No cóż, nie było to najbardziej porywające spotkanie w historii futbolu. Po części dlatego, że Górnik Łęczna po wyjściu na prowadzenie w wyjazdowym starciu z Lechią Gdańsk poczuł stuprocentową satysfakcję i był już zainteresowany wyłącznie obroną swojej jednobramkowej zaliczki. A po drugie dlatego, że Lechia, która oczywiście miała wielką ochotę na odrobienie strat, nie bardzo wiedziała, jak się do tego celu zabrać. Chociaż tyle dobrego, że przeszło 90 minut nudy wynagrodziło nam trafienie w – dosłownie – ostatniej akcji meczu.
Świetna dyspozycja Górnika
Pierwsza połowa spotkania była popisem graczy Górnika Łęczna, choć oczywiście nie w tym sensie, że goście urządzili Lechii ofensywną nawałnicę i całkowicie biało-zielonych zdemolowali. Przeciwnie, podopieczni Ireneusza Mamrota, jak to oni zresztą, grali bardzo zachowawczo. Natomiast naprawdę mogło imponować ich zdyscyplinowanie taktyczne. Rzadko się obserwuje w 1. lidze zespoły prezentujące aż tak skuteczny futbol w destrukcji. Górnik nie pozwolił Lechii dosłownie na nic. Gospodarze dłużej utrzymywali się przy piłce, naciskali, kombinowali, klepali, ale wszystkie próby przedarcia się w pole karne przyjezdnych kończyły się fiaskiem. Wspomniany już trener Mamrot mógł cmokać z zachwytu, widząc z jaką łatwością jego zawodnicy gaszą kolejne szarże i dryblingi Luisa Fernandeza.
Lider gdańszczan został przed przerwą całkowicie zneutralizowany. Podobnie jak cała Lechia.
Jak gdyby tego było mało, piłkarze Górnika regularnie zaskakiwali gospodarzy szybkimi kontratakami. Do siatki udało im się jednak trafić po stałym fragmencie gry. W podbramkowym zamieszaniu najprzytomniej zachował się Karol Podliński, który wykorzystał błąd bramkarza Lechii i uderzeniem z najbliższej odległości wyprowadził gości na prowadzenie. To trafienie każe postawić kolejny znak zapytania przy osobie Bohdana Sarnawskiego, no i rodzi się też wątpliwość, czy Lechia nie jest zespołem zwyczajnie… zbyt niskim. Trochę za często ekipie z Trójmiasta sprawiają problemy czytelne, w teorii łatwe do wybicia centry.
Tak czy owak, Górnik w 34. minucie gry wyszedł na zasłużone prowadzenie. I niewiele wskazywało na to, by miał wypuścić z rąk komplet punktów.
Warto walczyć do końca
Po przerwie zespół z Łęcznej odpuścił już sobie ofensywne wypady i skupił się w zasadzie w stu procentach na obronie dostępu do własnej bramki, nierzadko całym zespołem. Nie do końca nam się ta taktyka podobała, ale trzeba gościom oddać – była cholernie skuteczna. Lechia z uporem godnym lepszej sprawy biła głową w lubelski mur, ale ten ani trochę się nie ukruszył. Gospodarzom brakowało jakiegokolwiek elementu zaskoczenia – ich akcje były toczone w jednostajnym tempie i na ogół kończyło je albo czytelne dośrodkowanie, albo rozpaczliwa próba wejścia z piłką do bramki rywala krótkimi podaniami. Szymon Grabowski do tego stopnia sfrustrował się postawą swojej drużyny, że w 70. minucie dokonał potrójnej zmiany, ściągając z murawy między innymi Fernandeza.
Zapachniało desperacją. Ale nawet tak gwałtowny ruch na niewiele się zdał – biało-zieloni wciąż bezproduktywnie pykali piłeczką po obwodzie, Górnik nadal czujnie przesuwał się w defensywie i rozbijał akcje przeciwników. Wyglądało na to, że jest pozamiatane i trzy oczka wyjadą z Gdańska do Łęcznej. Jednak lechiści udowodnili, że warto o punkty walczyć do końca. A nawet dłużej, niż do końca.
Co mamy na myśli?
Ano to, że już po upływie doliczonego czasu gry Lechia przeprowadziła ostatnią w dzisiejszym spotkaniu szarżę. Ostatnią i – jak się okazało – skuteczną. Gospodarze mieli więcej szczęścia niż rozumu, bo pomogła im seria fartownych rykoszetów, ale do strzału Tomasza Neugebauera nie można się przyczepić. 20-latek zachował czujność, gdy futbolówka nieoczekiwanie poturlała mu się pod nogi i pięknym, mierzonym strzałem z osiemnastu metrów wyrównał stan meczu.
Oj, to musiało zaboleć ekipę przyjezdnych. Jednak rozpaczać nad jej losem nie zamierzamy, bo została po prostu skarcona za minimalizm.
Lechia Gdańsk 1:1 Górnik Łęczna (0:1)
Neugebauer 90+5′ – Podliński 34′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
fot. FotoPyK
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS