A A+ A++

Flavio Gualberto ma 27 lat i właśnie postanowił przeprowadzić się z Rio de Janeiro do Zawiercia. Czy zwariował? – Po zaprzestaniu regularnej działalności przez jego klub okazało się, że w lidze brazylijskiej, w której grał przez całe życie, nie ma dla niego odpowiedniego miejsca – odpowiada Kryspin Baran, prezes Aluronu Virtu CMC Zawiercie. Jeszcze Virtu. Do czerwca.

Później wieloletni partner “Jurajskich Rycerzy” zniknie z nazwy. Dlaczego młody jeszcze środkowy reprezentacji Brazylii, zdobywca Pucharu Świata z 2019 roku i kandydat do wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Tokio, trafił do niezłego, ale mającego swoje problemy klubu z Polski?

Zobacz wideo Wilfredo Leon bardzo wzmocnił reprezentację Polski

Polskie kluby nie chciały brazylijskiej gwiazdy?

– Z Brazylijczyków w Europie regularnie grał w ostatnich latach tylko Bruno. Innym nie chciało się wyjeżdżać nawet za kwoty w okolicach pół miliona euro rocznie – mówi Jakub Michalak, menedżer m.in. Bartosza Kurka i Bartosza Bednorza.

Pół miliona euro rocznie to około dwa razy więcej niż dostają najlepiej opłacani zawodnicy PlusLigi. A do takiego kontraktu w Aluronie Flavio się nie zbliżył. – “Przez lata grałem w Brazylii, tam się rozwijałem, tam jestem szanowany, ale zwyczajnie nie ma tam teraz klubów, które grałyby o najwyższe cele, byłyby przewiwydalne i w składzie miałyby zawodników, z którymi można by się rozwijać” – tak myślał Flavio, decydując się na wyjazd. Chciał trafić do Włoch albo do Polski – tłumaczy nam prezes Baran.

Oczywiście włoska Serie A nadal ma lepszą markę niż polska PlusLiga. Ale jest “ale”. – Zapewne rok temu Flavio zostałby natychmiast wciągnięty przez któryś z włoskich klubów. One nie przegapiłyby okazji, że taki zawodnik chciał się ruszyć z Brazylii. A teraz to my wykorzystaliśmy sytuację. Po opadnięciu pierwszego kurzu pandemii byliśmy już aktywni na ryku transferowym, podczas gdy kluby włoskie były zakopane w wielkich negocjacjach dotyczących cięcia kontraktów i w dyskusjach nad zamknięciem sezonu. Czyli Włosi byli dwa-trzy tygodnie za nami i na tym wygraliśmy – wyjaśnia prezes Aluronu. – A ile będzie nas kosztowało utrzymanie tego zawodnika? Żadnego komina płacowego nie stworzyliśmy. Mieścimy się w budżecie, mimo że będzie niższy niż był w poprzednim sezonie. Flavio dostanie dużo mniej niż w innych klubach PlusLigi zarobią topowi polscy środkowi – odpowiada Baran.

Wallace jak Kaczmarek, a nie jak Kurek i Wlazły

– Jak miesiąc temu mówiłem, że Wallace będzie grał w Turcji, w Spor Toto Ankara, to mi nie wierzono. Tąpnięcie na tamtejszym rynku jest ogromne – mówi Michalak, menedżer m.in. Bartosza Kurka i Bartosza Bednorza. – Kluby z dotąd fajnymi budżetami na przyszły rok będą miały tylko po 30 procent pieniędzy, którymi dysponowały przed pandemią koronawirusa. Będą więc grały swoimi wychowankami, młodymi talentami, a wszystkie znane nazwiska liga traci. Bardzo dobrzy zawodnicy przychodzą do lig europejskich za kwoty, za które normalnie by tu nie grali – dodaje.

Wallace to mistrz i wicemistrz olimpijski, wicemistrz świata i do niedawna klubowy kolega Flavio, czyli nowego nabytku zawiercian. Obaj przez całą karierę nie ruszali się z rodzimej ligi.

Wallace  to ciekawy przypadek i dużo większe nazwisko. 33-latek ma w dorobku i dużo medali wielkich imprez, i mnóstwo indywidualnych wyróżnień takich jak tytuły najlepszego atakującego igrzysk olimpijskich czy Ligi Mistrzów. – Turcja przebijała nas finansowo jeszcze dwa-trzy lata temu, ale teraz przez ogromny spadek wartości liry tamtejsze kluby już nie oferują wyższych kontraktów niż nasz top. Na pewno najlepsze kluby PlusLigi byłoby stać na Wallace’a – przekonuje Michalak.

– Tylko czy on jest lepszy od topowych atakujących, którzy zagrają w naszych czterech-pięciu najlepszych klubach? Szczerze powiedziawszy: nie wiem – dodaje menedżer. – Oczywiście my się bardzo elektryzujemy takimi nazwiskami. To jest bardzo wyskakany zawodnik z jednej z najlepszych reprezentacji świata, ale stawiam go na tej samej półce co Macieja Muzaja czy Łukasza Kaczmarka. A Bartosz Kurek dla mnie jest zdecydowanie lepszym zawodnikiem. Mariusz Wlazły też. Bo pokazał, że jest o wiele bardziej stabilny – dodaje Michalak.

Z ziemi włoskiej do Polski

Na najwyższej półce na pewno trzeba umieścić Taylora Sandera. Amerykański przyjmujący na MŚ 2018 jako kapitan swojej reprezentacji stoczył pasjonujący bój z Polską w półfinale. Dla kadry USA zdobył w tamtym pięciosetowym, przegranym thrillerze najwięcej punktów, 19. Poza brązem MŚ 2018 Sander może się też pochwalić m.in. brązem olimpijskim. Przed Skrą grał w Sadzie Cruzeiro, czyli ekipie trzykrotnego zwycięzcy klubowych mistrzostw świata. A jeszcze wcześniej występował w Lube, czyli włoskim gigancie. Media z Italii twierdzą, że interesowały się nim tamtejsze kluby, ale jeden z najlepszych siatkarzy świata będzie się odbudowywał w Polsce. Po czym? Ubiegły sezon stracił przez kontuzję i operację barku. Z tego powodu przepadł mu kontrakt w Dynamie Moskwa.

Przyjście Sandera do Skry doda lidze splendoru, ale nie jest dowodem, że cenieni zawodnicy w trudnych czasach pandemii wybierają Polskę. Temat Amerykanina w Bełchatowie pojawił się jeszcze kiedy świat funkcjonował normalnie. Za to o pewności, jaką daje PlusLiga bardzo dobrze świadczą ruchy z Włoch do Rzeszowa. Najpierw taką drogę zdecydował się pokonać trener Alberto Giulani, który w ostatnich latach osiągał duże sukcesy m.in. z klubami z Italii (choćby mistrzostwa z Cuneo i Lube) oraz z kadrą Słowenii (srebro ME 2019), a później Klemen Cebulj. Sprowadzenie przez polski klub dobrego zawodnika Trentino to duża rzecz. A może się okazać, że na tym nie koniec. Mówi się, że Giuliani chciałby ściągnąć też na Podkarpacie Filippo Lanzę, czyli przyjmującego, który jest wicemistrzem olimpijskim, a ostatnio grał w Perugii u Vitala Heynena.

Zaksa grałaby o medal w Serie A. Resovia i Skra jeszcze mocniejsze?

– Resovia robi takie transfery i tyle transferów, że już nic mnie nie zdziwi. Aktualnie chyba idą tam w kierunku trzech równych szóstek. No i mamy do rozwiązania problem Marcina Komendy, którego wiąże z klubem nowy, dwuletni kontrakt – mówi Jakub Malke, menedżer wielu reprezentantów Polski, m.in. właśnie Komendy.

W kontekście Resovii mówi się jeszcze o francuskim atakującym Stephenie Boyerze (ostatnio grał w Weronie). – Widać, że klub z Rzeszowa nie ma żadnych problemów finansowych. I że po słabym sezonie [przedostatnie miejsce] ma mistrzowskie oczekiwania. Fabiana Drzyzgę pozyskali przecież, dając mu lepsze warunki niż proponowały kluby z Rosji i z Włoch. Fabian sam to przyznaje – mówi Malke.

Przyjście Drzyzgi oznacza kłopoty dla Komendy. Rozgrywający chce odejść do innego klubu, żeby w sezonie olimpijskim grać jak najwięcej i pojechać na igrzyska. A Resovia robi wszystko, żeby mieć jak najmocniejszy skład.

– Ona kadrę jeszcze kompletuje, ale większość klubów jest już po zakupach i widać, że liga będzie bardzo mocna. Moim zdaniem najlepiej wygląda Bełchatów. Do Skry nie tylko dołącza Sander, ale też na wypożyczenie z Lube przychodzi Mateusz Bieniek, bo słusznie uznał, że przed igrzyskami musi jak najwięcej grać, żeby wygrać ostrą rywalizację o miejsce w reprezentacji Polski. W Lube przez limit obcokrajowców często był tylko zmiennikiem, a w Bełchatowie na pewno będzie bardzo ważną postacią – dodaje Malke.

Z kolei Michalak podkreśla siłę Zaksy. – Fajnie, że pojawiają się mocni obcokrajowcy. Sam wielu reprezentuję, np. Lukasa Kampę, Rubena Schotta, czy Salvadora Hidalgo Olivę. Oni wprowadzają koloryt, inną siatkówkę, wielu niesamowicie dodaje jakości, ale w PlusLidze wygrywają te drużyny, które mają najlepszych Polaków. To nie przypadek, że Zaksa utrzymuje swój trzon mocnych Polaków. Przenosząc Zaksę z pięcioma Polakami w podstawowej siódemce do ligi włoskiej, byłbym przekonany, że grałaby tam o medale – mówi menedżer.

Koronawirus nie spłoszył sponsorów

Najlepsi Polacy zostają. Nasi mistrzowie świata wracają nawet po tak udanych sezonach jak ten Drzyzgi, z mistrzostwem Rosji w barwach Nowosybirska i z miejscem w drużynie gwiazd. Znani obcokrajowcy coraz częściej chcą grać u nas. Czy to wszystko znaczy, że przez pandemię nasza liga jak rzadko która przejdzie suchą stopą?

– Nasza liga faktycznie dobrze sobie radzi. Dosyć szybko uzyskano porozumienia w sprawie cięcia kontraktów za niedokończony sezon. W 90 proc. klubów rozmowy potoczyły się sprawnie, bo wszyscy sytuację w miarę zrozumieli i jakoś się w niej odnaleźli – mówi Malke. – Ważne jest, że gracze wiedzą, na czym stoją, a równie ważne jest, że większość klubów też to wie, bo nie słychać o exodusie sponsorów – dodaje Malke.

Najgłośniejszym przypadkiem sponsorskiego odwrotu jest ten z Zawiercia. Ale – jak się okazuje – nie ma on nic wspólnego z pandemią. – Z firmą Virtu współpracowaliśmy przez lata i kolejną umowę podpisaliśmy w maju 2019 roku. Miała obowiązywać do roku 2022. Ale w grudniu 2019 roku od sponsora otrzymaliśmy informację, że będzie chciał się wycofać w roku 2020. W marcu sponsor tylko to potwierdził. Grudniowa decyzja nie miała żadnego związku z pandemią – podkreśla prezes Baran. – A dla nas było to na tyle fair ze strony sponsora, że mogliśmy sobie konstruować założenia budżetowe o utrzymane w dyskrecji, ale nam już znane realia – dodaje.

– Na budżecie na sezon 2020/2021 niepokoje związane z koronawirusem się u nas nie odbijają. Będzie nieco niższy niż w sezonie 2019/2020, ale wiedzieliśmy o tym z dużym wyprzedzeniem, więc tak gospodarowaliśmy, żeby teraz eksperci pozytywnie oceniali nasze transfery, nawet jeśli wydaliśmy na nie mniej niż przed rokiem. Mam wrażenie, że z zewnątrz nie widać, że nasz budżet jest mniejszy. A skoro tak, to się cieszę – mówi jeszcze szef Aluronu.

I ma rację. Przyjście Brazylijczyka Flavio oraz trenera Igoria Kolakovicia, który przez pandemię rozstał się z kadrą Iranu, a w CV ma m.in. mistrzostwo Europy i Azji, trzeba oceniać pozytywnie. A prezes zdradza, że niedawny beniaminek ma nadzieję na dalszy rozwój. – Jeden sponsor od nas odszedł, ale pozostali cały czas są i być może nieco zwiększą swoje zaangażowanie, o czym za jakiś czas będziemy oficjalnie komunikowali – mówi.

Wlazły musi czekać

– W trochę niepewnej sytuacji jest Radom. Na informację o wysokości budżetu czeka Gdańsk, gdzie cztery transfery zostały dogadane przed pandemią, ale na razie trzeba czekać, nie można ich ogłosić – mówi Malke. W tej czekającej czwórce jest Mariusz Wlazły. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to 37-letnia legenda Skry Bełchatów zagra u dawnego kolegi z boiska, trenera Michała Winiarskiego.

– Verva? W Warszawie problem jest tylko taki, że przed pandemią były rozmowy o zwiększeniu sponsoringu, a przez koronawirusa te rozmowy zostały zerwane i wszystko będzie utrzymane na dotychczasowym poziomie – wylicza dalej Malke.

Katowice wykorzystują pandemię?

Najgorzej jest w Katowicach i w Będzinie. O tym co zrobił GKS było głośno na przełomie kwietnia i maja. Również w mediach społecznościowych. To w nich Dustin Watten opisał jak klub najpierw pozwolił mu wyjechać do domu do USA, a pewnego dnia kazał mu być za kilka godzin na spotkaniu w Katowicach. Brak Amerykanina stał się pretekstem do poinformowania go, że umowa na sezon 2020/2021 została anulowana. Równie nieelegancko GKS postąpił z kilkoma innymi siatkarzami i z trenerem.

– W Katowicach jest kłopot, bo tam w ubiegłym sezonie przeszarżowali. Po prostu dali zawodnikom większe pensje niż mogli, budżet był przeszacowany o kilkaset tysięcy złotych. I teraz robią wszystko, żeby przy okazji pandemii ratować sytuację – mówi Malke. – W Katowicach jest też inny problem. Taki, że w trudnym okresie obniżania kontraktów sytuacja wymaga dialogu, czego tam ludzie nie chcą zrozumieć. W innych klubach zawodnicy byli w stanie iść nawet na większe ustępstwa od tych, jakie wymusić próbuje GKS. Broniąc swoich zawodników w tym przypadku musiałem zatrudnić specjalistów prawa sportowego – mówi Michalak.

Kurek i Bednorz czekają na pieniądze. Ale Italia rozmawia elegancko

Michalak i Malke mogliby godzinami opowiadać, jak wiele bardzo trudnych rozmów jest za nimi. A część jeszcze trwa. – We Włoszech cięcia są trochę większe niż w Polsce. U nas to 10-20 proc. kontraktu, a tam dochodzą do 30 proc. Nadal rozmawiam o pieniądzach dla Bartka Kurka za sezon w Monzie i dla Bartka Bednorza za sezon w Modenie [Bednorz już oficjalnie odszedł do Kazania, a Kurek ma podpisany kontrakt z nowym klubem, ale jeszcze nie ogłosił z jakim], a dopięte na ostatni guzik mam tylko sprawy Mateusza Bieńka w Lube. Mogę powiedzieć tyle, że na pewno żaden z moich zawodników nie będzie miał uciętych aż 30 proc. kontraktu. I chcę podkreślić, że wszystkie rozmowy z włoskimi klubami toczą się na wysokim poziomie. Jest spokojnie, bardzo elegancko, nie ma żadnego przeciągania liny, ultimatów, jak w Katowicach czy jak w Będzinie z umową, którą klub wypowiedział Grzegorzowi Pająkowi – opowiada Michalak.

Polski klub z problemami korzysta z problemów innych klubów

Będzin to trudny i ciekawy przypadek. Klub ma spore problemy, a ich rozwiązania szuka w jeszcze większych problemach innych. – Będzin bierze trzech Brazylijczyków. To nie są nie wiadomo jakie postaci, ale ich kwoty transferowe były bardzo niskie, na poziomie 30-40 tysięcy dolarów za każdego – mówi Malke.

Bardzo dobre informacje o wszystkich klubach przekazuje Paweł Zagumny. – Na dzisiaj nie ma niebezpieczeństwa, że któryś klub nie wystartuje w nowym sezonie ruszającym najpewniej w połowie września – informuje prezes Polskiej Ligi Siatkówki.

Siatkówka w Niemczech a siatkówka w Polsce? Jak polski i czeski hokej

– Nie możemy powiedzieć, że w pandemii nasza liga radzi sobie najlepiej na świecie, bo Rosja i wszystkie ligi z Azji powypłacały zawodnikom po sto procent kontraktów, mimo że tamtejsze rozgrywki też skończyły się znacznie wcześniej niż powinny. Ale dużo rzeczy świadczy o tym, że nasza siatkówka z pandemią wygrywa – przekonuje Michalak.

– U nas zupełnie nie mówi się o zmniejszaniu zarobków siatkarzom mającym umowy długoterminowe, a we Włoszech negocjowane są cięcia nie tylko za poprzedni, ale i na następny sezon. Po tym, że zostają sponsorzy, widać, jak ważnym sportem w Polsce jest siatkówka. Niemiecka Bundesliga była ligą rozwijającą się, a teraz kluby padają, bo popularność ich siatkówki halowej ma się do popularności naszej siatkówki halowej tak jak popularność hokeja w Polsce ma się do popularności hokeja w Czechach. Teraz w kość dostają sporty w swoich krajach drugorzędne – tłumaczy Michalak.

Pół miliona euro dla gracza w PlusLidze? Były takie oferty

– My właśnie udowadniamy, że jesteśmy jedną z trzech największych, najbardziej szanowanych lig na świecie. U nas można i dobrze pograć, i podpisać dobry kontrakt. A że lepiej od naszej płaci jeszcze kilka lig poza rosyjską i włoską? Żaden polski klub nie da miliona czy nawet pół miliona euro rocznie jednemu siatkarzowi, bo mamy na lokalnym rynku niesamowity przegląd utalentowanych zawodników już na międzynarodowym poziomie – mówi Michalak. I zdradza, że naszych mocarzy byłoby na takie ruchy stać. – Nawet miewałem oferty z PlusLigi po pół miliona euro za sezon dla moich graczy. To były rzeczy incydentalne, do tych transferów nie doszło – mówi menedżer.

Takich ofert generalnie nie ma, bo szefowie klubów wypracowali model zarządzania, który w naszych warunkach sprawdza się najlepiej. – Oni po prostu mądrze dysponują pieniędzmi. Nie budują zespołu wokół jednej gwiazdy, tylko mają szóstkę, w której każdy zawodnik zarabia między 150 a 250 tysięcy euro, a do tego biorą trójkę-czwórkę dobrze opłacanych, supersolidnych zmienników, którzy niejednokrotnie pokazywali, że są kluczowi do wygrania mistrzostwa. Taki zespół mógłby mieć gwiazdę za 400 czy 500 tysięcy euro rocznego kontraktu, ale wtedy musiałby oszczędzać na jakimś ważnym ogniwie – podsumowuje Michalak.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł​Tomasz Fornal: Z każdym rokiem w reprezentacji człowiek czuje się coraz lepiej
Następny artykułMieszkanka gminy Szastarka ma COVID-19? Będą kolejne, trzecie badania