A A+ A++

Magda Papuzińska: Chciał pan zostać nauczycielem?

Grzegorz Marcinkowski: Nie i nim nie jestem. Miałem w życiu różne plany, już od dziecka, i na ich realizację potrzebowałem pieniędzy. Moi rodzice mieli trudną sytuację finansową. Ojciec wierzył w te wszystkie bajki, w socjalizm i był kierownikiem oddziału firmy poligraficznej, mama pracowała razem z nim, oboje mieli średnie wykształcenie. Taka zwykła rodzina z tamtych czasów, trochę może poniżej średniej, na życie starczało, ale nic więcej. Musiałem sam zarobić na swoje plany i robiłem to od 14 roku życia.

W jaki sposób?

Najpierw pracowałem fizycznie, a gdy już byłem na studiach, zorientowałem się, że bardziej dochodowa może być praca intelektualna. Wprawdzie uwielbiałem się uczyć, ale moje przekonanie, że otaczają mnie sami idioci, nie zawsze było pomocne.

Wszyscy wokół byli idiotami, czy kogoś pan cenił?

Nie, spotkałem parę osób rzeczywiście wybitnych. Zawsze miałem przekonanie, że niewielu jest na świecie ludzi mądrzejszych niż ja. Od dziecka to miałem. Ale jednocześnie mam dobry charakter, dobre kontakty z ludźmi, jestem lubiany, a nawet bardzo lubiany.

Uspokoiłam się. Więc na studiach pan zarabiał…

Jak większość studentów. Różnie. Zacząłem studia na Politechnice Warszawskiej, później był Uniwersytet w Niemczech, gdzie dostałem stypendium. Chociaż było wysokie, nadal pracowałem i zarabiałem. Przez lata mieszkałem na Zachodzie, do Polski wróciłem, gdy zaczęło tu się naprawdę zmieniać na lepsze.

Skąd pomysł na założenie szkoły?

Zbudowałem dom w Starych Babicach. Z moimi dzieciakami były straszne problemy, właśnie ze względu na specyficzne trudności w nauce. Zawsze byłem po ich stronie i czasami dochodziło do konfliktów z nauczycielami. Gdy nasze dzieci chętnie chodzą do szkoły i samodzielnie odrabiają prace domowe, nie rozumiemy jakim koszmarem może być codzienne uruchamianie domowej szkoły wieczorowej, gdzie rodzic staje się nauczycielem wszystkich przedmiotów. U takiego rodzica szybko pojawia się pytanie: no dobrze, ale od czego jest szkoła i pracujący w niej nauczyciele?

Nieźle wojowałem ze szkołami. Ale miałem tego dość. Tego przerzucania na rodzica odpowiedzialności za edukację własnego dziecka. Tak nie powinno być. Bywałem bezpośredni i nie zawsze przyjemny dla nauczycieli.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTarnów. Atrakcyjne miejsce na krótki wypad za miasto.
Następny artykułRoyal Navy inwestuje w komandosów z plecakami odrzutowymi