To tylko jeden mecz. 90, może 120 minut, a nawet karne, ale najważniejsze jest, żeby każdy z nas starał się być lepszym od rywala.
Odczuwacie presję związaną z oczekiwaniami całego Szczecina i rolą faworyta? To jakoś wpływa na wasze przygotowania?
– Myślę, że nie. Przygotowywaliśmy się normalnie do tego spotkania, choć oczywiście jest w nas wiele emocji, ale i odpowiedzialność. To finał Pucharu Polski, nie wypada się pokazać ze złej strony, ale wierzę, że z naszą ambicją i motywacją po prostu będziemy od pierwszej minuty dążyć do naszego celu.
Ty sam wiesz już, jak smakuje zdobycie krajowego pucharu. W 2017 roku sięgnąłeś z Szirakiem Erywań po Puchar Armenii i to jako 17-latek.
– Zgadza się. To zawsze wielki moment, a ja cieszę się, że będę mógł rozegrać kolejny finał. To jest nieważne, czy to Polska, czy Armenia. Finał to finał, a puchar to puchar. Zawsze wiąże się to z wielkimi emocjami i dodatkową energią. Grając w takim meczu wiesz, że możesz dokonać czegoś historycznego. To jest zawsze największa motywacja dla każdego piłkarza.
W tamtym finale Pucharu Armenii miałem 17 lat – nie tylko wygraliśmy z Pjunikiem 3:0, ale ja zagrałem od pierwszej minuty i strzeliłem jedną z bramek. To była fantastyczna chwila już na samym początku kariery, której nigdy nie zapomnę. Ale teraz czas na zdobycie drugiego pucharu! Idziemy po niego na 100 proc., by móc go przywieźć do Szczecina.
Zagracie na Stadionie Narodowym, największym obiekcie w Polsce. Miałeś okazję grać już na takich stadionach?
– Tak, udawało mi się to w reprezentacji Armenii. Choćby w ostatnich eliminacjach graliśmy z Irlandią w Dublinie czy z Turcją w Stambule. Szczególnie ten drugi mecz był wyjątkowy, bo starcia Turcji z Armenią zawsze wywołują dodatkowe emocje. W Stambule mieliśmy przeciwko sobie 50 tys. kibiców, naszych fanów nie było w ogóle. Nie da się ukryć, że było w nas duże oczekiwanie na ten mecz, a na boisku też sobie poradziliśmy, remisując 1:1.
Ja również mogłem wystąpić w tym spotkaniu, więc na pewno atmosfera czwartkowego finału mnie nie przytłoczy. Myślę, że podobnie będzie z moimi kolegami, którzy też mają wiele takich doświadczeń. Będziemy wspierani przez naszych kibiców, nasze rodziny i to też powinno nam pomóc, więc wierzę, że przed nami bardzo dobre widowisko.
Kiedy poczuliście wyjątkowość tej atmosfery w Szczecinie związanej z Pucharem Polski? Podchodzili do was kibice i mówili, jak bardzo zależy im na tym pucharze?
– Myślę, że oczekiwania powoli rosły od początku sezonu, ale największy wzrost wiary w zdobycie Pucharu Polski nastąpił po naszej wygranej z Lechem w Poznaniu. Wtedy wszyscy poczuliśmy, że to jest ten moment, ten czas, gdy pucharowa gablota w Szczecinie może przestać być pusta. Widać to było także na ulicach miasta – ludzie żyją i czekają na ten finał. Wielu mówiło, że “widzimy się w Warszawie”, inni deklarowali, że będą nam kibicować przed telewizorem. Naprawdę czujemy całe to wsparcie, to nam daje wiele bardzo pozytywnej energii.
Myślisz, że zagrasz od pierwszej minuty na Narodowym? Na twojej pozycji jest spora konkurencja do gry.
– Mam taką nadzieję, ale tego nie wiem. Na mojej pozycji mamy młodzieżowca – Adriana Przyborka. Trener zadecyduje, w jakim składzie będziemy grać, ale ja jestem gotowy, by pomóc drużynie w tym spotkaniu. Będę robił wszystko, byśmy wygrali to spotkanie. Pamiętam, gdy przyjechałem po raz pierwszy do Szczecina, do Pogoni. Zwracano wtedy uwagę, że klub jeszcze nie zdołał zdobyc żadnego trofeum. Wówczas pomyślałem sobie, że bardzo chciałbym, aby w trakcie mojego pobytu w Szczecinie przyczynić się do takiej zdobyczy. Dlatego też bardzo czekam na ten finał. Jak strzelę gola, zaliczę asystę czy będę po prostu dobrze grał, to będzie fajnie, ale najważniejsze jest, abyśmy po meczu wszyscy mogli się cieszyć i wracali do domu z pucharem.
Czwartkowy finał zadecyduje o tym, jak będzie postrzegany obecny sezon Pogoni. Ostatnimi dwoma wynikami z Piastem i Jagiellonia popsuliście sobie sytuację w ekstraklasie.
– W meczu z Piastem bez wątpienia nie mieliśmy swojego dnia. Z Jagiellonią z kolei w pierwszej połowie nie wyglądało to rewelacyjnie, ale już w drugiej zagraliśmy na dobrym poziomie. Mieliśmy swoje sytuacje, wyrównaliśmy wynik i wydaje mi się, że mieliśmy kontrolę nad tym, co się działo na boisku. Wynik 2:2 w Białymstoku mimo wszystko jest nie zły. Graliśmy z liderem, bardzo dobrą drużyną, która ma zarówno wypracowany styl gry, jak i naprawdę dobrych piłkarzy. Myślę, że po tym spotkaniu można było stwierdzić, że jesteśmy gotowi na finał Pucharu Polski.
Wynikami w lidze nałożyliście jednak na siebie dodatkową presję.
– Oczywiście, ale sama presja i tak by była. W końcu mówimy o finale. Ale i w lidze jeszcze nie wszystko stracone. Już w poniedziałek gramy z Puszczą, potem z Rakowem, Stalą i Górnikiem. Teraz najważniejszy jest jednak puchar, a jeśli go wygramy, to w ekstraklasie będzie nam się grało w końcówce sezonu zdecydowanie łatwiej i bez ogromnej presji stać nas będzie na pewno na dobry wynik.
Jak podchodzicie do tego, że gracie w finale z drużyną z niższej ligi?
– Miałem okazję oglądać Wisłę w meczach Pucharu Polski, choćby tym z Widzewem. To dobra drużyna, która w decydujących fazach pucharowym miała też ogromne wsparcie swoich kibiców. Na Stadionie Narodowym to się wyrówna, a my nie możemy patrzeć na to, czy gramy z Wisłą, czy z którąś z drużyn z ekstraklasy. Musimy skupić się na swojej postawie, naszej piłce, bo wiemy, jak mamy grać i jak gramy na swoim wysokim poziomie, to jesteśmy skoncentrowani w defensywie, strzelamy dużo bramek i jesteśmy w stanie pokonać każdego. Jeśli to się powtórzy w finale, to jestem przekonany, że wygramy.
A jak ty oceniasz swoją postawę w tym sezonie? Patrząc na liczby – masz pięć goli i cztery asysty w 29 meczach ekstraklasy – jest to twój najlepszy sezon w barwach Pogoni.
– Być może, ale ja od siebie wymagam jak najwięcej i nie rozpatruję tego w takich kategoriach. Wiem, że mogłem grać jeszcze więcej i jeszcze lepiej w tym sezonie. Zawsze staram się dawać z siebie maksimum dla tej drużyny i nie powiem, że jest to kiepski sezon w moim wykonaniu, ale na pewno się tym dorobkiem nie zadowalam.
Jak wpływa na ciebie to, że mówi się, że jesteś w Pogoni najpoważniejszym kandydatem do sprzedaży, by podreperować budżet klubu?
– Myślę, że nie wpływa to na moją grę. Owszem, były pewne rozmowy zimą, ale zdecydowaliśmy, że jeszcze pozostanę w Pogoni do końca sezonu. Teraz przed nami finał, później jeszcze cztery mecze ligowe i wtedy zobaczymy, co się wydarzy.
Masz jakieś marzenia transferowe?
– Marzę na pewno o grze w jednej z pięciu najlepszych lig Europy, ale w piłce trudno jest zaplanować cokolwiek. Zobaczymy, jaka będzie moja przyszłość, ale tym tematem zajmę się dopiero po ostatnim meczu sezonu.
Polscy kibice raczej niewiele wiedzą o futbolu w Armenii. Jak wygląda piłkarska rzeczywistość w twojej ojczyźnie?
– Cóż, na pewno w ostatnich latach piłka nożna w Armenii robi duży progres. O mistrzostwo kraju walczą trzy silne zespoły z Erywania o bardzo zbliżonym poziomie – Noah, Pjunik i Ararat-Armenia. Ale o ile jeśli chodzi o jakość sportową czy finanse idzie to wszystko do góry – Pjunik grał rok temu nawet w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy – to klubowy futbol w Armenii wciąż na pewno nie ma takiej infrastruktury i takich kibiców jak w Polsce. Mecze reprezentacji to inny świat i kibice przychodzą bardzo chętnie, ale na piłce klubowej jest ich bardzo mało. Może gdybyśmy mieli lepsze stadiony, to by to zachęciło kibiców…
Czy ten rozwój piłki nożnej w Armenii jest też związany z postacią Henricha Mchitarjana? To jedyny piłkarz z Armenii, który był w stanie wejść na poziom najlepszych klubów Europy, jak Borussia Dortmund, Manchester United, Arsenal czy obecnie Inter Mediolan.
– Zdecydowanie tak, to legenda armeńskiej piłki i jeden z najlepszych piłkarzy w naszej historii, a dodatkowo osoba, która dla naszego futbolu do dzisiaj robi wiele dobrego. Jego postać wywołała również dużo większe zainteresowanie piłką nożną u kibiców. Dzieci dzięki niemu chętniej zaczęły grać w piłkę.
Potrzebujemy jednak więcej takich postaci, ale myślę, że na to trzeba czasu. To proces, który musi być poparty ciężką pracą na wielu różnych szczeblach. Mchitarjan jest jednak motywacją dla młodych chłopaków. Pokazał, że wszystko zależy od nich i również z Armenii można trafić na najwyższy poziom. To prawdziwa legenda i cieszę się, że mogłem z nim grać w reprezentacji.
To tak na koniec – jaki wynik przewidujesz w czwartkowym finale?
– Myślę, że będzie 2:0 dla Pogoni!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS