Trzeci sezon skupia się na perypetiach związkowych najlepszej przyjaciółki Deva, Denise. Po tym, jak odniosła sukces dzięki swojej pierwszej książce, próbuje napisać drugą, a że jej nie idzie i jest to stresujące, to i w relacji z Alicią zaczynają się różnego rodzaju tarcia.
Specjalista od niczego (2015), sezon 3 – recenzja serialu (Netflix). Słodko-gorzko
Jak więc widać, tym razem Specjalista od niczego nie koncentruje się na głównym bohaterze wcześniejszych dwóch sezonów, Devie. Nie do końca jest jasne, z czego to wynika. Może twórca serialu, Aziz Ansari, uznał, że jego historia jest w miarę zakończona i chce przyjrzeć się czemuś innemu? Może wpływ miało na to, że był oskarżony o napaść seksualną, ale wtedy w sumie prawdopodobnie produkcja w ogóle zostałaby zakończona, albo robiłby ją ktoś inny. Tymczasem Ansari zarówno był jednym z autorów scenariuszy, jak i reżyserował, a i pojawia się na ekranie w dwóch scenach. Tak więc trudno powiedzieć, skąd taka decyzja.
Prawdę mówiąc byłem przekonany, że Specjalista od niczego nie będzie mieć żadnej kontynuacji po drugim sezonie, premiera mnie zaskoczyła, tak samo, jak i to, że tym razem przyglądamy się życiu Denise. Początkowe obawy bardzo szybko jednak się ulotniły, bo okazało się, że wciąż jest to niesamowicie mądra opowieść o zwykłych, codziennych trudach życia. Nie do końca umiem powiedzieć, co aż tak bardzo mnie przyciąga do tego serialu, ale mam wrażenie, że Ansari w jakiś niepojęty sposób jest w stanie wyrazić w miarę uniwersalny stan psychiki ludzi, którzy chociaż mają już za sobą pewne doświadczenia, to tak naprawdę wciąż uczą się życia i nie wiedzą, czego od niego chcą. Może porusza mnie to tak, bo sam – co jakiś czas – mam podobnie, nachodzą mnie różne rozmyślania, refleksje, frustracje.
Trzeci sezon serialu Specjalista od niczego doskonale pokazuje, jak trudne są relacje międzyludzkie, jak pozornie udana relacja może się rozpaść z najróżniejszych powodów. Jak wiele zależy od tego, na jakim etapie życia są obie osoby, czego chcą, co jest dla nich ważne, jak widzą przyszłość. A to się przecież może ciągle zmieniać. Przypomniane zostaje, jak istotna jest komunikacja, z jednoczesnym zauważeniem, że jest ona tak naprawdę możliwa wtedy, gdy samemu wie się, czego się chce. A z tym też bywa problem. Podobnie, jak z pracą – w danym momencie do czegoś dążymy, osiągamy sukces, ten nas w jakiś sposób zmienia, a potem zaczynamy zastanawiać się, czy to jest to, czego naprawdę chcemy. To mierzenie się z życiem, które być może jest połączeniem ciągłego poszukiwania pomysłu na siebie, smutku i szczęścia w trudnych do ustalenia proporcjach ma w sobie coś, z czym dość łatwo się utożsamić. Przynajmniej mi, może dlatego, że jestem dość autorefleksyjną osobą. Na to wszystko nakłada się jeszcze kwestia tego, w jaki sposób nie skrzywdzić innych.
I chociaż brzmi to całkiem pretensjonalnie, to właśnie największą zaletą serialu Specjalista od niczego jest to, że takie nie jest. Naprawdę nie wiem, jak Ansariemu się to udaje, ale jego produkcja ma w sobie coś niesamowitego, po seansie zawsze jeszcze długo myślę o tym, co obejrzałem.
Specjalista od niczego (2015), sezon 3 – recenzja serialu (Netflix). Świetna realizacja, świetne aktorstwo
Trzeci sezon został też bardzo dobrze nakręcony. Chociaż nieco nietypowo, bo format obrazu jest kwadratowy, co powoduje zawężenie perspektywy, w centrum ekranu stawia postacie, które nie bardzo mają gdzie się ukryć, przez co widz przygląda im się o wiele uważniej. A to nakłada z kolei na osoby będące przed kamerą dodatkową presję. I radzą sobie oni z nią doskonale. Zarówno grająca Denise Lena Waithe, jak i wcielająca się w Alicię Naomie Ackie są doskonałe. To prawdziwie koncertowy popis aktorstwa, który za pomocą drobnych gestów, intonacji, mimiki, ruchów pokazuje wszystko, co potrzebujemy wiedzieć na temat tego, co w danym momencie czują bohaterki. Znakomite są też wspomniane dwie sceny, w których pojawia się sam Ansari, mają świetną energię, dynamikę, humor i są bardzo naturalne (aż szkoda, że nie ma go więcej).
Tak więc Specjalista od niczego, mimo że pod różnymi względami inny niż pierwsze dwa sezony, szybko rozwiał moje obawy i dostarczył sporo materiału do przemyśleń oraz wiele różnorakich emocji. Tak, jak napisałem wcześniej – nie potrafię do końca ubrać w słowa, czemu aż tak bardzo trafia do mnie ten serial. Po prostu ma w sobie coś, co do mnie przemawia. I są to nie tylko świetnie nakręcone sceny, czy wielkie przemyślenia, ale też tak proste obrazy, jak widziana z perspektywy kierowcy nocna jazda samochodem po krętej drodze. W sumie to ładna metafora życia – starasz się jechać bezpiecznie, mając ograniczone pole widzenia, nie wiedząc, co będzie za kolejnym zakrętem. Ale licząc na to, co dobre.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS