A A+ A++

Agata Wiśniewska

Radni niejednogłośnie opowiedzieli się za kontynuacją miejskiego programu in vitro. Głosowanie poprzedziła długa dyskusja pełna emocjonalnych wypowiedzi. W trakcie sesji o błysku, jaki towarzyszy przy akcie poczęcia, ale i dewiacjach prowadzących do niepłodności mówiła Janina Kłosowska. O in vitro z pozycji położnej wypowiadała się Bogumiła Gierszewska – Dorawa. Alicja Kreft przyznała, że długotrwałą procedurę zna z autopsji. W temacie głos zabrali też panowie.


Chojnicki program wsparcie prokreacji chojniczan w liczbach

Do miejskiego programu in vitro w latach 2017 – 2020 zgłosiło się kilkadziesiąt par, z czego 28 zakwalifikowano. Program ruszył w połowie 2018 roku. Zgodnie z jego zapisami para starająca się o potomstwo ma prawo do trzech prób zapłodnienia pozaustrojowego (każda o wartości 5 tys. zł) w jednej z trzech klinik, które podpisały umowę z ratuszem. – Celem głównym było zwiększenie urodzeń o 30 w trakcie trwania programu – mówił burmistrz Arseniusz Finster, przedstawiając raport z jego realizacji. Pierwsze dziecko z miejskiego programu in vitro przyszło na świat w czerwcu 2019 roku. W tym samym roku urodziło się dwóch kolejnych małych chojniczan, natomiast w roku 2020 pięcioro. – Razem mamy ośmioro dzieci i jeszcze dwie potwierdzone ciąże – mowił włodarz. Zakładanego założenia, 30 urodzeń, nie udało się wypełnić m.in. przez problemy związane z koronawirusem. Ze względu na pandemię na okres kilku miesięcy kliniki zmuszone były ograniczyć działalność. Obecnie pary mogą znów korzystać z zabiegów in vitro.

W prowizorium budżetu na kontynuację programu zapisano 225 tys. zł. W roku 2018 miasto wydało na in vitro 54 tys. zł, w 2019 – 38 tys. zł. – W 2020 wypłaciliśmy 100 tys. zł zaliczek. Na pewno ta kwota nie zostanie w pełni wykorzystana. Czekamy na rozliczenia – informował Arseniusz Finster zachęcając radnych do poparcia programu.

Przeciw ze względu na wiarę i etykę

Janinie Kłosowskiej z klubu PiS i zarazem prezes Akcji Katolickiej Diecezji Pelplińskiej zabrakło w sprawozdaniu burmistrza informacji na temat innych skutków in vitro. – Więcej dzieci w tej procedurze in vitro ginie i staje się odpadem medycznym niż się rodzi – podnosiła radna apelując do “sumień, w wielu przypadkach katolickich” o zagłosowanie przeciw „śmiercionośnej uchwale”. Z przyczyn etycznych projektu uchwały nie zamierzali poprzeć także pozostali radni PiS, o czym poinformował przewodniczący klubu Bartosz Bluma, a w konsekwencji także prowizorium budżetu i projektu uchwały dot. Wieloletniej Prognozy Finansowej.

Na “alternatywę” dla in vitro, która do tej pory w Chojnicach nie doczekała się finansowania z miejskiej kasy, tj. naprotechnologię zwracał uwagę Andrzej Gąsiorowski. – Szkoda, że przez te trzy lata nie udało się nic wypracować w tym zakresie. Myślę, że to byłaby konkretna pomoc dla osób, które szukają alternatywy, a ze względów światopoglądowych nie mogą się zgodzić na program in vitro, a też chcą mieć dzieci i oczekują tych dzieci – mówił radny, wyrażając zarazem nadzieję, że temat nie jest jeszcze zamknięty.

Z dala od wszelkich ideologii

Bogumiła Gierszewska – Dorawa, emerytowana juz położna z 40-letnim doświadczeniem podnosiła, że “każda metoda, która doprowadzi do urodzenia dziecka jest dobra”. W swojej wypowiedzi odcinała się od wszelkich ideologii. – Ja się bardzo cieszę, że pan burmistrz dofinansuje ten program do końca. Jeżeli chodzi o naprotechnologię, to są zupełnie dwie różne sprawy. Naprotechnologia, to jest leczenie niepłodności. Naprotechnologia jest finansowana też z budżetu państwa, i chwała za to. Proces naprotechnologiczny jest procesem bardzo długim i bardzo kosztownym – mówiła radna przytaczając konkretne dane. Od 2016 do 2020 roku z in vitro urodziło się 261 tysięcy dzieci, z naprotechnologii 70. Przeliczając ilość urodzonych dzieci na parę, koszt in vitro wyniósł średnio 12 tys. zł, naprotechnologii 461 tys. zł. – Jeżeli nasz budżet miasta będzie na to stać, to popieram i przychylam się – deklarowała Gierszewska – Dorawa zauważając, że pary podchodzące do in vitro poddawane są wcześniej metodzie naprotechnologii. – Te dzieci z in vitro, nie są innymi dziećmi, to są nasze dzieci – zaznaczała. Była już położna zwracała także uwagę, że w obecnych czasach kobiety decydują się później na zajście w ciąże i kiedy okazuje się, że są niepłodne metoda leczenia niepłodności już nie wystarcza. – Nigdy w życiu nikogo bym nie osądziła. To są ich sumienia, ich dramaty, ale chcą posiadać dzieci. Pozwólmy im na to – zakończyła swoją wypowiedź radna.

‘Cud, który zaczyna się na szkiełku laboratoryjnym’

Pani powinna wiedzieć na czym polega in vitro i dlaczego kobiety, tak późno rodzą dzieci. Praktyki, które przywędrowały do nas z zachodu, to nie sa te, u których podstaw legły marzenia trzech budowniczych Europy. Natomiast wszelkiego rodzaju dewiacje, wszelkiego rodzaju leczenia i wszelkiego rodzaju antykoncepcja spowodowały, że właśnie kobiety są niepłodne – do wypowiedzi radnej odniosła się prezes Akcji Katolickiej. – Ja 35 lat może nie jestem położną, ale ten temat jest mi bardzo bliski, bo kiedy poznałam cud poczęcia ludzkiego, to tak mnie zachwycił, że on we mnie trwa i myślę, że będzie trwał do końca moich dni. A ten cud, w procedurze in vitro zaczyna się na szkiełku laboratoryjnym. Czy pani wie, że przy poczęciu w łonie matki obserwowany jest błysk, tak jakby mówić już kategoriami ludzi wierzących, tam się poczyna po prostu ludzkie życie, piękne, jedyne i niepowtarzalne. A jakie są ludzkie życia, które rozpoczynają się na szkiełku laboratoryjnym? Gdzie są te dzieci, które nie zostały wszczepione do łon matek? Czy pani zna los tych dzieci, czy pani potrafi powiedzieć, co się dzieje z tymi poczętymi życiami na szkiełku laboratoryjnym, które powędrowały do zamrażarek? Czy kiedyś one się nie upomną? Czy pani wie o syndromach poaborcyjnych i po in vitro i tych wszystkich innych? Ile na ten temat zapytała pani naukowców, ile razy pani to zgłębiła? Jeżeli pani to ukrywa lub pani tego nie wie, proszę się z tym zapoznać, to są ludzkie dramaty równie wielkie jak niepłodność. Z niepłodnością ludzie sobie radzą – dodała radna opowiadając się po raz kolejny za naprotechnologią. – W tej metodzie żadne ludzkie życie nie zostało zmarnowane, dlatego jej się domagamy. To dążenie nie tylko ludzi wierzących, ale wszystkich tych, którzy po ludzku czują, po ludzku kochają i po ludzku dobrze życzę tym, którzy dzieci chcą mieć i którzy mogą je mieć i współczują tym, którzy dzieci nie mają – mówiła Kłosowska.

In vitro jako “ostatnia deska ratunku”

Bez komentarza słów radnej nie zostawił burmistrz. – Procedura in vitro musi być poprzedzona półtora rocznym okresem leczenia, czyli do in vitro nie może przystąpić para, która nie leczy niepłodności. To leczenie niepłodności to naprotechnologia. In vitro to ostatnia deska ratunku dla pary, która chce mieć dzieci. Arseniusz Finster zgodził się, że obawy może budzić to, że w procedurze in vitro powstają dwa zarodki a rodzi się jedno dziecko, ale i tak się zdarza przy naturalnych ciążach. – Żadne zarodki, które powstają w wyniku stymulacji kobiety nie są niszczone, są zamrażane i para może opłacać koszty ich przechowania wykorzystując je potem lub może je oddać do adopcji – podkreślał burmistrz. Radość par, które doczekały się potomstwa dzięki miejskiemu programowi wsparcia prokreacji włodarz ma okazję obserwować osobiście. – Te pary mnie odwiedzają i mam możliwość potrzymać ich dzieci na rękach – przyznał.

“Syty głodnego nie zrozumie”

Jako ostatnia głos w dyskusji zabrała Alicja Kreft. Radna poczuła się wywołana do odpowiedzi poprzez swoje osobiste doświadczenia, 25 lata temu przechodził procedurę zapłodnienia pozaustrojowego. – To nie jest tak, jak powiedziała pani Janina Kłosowska, że kobiety przystępują za późno, do tego, żeby zajść w ciążę. Ja się leczyłam od 25 roku życia. Do procedury in vitro dopuszczono mnie w wieku 30 lat. W moim przypadku, na tym szkiełku, jak to powiedziała pani Janina, jajeczka się nie podzieliły i nie doszło do tej procedury. Ta metoda kosztowała mnie bardzo dużo zdrowia, bardzo dużo leczenia. Ktoś, kto nie przechodził tego, nie wie, co to jest. Nie wie, co przeżywa kobieta i jakie jest bolesne leczenie przez te lata. To jest i naprotechnologia i leczenie na różne inne sposoby. Powiedziałabym to tak, syty głodnego nie zrozumie. Chciałabym, żeby osoby które, nie wiedząc, jak to jest dla kobiety nie mieć dzieci, nie wypowiadały się za inne osoby – podsumowała radna. W głosowaniu nad uchwałą Alicja Kreft od głosu się wstrzymała, ponieważ w Stowarzyszeniu Projekt Chojnicka Samorządność, które reprezentuje zdania w kwestii in vitro są podzielone.

Za kontynuacją programu in vitro opowiedziało się 13 radnych, 6 było przeciw, 2 osoby od głosu się wstrzymały.

Podobne tematy:

Najnowsze:

Artykuł pochodzi z portalu www.chojnice24.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOd zdjęć Ciupy robi się gorąco. Napis na koszulce mówi wszystko
Następny artykułDr Nasiłowski: “Nie powinno być równych i równiejszych”