A A+ A++

Była jak świeca, która pali się z obu stron – trafiam na to zdanie w biografii Róży Luksemburg “Domem moim jest cały świat” autorstwa Weroniki Kostyrko (wyd. Marginesy) i już jej nie wypuszczam z rąk.

Nie miałam ochoty na tę książkę. Po co mi prawie 600 stron tekstu o rewolucjonistce sprzed ponad 100 lat, którą komuniści uczynili swoją patronką. Ale Kostyrko umie pisać zajmująco. Udowodniła to już w biografii “Tancerka i zagłada. Historia Poli Nireńskiej” żony Jana Karskiego, która podobnie jak Luksemburg uwolniła się z okowów czasu, środowiska i żyła, jak chciała.

Z Różą Luksemburg mieli problem jej współcześni i komuniści, którzy chcieli ją mieć na sztandarach. Nie była ani komunistką, ani socjaldemokratką, pisze Kostyrko, tylko dziewiętnastowieczną socjalistką z carskiej Rosji, która rewolucję traktowała serio. Rewolucjonizm był jej postawą, stosunkiem do świata. W 1905 r. z bezpiecznego Berlina przyjechała do Warszawy, żeby zobaczyć powszechny strajk robotników. Zamknięto ją wówczas w otoczonym złą sławą X Pawilonie Cytadeli.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLewicy tylko seks w głowach?
Następny artykułMyśleli, że zasłabła za kierownicą. Miała 3,5 promila