Mija pięćdziesiąt lat odkąd jesteśmy z hip-hopem. Jak mówi historia: 11 sierpnia 1973 roku DJ Kool Herz zorganizował imprezę, na której grając otworzył ludziom oczy na nowy sposób grania. Które nie dość, że się przyjęło, dało podwaliny do ogromnej części – nie tylko muzycznej – kultury, to jeszcze towarzyszy nam do dziś. Oczywiście stylistyka miała różne oblicza – od zbuntowanego, popierającego ubogich, wywrotowego („The Message” czy „Fuck The Police“) po takie które ociekało złotem i było odreagowaniem lat biedy („Get Rich Or Die Trying”). W Polsce to obecnie najpopularniejszy gatunek, który już od lat wywraca scenę do góry nogami. I oczywiście u nas mamy wersy prymitywne i częstochowskie i mamy arcydzieła, rzeczy które słucha się z zapartym tchem na poziomie lirycznym i muzycznym. Mimo to, ciągle stylistyce dorabia się gębę gatunku gorszego. Bo jak nie ma gitar, albo nie jest to jazz to do widzenia. No więc nie – na świecie mówi się, że przyszłością jazzu jest hip-hop właśnie, a poziom nagrywanych w Polsce płyt jest wysoki od lat. Dlatego jeśli ktoś mówi wam, że hip-hop jest zły, zróbcie CISZEJ. Z doświadczenia wiem, że zazwyczaj ktoś usłyszał jedno nagranie w radiu, albo pamięta Scyzoryka i na tym wyrabia sobie opinie. A zdjęcie pokazuje, że na festiwale z taką muzyką przychodzi kilka osób.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS