A A+ A++

Środa przyniosła kolejną wzrostową sesję na nowojorskich parkietach. Realna gospodarka z trudem wydobywa się z koronawirusowego załamania, lecz ceny akcji powoli wracają do przedkryzysowych rekordów.

To był kolejny dzień, w którym niepodzielnie rządził giełdowy byk. S&P500 zanotował czwartą wzrostową sesję z rzędu. W ciągu ostatnich 14 sesji spadł tylko podczas trzech. W tym na plusie zakończył 7 z 8 ostatnich sesji. Ta statystyka dobitnie pokazuje, że obecny trend wzrostowy jest silny i stabilny, w przeciwieństwie do nieco szalonej pierwszej fazy odbicia z przełomu marca i kwietnia.

Odnotujmy, że w środę S&P500 zyskał 1,36% i wspiął się na wysokość 3 122,87 punktów, osiągając najwyższą wartość od trzech miesięcy. Od marcowego dołka indeks ten urósł o blisko 43% i jest notowany raptem 3% poniżej poziomu z początku roku.  Dow Jones poszedł w górę o 2,05% i po raz pierwszy od trzech miesięcy zakończył dzień powyżej 26 000 pkt. Nasdaq Composite po zwyżce o 0,78% dotarł do 9 682,91 pkt. i do lutowego szczytu brakuje mu niespełna 2%.

Sytuacja na froncie rynkowym jest zatem jasna. Ceny akcji idą mocno w górę na fali nadziei związanych z powolnym przywracaniem normalności w gospodarce. Inwestorzy zdają się nie zważać na niemal rekordowo wysokie wyceny amerykańskich akcji i wierzą, że prognozowane na najbliższe kwartały załamanie korporacyjnych zysków jest tylko przejściowe. Zresztą nie mają wielkiego wyboru, ponieważ trzy biliony dolarów, jakie w ostatnich trzech miesiącach „dodrukowała” Rezerwa Federalna, zbiły rentowności obligacji skarbowych do absurdalnie niskich poziomów.

W tym kontekście bieżące dane nadchodzące z największej gospodarki świata mają znaczenie drugorzędne. Warto jednak zaznaczyć, że majowy spadek zatrudnienia w sektorze prywatnym – choć wciąż ogromny – okazał się przeszło trzykrotnie mniejszy od oczekiwań. Liczba etatów zmalała „tylko” o 2,76 mln, choć oczekiwano spadku aż o 9 milionów. Jeśli piątkowy raport Departamentu Pracy potwierdzi te liczby, to nawet optymiści będą musieli zweryfikować w górę swoje prognozy gospodarcze.

Zaskoczeń nie było w przypadku dwóch pozostałych raportów makro. Kwietniowa wartość zamówień na dobra trwałego użytku (co w USA jest synonimem inwestycji przedsiębiorstw) była o 17,7% niższa niż w marcu. Ogółem zamówienia w amerykańskim przemyśle skurczyły się o 13% mdm po spadku o 11% mdm w marcu. Jest to więc oczekiwana katastrofa.

Wyraźnie poprawiła się za to koniunktura w sektorze usług, który w kwietniu został poddany ciężkiej próbie. Wskaźnik ISM dla tego sektora podniósł się z 41,8 pkt. do 45,4 pkt., przewyższając rynkowy konsensus (44 pkt.). Co prawda wskaźnik ten wciąż sygnalizuje poważną recesję, ale jeśli będzie się poprawiał w dotychczasowym tempie, to być może już trzeci kwartał przyniesie ożywienie w gospodarce USA. Warto dodać, że wzrósł subindeks cen, co sygnalizuje utrzymanie się presji na wzrost cen w Stanach Zjednoczonych pomimo deflacyjnych efektów tańszej ropy naftowej i generalnego spadku popytu konsumenckiego.

Krzysztof Kolany

Źródło:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicjanci uratowali dziecko. Było sine
Następny artykułKomunikacja kosztowała prawie 16 mln zł