Jaki jest stan zielonego konserwatyzmu A.D. 2024? Gdzie jesteśmy?
Sam Hall: Mamy więcej zrozumienia i wsparcia dla działań prośrodowiskowych. Coraz więcej konserwatywnych partii i polityków akceptuje to, co nauka mówi o zjawiskach wokół nas. Jednocześnie obserwujemy obawy przed kosztami oraz pragmatycznym wymiarem celów klimatycznych i możliwości ich osiągnięcia. Wyzwaniem dla konserwatystów jest wypracowanie złotego środka, który uwzględniałby walkę ze zmianami klimatu, utratą bioróżnorodności w sposób, który jednoczy społeczności, nie pociąga za sobą ogromnych kosztów społecznych i podąża za ich wartościami. Musimy zawsze przedstawiać nasz pozytywny program.
Jak reagować na polityczne fikołki? Prawicowi politycy w Polsce i nie tylko, nawet jeśli przyznają, że walka ze zmianami klimatu jest czymś ważnym to później mogą zupełnie zmienić pozycję nawet na wątpiącą, że one w ogóle zachodzą, jeżeli wiatr zawieje z innej strony, jeżeli będzie to potencjalnie politycznie korzystne.
To spore wyzwanie. Po części to kwestia starannego ułożenia planu. Jeśli stworzymy plan środowiskowy, który uderza w kieszenie ludzi, dojdzie do buntu. Przy przedstawianiu planów środowiskowych musimy się upewnić, że będą one w zasięgu kosztowym i rozwiną gospodarkę. Sądzę, że transformacja energetyczna nie jest procesem, przez który możemy przejść jedynie siłami państwowymi. Gdy polityka staje się skomplikowana i blokuje niektóre procesy, często sektor prywatny wkracza do gry. Trzeba dopilnować, żeby miał odpowiednie warunki i zachęty do inwestycji w czystą energię. To może być forma ubezpieczenia – jeśli politycy wpadną w impas, sektor prywatny przejmuje pałeczkę transformacji. Wierzę, że ma on ogromną rolę do odegrania, wiemy że redukcja kosztów czy nowe pomysły i modele wykorzystania czystej energii to coś, w czym przedsiębiorcy są nieźli. Centralne planowanie rządu nie zawsze jest skuteczne.
A propos – jak Pan ocenia powołanie do życia GB Energy, państwowej spółki energetycznej Wielkiej Brytanii, czebola, który ma skupić większość aktywów energetycznych i pomóc w transformacji? Przynajmniej tak mówi wizja rządu Partii Pracy pod kierownictwem Kiera Starmera.
Podchodzę do tego sceptycznie, to niepotrzebny projekt. Jego główną funkcją ma być inwestowanie w energię odnawialną. Tylko w Wielkiej Brytanii nie ma z tym problemu. Sektor prywatny zainwestował dziesiątki miliardów funtów w morskie farmy wiatrowe, fotowoltaikę etc. Rząd dał odpowiednie gwarancję w postaci minimalnej ceny, jaką inwestorzy otrzymają za energię. Stworzenie GB Energy to ryzyko, że prywatni inwestorzy będą się wycofywać z powodu niesprawiedliwej przewagi wielkiej państwowej spółki. Poza tym rząd Starmera przeznaczył na tę spółkę tylko 8 mld funtów, to niewystarczające środki. Można by zrobić wiele innych pożytecznych rzeczy z tymi pieniędzmi, choćby zbudować drogi czy wesprzeć zrównoważone rolnictwo. GB Energy to ideologiczny projekt.
Wielka Brytania zamknęła niedawno ostatnią elektrownię węglową. To domknięcie procesu wygaszania węgla, który rozpoczął się ok. 1990 roku. Polska obecnie generuje mniej więcej tyle samo energii elektrycznej z węgla co pana kraj w tymże roku. Jakich rad udzieliłby pan decydentom nad Wisłą, abyśmy podążyli tą samą drogą?
Wielka Brytania miała sporo szczęścia, gdy podjęła decyzję o wygaszeniu węgla. Wiele elektrowni węglowych dochodziło do jesieni swojego życia.
My też mamy obecnie wiele starych elektrowni węglowych.
Na Wyspach prawie wszystkie wówczas kończyły swój żywot. Inwestycje w przedłużanie ich życia byłyby bardzo kosztowne. W ostatnim 25-leciu doszło wiele mocy z innych źródeł – wiatraki offshore i onshore, fotowoltaika (OZE wygenerowało ok. 50 proc. zapotrzebowania na energię w ubiegłym roku). Trzeba dodać, że w ostatnich trzech dekadach mocno zainwestowaliśmy w gaz ziemny, dzięki bliskości złóż na Morzu Północnym. Dzięki temu udało się zbilansować OZE oraz zapewnić ciągłość dostaw przy jednoczesnym odchodzeniu o węgla.
Pod kątem lekcji, które wyciągnęliśmy – bardzo pomocne okazało się pokazanie, że jest sporo miejsc pracy w sektorze OZE. Dziesiątki tysięcy miejsc pracy powstało choćby w obszarze morskich farm wiatrowych, wiele z nich w słabo rozwiniętych częściach Wielkiej Brytanii.Ożyły porty, gdzie powstały centra zaopatrzeniowe. Miejsca pracy stanowiły potężny sygnał, że w transformacji energetycznej jest ogromna korzyść dla gospodarki i społeczeństwa.
Istotne jest to, abyśmy używali rynkowych metod na obniżenie kosztów technologii energii odnawialnej. Węgiel jest technologią tanią, ale ma ogromny środowiskowy ciężar. Jeśli koszty tych źródeł będą zbliżone, nie ma powodów do wyboru paliwa kopalnego jako nośnika energii.
Jak zdepolaryzować debatę wokół klimatu? Może w Wielkiej Brytanii wygląda to nieco inaczej, ale w Polsce i w wielu europejskich krajach sceptycyzm wobec polityki klimatycznej niemal automatycznie jest przypisany do konserwatywnych poglądów.
W Wielkiej Brytanii też mamy trochę polaryzacji. Zwłaszcza w ostatnich latach, gdy radykalne grupy aktywistów tj. Extinction Rebellion czy Just Stop Oil używały destrukcyjnych taktyk, aby przyciągnąć uwagę do pilności zajęcia się klimatem. Mamy również coraz więcej sceptycznych głosów po prawej stronie co do celów neutralności klimatycznej.
Jednym ze sposobów na złagodzenie debaty jest odsunięcie jej z tematu końcowych celów klimatycznych. Większość ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że zmiany klimatu są zagrożeniem, z któremu trzeba przeciwdziałać. Lewica z prawicą powinny debatować nad tym, jak tam dotrzeć, jakie polityki zaimplementować, jak zbalansować wkład państwa i sektora prywatnego. To bardzo ważne dla różnych grup politycznego spektrum. Obie główne polityczne tradycje mają swoje argumenty i wypracowane metody zmieniania rzeczywistości. Spokojna debata nt. sposobu osiągnięcia celów klimatycznych zamiast spierania się czy zmiany rzeczywiście zachodzą – w ten sposób można zacząć depolaryzację. Bardzo często tak to wygląda w Partii Konserwatywnej. Zastanawiamy się nad tym, jak polityki środowiskowe wpłynęły na społeczności, jeśli miały negatywny skutek, wypracowujemy sposoby na ich poprawienie. Sprawmy, by debata skupiała się na “jak”, a nie na “czy”.
W Polsce klimat i środowisko w ogóle schodzą bardzo często na dalszy plan, przykrywane są przez bieżące spory, które wciągają i bardzo głęboko angażują zarówno polityków, jak i komentatorów. Wspomniane tematy są nisko na liście priorytetów. Jak to zmienić, by były wyżej?
W obszarze rządowym w Wielkiej Brytanii wpisaliśmy cele redukcji emisji do przepisów. Ministrowie muszą przedstawiać plany, które mają je wypełnić. Niektóre z nich stał … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS