A A+ A++

Ważne globalne wydarzenia, takie jak wojny i chociażby epidemie, potrafią wywrócić do góry nogami cały wcześniejszy porządek. Obecna sytuacja z koronawirusem może zapoczątkować silne przemodelowanie naszej branży wraz z pojawieniem się w niej klientów, dla których motocyklowa tradycja nie będzie miała większego znaczenia.

Przez ostatnie kilkanaście-kilkadziesiąt lat byliśmy karmieni wizją transportu przyszłości, w którym zdecydowanie dominować będą środki zbiorowe – pociągi, metro oraz autonomiczne i ekologiczne autobusy. Jako pojazdy indywidualne mocno promowane były zdrowe i czyste rowery. Dziś już wiemy, że ta koncepcja została mocno zachwiana, a obecna pandemia, nawet jeśli wygaśnie, pozostawi trwały ślad w zbiorowej psychice. Ludzie będą szukać alternatywnych środków transportu, który będą szybsze, wygodniejsze i sprawdzą się na dłuższych trasach niż rowery, a przy tym nie zakorkują miast. Mogą się nimi stać jednoślady oraz trój- i czterokołowce napędzane silnikiem.

NAS Analytics TAG

Szansa na rozwój, szansa na zmiany

Jest to ogromna szansa dla branży motocyklowej, ale też coś, co może zachwiać jej dotychczasowym kształtem. Magicznym czynnikiem jest tu nowy typ klienta, który może pojawić się nagle, skokowo. Będą to ludzie, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z motocyklami i gdyby nie wybuch epidemii, nie mieliby nadal. Nie wejdą do naszego świata stopniowo, z zainteresowaniem, tylko nieco z buta, od razu poszukując praktycznych i pewnych środków transportu. Nie będą mieli pojęcia o motocyklowej tradycji i nie będą chcieli mieć. Nazwy takie jak V-Max, Electra Glide czy Africa Twin nie będą dla nich kultowe i legendarne, tylko najzupełniej nieważne.

Totalnie zleją dotychczasowe segmenty, podziały i wizerunki. Przecież już przed pandemią wielu dorosłych facetów nie miało problemów z tym, by jeździć na hulajnogach. Nie przejmą się więc stwierdzeniami, że na elektrycznym skuterze wyglądają jak na psie, że coś do nich nie pasuje, czegoś im nie wypada, a trójkołowiec to nie motocykl. Nie będą zwracali uwagi na dotychczasowe wartości, takie jak wygląd maszyny nawiązujący do tradycji czy jedynie słuszny dźwięk. Bo ten gulgoczący odgłos silnika spalinowego może być atrakcyjny tylko dla nas, ludzi z motocyklowego “starego świata”.

Tradycja – zbędny balast

Podobna sytuacja, choć oczywiście w innej skali i z o wiele mnie rozwiniętą technologią miała miejsce po II wojnie światowej. Świat stał się nagle niemal czystą kartą, po której trzeba się było poruszać przede wszystkim tanio i skutecznie. Nieliczne i drogie auta nie spełniały tych warunków, stąd lawinowy wzrost popularności motocykli i rozwój nietypowych konstrukcji, jakimi były wtedy chociażby skutery – przypadkowe dzieci przebranżowienia fabryk wojskowych. Motocyklistami zostali nasi dziadkowie i babcie, często z przypadku i konieczności, a nie z pasji. Ta przyszła później, choć ogromna grupa użytkowników motocykli błyskawicznie przeszła do aut, kiedy te stały się tańsze i szerzej dostępne.

To, o czym piszę, to oczywiście czysta spekulacja i gdybanie. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że ten scenariusz nigdy się nie spełni. Warto jednak mieć taką opcję z tyłu głowy na wypadek, gdyby zmiany na świecie przyśpieszyły mocniej niż się spodziewamy i możemy ogarnąć. Ludzie oraz ich zwyczaje ewoluują dziś w błyskawicznym tempie. Za nowymi klientami pójdą nowe firmy z nowymi konstrukcjami. Jeśli ta grupa będzie wystarczająco liczna, dołączą także dzisiejsi producenci motocykli, dla których głos dotychczasowej klienteli może przestać być tak ważny i słyszalny jak dziś.

Narodziny gwiazdy

Na koniec historia z zupełnie innej branży. Na początku XVII wieku na dworze tureckiego sułtana pracował alchemik, który usilnie poszukiwał sposobu na przetworzenie pospolitych metali na złoto. Spośród stopów, które po drodze opracował, jeden charakteryzował się pięknym, czystym dźwiękiem po uderzeniu. W tej sposób narodziły się talerze orkiestrowe, a później perkusyjne. Alchemik-rzemieślnik otrzymał przydomek Zildjian, czyli “twórca talerzy”, a założona przez niego manufaktura jest najdłużej nieprzerwanie działającą firmą rodzinną na świecie. Na talerzach Zildjian do dziś grają i nagrywają najwięksi.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ w pewnych warunkach szukanie rozwiązań może przynieść narodziny totalnie nowej jakości, nowych segmentów, nowych branż. Czy tak będzie po pandemii, która może przecież nie wygasnąć, tylko stać się nieodłączną towarzyszką życia ludzi na całym świecie? Zobaczymy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCzy dron musi być drogi? Przyglądamy się dronom dla początkujących w atrakcyjnych cenach
Następny artykułPani Łucja na zawsze pozostanie w naszych sercach