Cykl „Hydro GP”, czyli mistrzostwa świata w niezwykle prestiżowych Formułach 500, 250 i 125, miał być w tym sezonie o wiele dłuższy. Światowa federacja odpowiedzialna za sport motorowodny (Union Internationale Motonautique) planowała rozegranie aż siedmiu eliminacji Formuły 500 i czterech Formuły 125. Niestety, kalendarz trzeba było w kilku przypadkach modyfikować. Wypadły z niego między innymi zawody w Tarnopolu na Ukrainie z powodu agresji Rosji na ten kraj. Nie doszło także do eliminacji MŚ we włoskich miejscowościach Boretto i Cremona. W obu przypadkach z powodu zbyt niskiego stanu wodny w akwenach. Ostatecznie w Formule 125 odbyły się dwie eliminacje (czeskie Jedovnice, 13-15 maja i szwedzka Mora, 29-30 lipca), a w Formule 500 trzy eliminacje, także w Jedovnicach i Morze oraz w ostatni weekend czerwca w Żninie.
ZOBACZ TAKŻE: Bartosz Marszałek wyrusza na podbój Italii
W Formule 500 od początku sezonu 2022 świetnie spisywał się Marcin Zieliński. Szczecinianin zajął czwarte miejsce na inaugurację w Czechach, a potem był dwukrotnie trzeci podczas eliminacji rozegranych w Polsce i Szwecji. Zgromadzone punkty przełożyły się na tytuł wicemistrza świata. Reprezentanta Polski wyprzedził tylko Estończyk Erko Aabrams, a za naszym motorowodniakiem znalazło się wielu doświadczonych i utytułowanych kierowców, między innymi Słowacy Robert Hencz i Marian Jung, Włoch Giuseppe Rossi czy Węgier Attila Havas. Drugi z Polaków, który zdecydował się na start w MŚ F500, Cezary Strumnik, po wielu problemach technicznych i punktach zdobywanych w Jedovnicach oraz Żninie zakończył sezon na 9 miejscu.
– Na pewno to był o wiele lepszy sezon niż poprzedni. W 2021 roku nękały mnie awarie i nie byłem w stanie skutecznie walczyć o podium mistrzostw świata. Wiele problemów wspólnie z moim całym zespołem rozwiązaliśmy i teraz widzę tego efekty. Pewnie, że zawsze mogło być jeszcze lepiej, jednak w Formule 500 wymagania sprzętowe są ogromne i awarie przytrafiają się wszystkim. Ten sprzęt po prostu działa na granicy wytrzymałości – opowiada Marcin Zieliński. – Oczywiście sprzęt to jedno, a kierowca i jego doświadczenie oraz umiejętności to drugi ważny element tej wyścigowej układanki. Jeśli zawodnik ma jeszcze wsparcie swoich mechaników, to można sięgać po najwyższe cele. Tak jest w moim przypadku. Ja robię swoje najlepiej jak potrafię na wodzie podczas wyścigów, a poza wodnym torem – podczas przygotowań do zawodów i na samych zawodach w strefie serwisowej – wspierają mnie prawdziwi profesjonaliści – dodaje. – Czy żałuje, że już zakończyliśmy sezon? Pewnie, że tak. Byłem gotowy do walki w ostatniej eliminacji mistrzostw. Oczywiście podczas tych zawodów wszystko mogło się zdarzyć, ale przecież szanse dla wszystkich były równe. Fajnie było by się spotkać z tymi zawodnikami i medal odebrać na ceremonii po zakończeniu ścigania w Boretto. Na to jednak wpływu nie mam. Miałem wpływ na dotychczasowe starty i kończę sezon ze srebrem. Takiego medalu MŚ F500 jeszcze w swojej kolekcji nie miałem. Teraz zaczynam już układać plany pod kolejny sezon. W 2023 roku zamierzam nadal walczyć w zawodach F500 – kończy Zieliński.
Trzech reprezentantów Polski wystartowało w MŚ Formuły 125 – Sebastian Kęciński, Henryk Synoracki i Michał Kausa. Od pierwszych zawodów w okolicach prowizorycznego podium zadomowił się Sebastian Kęciński, który przed rokiem był brązowym medalistą MŚ, a w 2019 roku sięgał po złoto światowego czempionatu F125. Wywodzący się z Trzcianki motorowodniak na otwarcie cyklu w Jedovnicach zajął bardzo dobre drugie miejsce. W szwedzkiej Morze kolejne podium było bardzo blisko. Niestety, w ostatnim biegu tych zawodów jeden z rywali popełnił błąd i wytrącił Polaka z wyścigowego rytmu, za co został ukarany przez sędziów żółtą kartką. Na szczęście skończyło się bez kolizji…Po tym dość groźnym incydencie Kęciński stracił pozycję lidera, by ostatecznie zająć w Szwecji piąte miejsce. Okazało się jednak, że wyniki z Jedovnic i Mory, po anulowaniu następnych eliminacji MŚ, dały kolejny medal w karierze motorowodniakowi z Klubu Sportów Motorowych i Motorowodnych w Trzciance.
– Z jednej strony szkoda, że sezon tak szybko się zakończył. Szykowaliśmy się na wyjazd do Włoch w przyszłym tygodniu i walkę o jak najlepsze miejsce. Do drugiego zawodnika w klasyfikacji generalnej traciłem bowiem tylko i aż 5 punktów. Zresztą sportową rywalizację mamy we krwi i myślę, że nie tylko ja chciałem się jeszcze pościgać w mistrzostwach w tym sezonie. Zawsze jednak powtarzam, że trzeba robić swoje, konsekwentnie i rozsądnie dążyć do celu. Na niektóre czynniki w sporcie motorowodnym wpływu nie mamy. Tak właśnie jest w przypadku odwołanych zawodów w Boretto. Cieszę więc z tego co mam, czyli z brązowego medalu mistrzostw świata – ocenił Sebastian Kęciński.
Mistrzem świata został Joonas Lember i to dla wielu może być dość spora niespodzianka, bo Estończyk był jednym z najmniej doświadczonych motorowodniaków w stawce. Należy jednak pamiętać, że korzystał on w tym sezonie ze sprzętu mistrza świata z 2020 roku, swojego rodaka Erika Aaslava-Kaasika. Pozostali dwaj Polacy, po wielu perypetiach i problemach sprzętowych, tym razem znaleźli się poza ścisłą czołówką. Henryk Synoracki zakończył sezon na 10., a Michał Kausa na 12. miejscu.
Obaj Polacy – Marcin Zieliński i Sebastian Kęciński – czekają na mistrzowskie medale. Przedwcześnie zakończony sezon uniemożliwił wręczenia ich na oficjalnej ceremonii po ostatnich zawodach. Polski Związek Motorowodny i Narciarstwa Wodnego już skierował oficjalne zapytanie w tej sprawie do światowej federacji UIM. Medale niebawem powinny trafić do naszych reprezentantów.
materiały prasowe
Przejdź na Polsatsport.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS