A A+ A++

Niedawno telewizyjna reklama przypomniała, że świat się do nas nie dostosuje. My musimy dopasować się do niego i to jest miara sukcesu.

Autor szkoleń z zakresu prowadzenia firmy Paweł Królak wspominał natomiast (już ładnych parę lat temu), że na rynku wygrywają najlepiej przystosowani, niekoniecznie ci, którzy mają największą wiedzę (podkreślił, że najbogatszymi ludźmi nie są wcale profesorowie ekonomii…). Przytoczone w tym przydługawym wstępie tezy są niby oczywiste, ale w dzisiejszym, naznaczonym roszczeniowością świecie jakoś lubią tracić nam się z oczu. 

Jakkolwiek byśmy nie postrzegali pandemii (w sposób spiskowy, mainstreamowy czy mieszany) – jest to dla nas wszystkich sprawdzian przystosowania. Niektórym poszło łatwo – działali w wirusoodpornych branżach czy firmach (Amazonach, Googlach i mniejszych-zwinnych), mieszkali i pracowali w miejscach, gdzie skutki restrykcji nie były aż tak dotkliwe. Dużo zależało od tego, jakie zdrowie wypracowaliśmy sobie wcześniej, jakie nawyki radzenia sobie z problemami stały się przez lata częścią nas. 

Błogosławieni, którzy rok temu o tej porze mieli duże balkony, ogródki, fajnych sąsiadów, dających się okiełznać domowników… Dla roczników nie znających wojny (a w przypadku młodszych – nieznających „komuny”) pandemia była i jest mocnym tąpnięciem, wojną na miarę dzisiejszych wydelikaconych czasów. Warto jednak szukać pozytywów w trudnych sytuacjach, znaleźć sobie cel i przestrzeń małej wolności. W końcu – Polak potrafi.

Gdy rok temu mój znajomy przebywał na kwarantannie, pod jego balkon przyszli koledzy, przynieśli sobie ławeczkę i coś dobrego do picia. A potem godzinami rozprawiali o życiu (rozglądając się czasem, czy policja nie nadjeżdża).

W ramach spacerów poznałem lub przypomniałem sobie okolice Prudnika – trasę ze starego klasztorku na nowy, albo z nowego do Trzebiny. A ilu znajomych „partyzantów leśnych” spotkałem. Raz nawet policja patrolowała trasę od starego klasztorku do wzgórza z pomnikiem Eichendorffa… Udało mi się też zrealizować wyzwanie ruchowe, które od dłuższego czasu chodziło mi po głowie – zdobyć wspomniane wzgórze biegiem przez las. Dla ludzkości krok niewielki, dla mnie spory… 

Ostatecznie ruch pozadomowy – choć ważny dla psychofizycznej odporności – okazał się w świetle obostrzeń niemile widziany. Bieganie z maseczką to z kolei niedobry pomysł – zresztą maski treningowe dla cardio-rzeźników (jeszcze sprzed pandemii) nie zyskały popularności… Youtuberzy eksplodowali twórczością poradniczą jak ćwiczyć w domu. Na mojej futrynie zawisł długo oczekiwany przez nią drążek, a wiertarka z Lidla miała swój dziewiczy rejs. Tak, majsterkowanie w pandemii do temat na osobną rozprawkę.

Ciąg dalszy rozważań już wkrótce. Zaś tym, którzy na podstawie tego tekstu chcieliby mnie szufladkować jako dorabiacza idei do obostrzeń, spieszę wyjaśnić, że zgadzam się z nimi bardzo, ale to bardzo wybiórczo. W pełni natomiast popieram dążenie do bycia sobą, nawet w trudnych czasach.

Bartosz Sadliński, dziennikarz, przewodnik po zamku w Mosznej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLiczba zakażeń w Polsce. Adam Niedzielski komentuje
Następny artykuł“Sinner czy Hurkacz? Przyjaciele stają się wrogami w Miami” – strona ATP Tour o finale