Love Is An Empty Wall – to nowy utwór i teledysk elbląskiego zespołu Blind Box. O kolejnym kawałku, koncertowaniu, planach dotyczących albumu i o tym, że kłótnie w zespole potrafią być bardzo przydatne, opowiadają Oskar Pałasz, Bartek Michalczyk i Łukasz Adamkiewicz.
– Niedawno na YouTube ukazał się Wasz najnowszy utwór Love Is An Empty Wall. To który z Was jest tak cierpiący z miłości, że powstał taki smutny tekst?
Oskar: – Tekst napisałem ja, ale od razu zaznaczę, że refren tej piosenki niesie pozytywne przesłanie. Zwrotki owszem, są rozpaczliwe, smutne, można je różnie rozumieć, ale są pełne bólu, jednak refren mówi o pustej ścianie. Chodzi tu o czystą miłość, która może przybrać różne oblicza, można ją pomalować na różne kolory… Smutek przemija, a wszystko można zacząć od nowa.
– To taki tekst na potrzeby utworu czy coś przeżytego osobiście?
Oskar: – Na pewnym etapie życia to przeżyłem, chyba każdy w naszym zespole i nie tylko. Każdy przeżył jakiś zawód, zranił kogoś, z czasem jedna czy druga strona się z tym godzi, daje drugą szansę… Myślę, że finalnie taki przekaz niesie utwór.
– A jak powstała muzyka?
Oskar: – Jak to u Blind Box, spotkaliśmy się na próbie i zaczęliśmy tworzyć.
Bartek: – U nas nie ma tak, że ktoś przychodzi z gotowym numerem, mówi “ty graj tak, ty graj tak, ja zagram tak…” Często w czasie prób ktoś zacznie coś brzdąkać, patrzymy, że to nawet pasuje, dogrywamy resztę instrumentów i tak zaczyna powstawać utwór. Tak kolejne kawałki powstają najczęściej.
Łukasz: – Muzyka u nas powstaje głównie na zasadzie improwizacji, a to najbardziej szczery sposób tworzenia muzyki. Każdy dodaje coś od siebie, nikt nikomu nic nie narzuca. Jak coś zażre, robimy z tego kawałek. Jak nie, to zapominamy o tym. Nigdy nie robimy nic na siłę, wszystko przychodzi naturalnie…
– Gracie sporo koncertów. Czujecie się lepiej na nich czy w studiu nagraniowym?
Bartek: – Czuję się lepiej na koncertach, chociaż bardzo lubię pracę w studiu. Koncert to moment bycia z ludźmi, gdy można bardziej osobiście pokazać naszą twórczość, to dla mnie ważniejsza sprawa. Muzykę nagraną można puścić, słuchać, jest czysto nagrana, dobrze słychać wokale… Ale na koncercie ludzie dostają nas takimi, jacy jesteśmy, dostają show, bo staramy się im go dać. Dla mnie ten kontakt na żywo jest istotniejszy.
Oskar: – Też wolę nas na żywo, a nie ukrywajmy, nie jest to perfekcyjna gra “punkt w punkt”. Uważam, że na koncercie robimy fajny show i dobrze brzmimy. W studiu trudno oddać to brzmienie koncertowe i to jest może pewien problem tej pracy nagraniowej. Ja lubię bycie z ludźmi, lubię, gdy szaleją przy scenie.
Łukasz: – Granie koncertów to dla mnie najfajniejsza część bycia muzykiem. Nie chodzi tylko o emocje na scenie, chociaż to dla mnie taki wystrzał hormonów, że działa jak narkotyki. Na scenie czuję, że to jest to miejsce w życiu, na którym powinienem być cały czas. Jednak koncert to też dużo różnych wydarzeń wokół niego, choćby jechanie z zespołem przez sześć godzin na drugi koniec Polski. To naprawdę zbliża i to tworzy zespół. Mamy czas pogadać o naszych prywatnych tematach, stąd lubię tę całą otoczkę koncertową, rozmowy ze słuchaczami po koncercie, wyjście na papierosa, wymianę spostrzeżeń… Bardzo to lubię.
– Kiedy następnym razem zagracie u siebie, to znaczy w Elblągu?
Bartek: – Zwykle można nas usłyszeć na finałach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jeśli się uda i dopniemy to z organizatorami, to 29 stycznia można sobie wstępnie wpisywać Blind Box w kalendarz.
Oskar: – Poza WOŚP-em, jeśli to dojdzie do skutku, nie planujemy w najbliższym czasie koncertu w Elblągu, ale warto śledzić nasze media społecznościowe, tam wszystko na bieżąco wrzucamy.
– Po tych mediach społecznościowych widać, że koncerty ciągle gracie, ale jak na ponad 8 lat działalności zespołu, to nagrania, teledyski dostępne w sieci, nie pojawiają się za często. Wytłumaczcie się.
Oskar: – W skrócie: kiedyś nasza praca przy nagrywaniu muzyki wyglądała zupełnie inaczej, dopiero od dwóch lat wzięliśmy się za zespół poważniej, zrobiliśmy konkretne plany. Zrobiliśmy też taką naszą “domową” epkę (minialbum -red.) z czterema naszymi utworami, dwa z nich są ciągle dostępne, w przyszłości do szerszego słuchania wrócą wszystkie.
Bartek: – Budujemy materiał na płytę, Love Is An Empty Wall jest pierwszym singlem, kolejne kawałki są już w postprodukcji. Mamy też kolejne pomysły. W okolicy stycznia czy lutego pewnie pokażemy kolejne numery. Na płycie będzie wiele utworów brzmiących kompletnie inaczej, to nie będzie album na jedno kopyto. Będzie to inna muzyka niż grana przez nas na początku, z większym pazurem, ale dalej utrzyma to, co w Blind Box pozostaje pewne, czyli melodyjność.
Oskar: – Myślę, że materiału to mamy w tej chwili spokojnie na dwie płyty. Tylko że cały czas nie nadążamy z tym, bo przychodzą nowe kawałki, które wydają się jeszcze lepsze niż poprzednie. Na płycie na pewno będą luźniejsze kawałki, ballady, mocno energiczne utwory, a także, powiedzmy… “złe”? To znaczy takie, które mają w sobie buntowniczą energię. Myślę, że tego w takim wydaniu w Blind Box jeszcze nie było i każdy znajdzie coś dla siebie, czy zwolennicy czegoś weselszego, czy cięższego, takiego na wyżycie się.
– Slayer, AC/DC, Nocny Kochanek, Queen?
Bartek: – Od punku, przez rocka, grunge, trochę metalu, bardzo szeroki zakres, trudno chyba będzie zaszufladkować tę płytę do konkretnego gatunku.
– Ale sami siebie dalej postrzegać jako rockmanów?
Razem: – Tak, ogólnie tak!
Bartek: – A jak ludzie nas będą nazywać, tak niech sobie nazywają, my robimy swoje i to ma się podobać… i na pewno będzie się wielu osobom podobało!
– To kiedy usłyszymy całą Waszą płytę?
Łukasz: – Obecna sytuacja i kwestie finansowe sprawiają, że nie nagrywamy płyty w klasyczny sposób, nie pojedziemy też jak zespoły w latach 90′ na tydzień do studia. Podchodzimy do sprawy bardziej “singlowo”, tzn. nagrywamy jeden kawałek, realizujemy, wydajemy, najlepiej z teledyskiem. Nie jesteśmy bardzo rozpoznawalnym zespołem w Polsce czy na świecie, nie chcemy wydawać płyty, której posłuchają tylko nasze rodziny. Każdym kolejnym kawałkiem po prostu promujemy zespół.
Bartek: – I teraz idzie nam to wszystko coraz szybciej.
Oskar: – Ważne jest to, że szukamy ostatecznego brzmienia tej płyty. W nagraniu nowego singla pomógł nam od strony producenckiej Oscar Jensen z Olsztyna. Dla nas był to pewien eksperyment, jak to będzie, gdy damy komuś swój utwór do produkcji. Kolejny utwór powstaje w studiu w Gdyni, z zupełnie innym brzmieniem. Trzeci być może będzie nagrywany w Gdańsku, rozmawiamy z jednym studiem właśnie tam.
Bartek: – Próbujemy. Mamy tak różne style muzyczne, że niekoniecznie jedno studio mogłoby podołać nagraniu wszystkich utworów, każde ma swoje pomysły… a my chcemy, żeby to brzmiało tak, jak jest grane na żywo.
Oskar: – A każdy kolejny utwór budzi ogromne dyskusje w zespole…
– Dużo się kłócicie?
Oskar: – Myślę, że teraz już nie. Mieliśmy taki mały kryzys po Love Is An Empty Wall, ale to sporo nas nauczyło. Przy kolejnym kawałku mamy odmienne zdania, ale potrafimy o tym rozmawiać. Po nagraniu “Love…”, który był nagrany na długo przed tym, zanim się ukazał, nie gadaliśmy ze sobą w tym roku przez parę miesięcy (śmieje się).
Bartek: – No tak, bywa, życie (śmieje się).
Oskar: – Nie mogliśmy się kompletnie dogadać, ale to już za nami. Wypracowaliśmy sobie styl, w którym więcej rozmawiamy, a już mniej wyrzucamy sobie cokolwiek.
Łukasz: – Szczegółów nie będę tutaj wyciągał (śmieje się), ale ostatecznie wyszło na to, że bardziej każdemu zależy na zespole i przyjaźni, niż na zaspokajaniu swojego ego. Ustaliliśmy sobie pewne rzeczy i kwasu nie ma, relacje są nawet lepsze niż przed tą kłótnią.
Oskar: – Chyba nawet dobrze, że ten konflikt był.
Bartek: – Jak ludzie na siebie krzyczą, to znaczy, że im ciągle zależy, najgorzej, jak jest milczenie, to znaczy, że odpuścili. Dobrze, że się stało, jak się stało i przeszliśmy przez to.
– Na koniec wróćmy do nowego singla. Jak się nagrywało teledysk?
Bartek: – Pomógł nam nasz przyjaciel, ale też wielki fachowiec, Jakub Kosobudzki. Ta praca to była czysta przyjemność. Samo miejsce, w którym nagrywaliśmy, podziemia kościoła św. Brata Alberta, było niezwykłe. Na podłodze marmur, świeżo pomalowane ściany, światło odbijało się tak, że było wrażenie, że stoimy w wielkiej kałuży. Świateł, które zrobiły ten efekt, użyczył nam Łukasz Gesek, za co wielkie dzięki. Nagrywało się super, chociaż pracy było sporo, ale wyszło tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Dodajmy, że teledysk jest zagrany “na raz”. Nie ma cięć, nie ma dubli, od początku do końca gramy tak, jak to robimy na koncercie. Chcieliśmy po prostu odwzorować to, jak gramy na żywo, pokazać nas takich, jakimi jesteśmy. No i w nawiązaniu do tytułu gramy na tle pustej ściany.
Oskar: – Echo było w tej sali potężne, mieliśmy problem, żeby się do tego przyzwyczaić i dostosować. Kuba nas świetnie przez to przeprowadził. Grało się bardzo fajnie, dla mnie strzał w dziesiątkę.
Łukasz: – Dodam, że ten teledysk to dla nas coś przełomowego. Pierwszy raz podjęliśmy współpracę przy tworzeniu wideo z profesjonalistą i widać w porównaniu z poprzednimi, że to nowa jakość. Będziemy chcieli utrzymać ten poziom.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS