A A+ A++

Osoby, które same mianowały się cenzorami debaty i tropią „ruskie onuce”, nie znają polskiej konstytucji, kodeksu karnego, a roszczą sobie prawo do arbitralnego orzekania, co leży, a co nie leży w polskim interesie.

Jak łatwo zrobić karierę, nie mając jakichś wyjątkowych zdolności intelektualnych, za to dysponując odpowiednio elastycznym kręgosłupem, zdolnością do wygadywaniu bzdur w taki sposób, żeby mało kto połapał się, że to bzdury oraz wystarczającą bezczelnością? Sposobów jest oczywiście wiele, ale jednym z nich jest podczepienie się w trudniejszych momentach dziejowych pod modny i pożądany trend. Na tym zresztą budowały się zawsze totalitaryzmy, w których to systemach kluczową rolę pełnili tacy właśnie osobnicy.

W jednej z moich ulubionych piosenek – „Jan Kochanowski” – śpiewał Jacek Kaczmarski tak:

Kto cnotami znudzony, nieufny nadziei,

Własnych kroków niepewny – do dworu się klei.

Tam wśród podobnych sobie może się wyszumieć,

A przy tym w nic nie wierzyć, niczego nie umieć.

Jak to u Kaczmarskiego bywało – w tych czterech wersach syntetycznie ujął zjawisko, które właśnie opisuję.

W dzisiejszych czasach jednym z perspektywicznych kierunków jest tropienie „ruskich onuc”. Zajmują się tym różnego rodzaju postaci i środowiska, od osób na stanowiskach rządowych począwszy, poprzez tak zwane instytucje fact-checkingowe (w istocie będące organami miękkiej cenzury), na ambitnych amatorach i samozwańczych „ekspertach od dezinformacji” skończywszy. Jeden z takich ekspertów, dotąd kompletnie nieznany, wyczuł swoją szansę i objawił się niedawno trochę szerszej publiczności. Goszcząc w podcaście u pewnego „z wykształcenia dziennikarza” i właściciela agencji PR, był uprzejmy wspomnieć mnie w kontekście rzekomej rosyjskiej dezinformacji.

Tu proszę moich czytelników o wybaczenie – ale nie wymienię nazwiska jegomościa. Nie jest moją misją promowanie intelektualnej płycizny, jest nią natomiast z pewnością naświetlanie manipulacji, nadużyć i prób duszenia wolności słowa. Tu właśnie z czymś takim mamy do czynienia. Potraktuję więc tę historię jako model, na którym pokażę, jak oślizgli karierowicze próbują się lansować w roli rzekomych strażników polskiego interesu oraz racji stanu, kłamiąc, manipulując i zamykając usta innym.

We wspomnianym podcaście padły na mój temat następujące słowa:

Zdarzało się również, że jego [Piotra Panasiuka] tezy lobbował, poprzez podanie dalej jego tłitów, co wpływa na zwiększanie jego zasięgów, na przykład pan Łukasz Warzecha, który oprócz tego wprowadza do polskiej infosfery przekazy zbieżne z rosyjskim, tyle że robi to w łagodniejszej formie. Na przykład przekaz o szalejącej w Polsce cenzurze.

Rzecz dotyczy tego, że wskazywanie na osoby, które dezinformują Polaków lub są trwale zaangażowane w lobbowanie przekazu rosyjskiej dezinformacji jego zdaniem są czynem z zakresu właśnie cenzury. No cóż, cóż tu można powiedzieć? Dana osoba przekonuje po prostu, iż w imię źle pojętej wolności słowa nie możemy reagować na wrogie, antypaństwowe działania niektórych obywateli.

Dlaczego źle pojętej wolności słowa? To może jeszcze doprecyzuję. Gdyż najwyraźniej pan Warzecha po prostu zapomniał o czymś takim jak odpowiedzialność za słowa. Wolność słowa nie dopuszcza bowiem notorycznego dezinformowania obywateli. Słowa mają wagę, a okłamywanie lub praca na korzyść strony, która jest dla nas wroga, nie może pozostać bez echa i wymaga reakcji.

Nim zajmę się analizą manipulacji i kłamstw pana X – jak pozwolę go sobie nazywać – zwracam uwagę na stosowany przez niego i jemu podobnych prymitywny chwyt w postaci używania mądrze brzmiących terminów, których stosowanie kompletnie nic nie wnosi, ale które mają słuchacza onieśmielić i przekonać, że ma do czynienia z profesjonalistą, a nie ze zwykłym hochsztaplerem, który barokowym językiem maskuje intelektualny szlam. Dlatego zamiast „powtarzać” usłyszymy „rezonować”, poza tym pojawią słowa takie jak „dekonstrukcja”, „prowadzenie aktywności”, „lobbowanie”, „infosfera” i temu podobne.

Swój wywód na mój temat pan X zaczął od kłamstwa. „Zdarzało się również, że jego [Piotra Panasiuka] tezy lobbował, poprzez podanie dalej jego tłitów, […] pan Łukasz Warzecha” – powiedział. Sformułowanie „zdarzało się” oznacza, że coś miało miejsce więcej niż raz czy dwa. Że zachodziło z pewną regularnością. I to właśnie jest kłamstwo. Nie znając wcześniej postaci pana Panasiuka, udostępniłem jeden jego tłit (5 stycznia), który zawierał informację Radia Eska o zatrzymaniu przez służby oraz oskarżeniu przez prokuraturę w Elblągu emeryta, który miał wypełnić przesłanki artykułu 117 kodeksu karnego. Przepis ten grozi karą za pochwalanie wojny napastniczej (jaką niewątpliwie wojna na Ukrainie jest). Nikt nie kwestionował tej informacji i to ona była tutaj ważna. Zatem mówiąc o „zdarzaniu się” i „lobbowaniu” tez wspomnianej osoby (której nie znałem, nie obserwuję i której nazwisko nic mi nie mówiło i nie mówi) pan X, jako się rzekło, kłamie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWernisaż wystawy: 'Marceli Łukowicz (1889 – 1979)'
Następny artykułJoanna Liszowska o przemocy wobec kobiet. Wyznała, czy sama jej doświadczyła