To nie mogło się udać… To znaczy mogło – ale nie w tym terminie. Twórcy zrobili, co mogli, by do września podreperować Test Drive Unlimited: Solar Crown na tyle, na ile to możliwe. Ale stan wersji demo wypuszczonej w czerwcu nie pozostawiał złudzeń, że wiele nie zdołają zdziałać. Musiałby zdarzyć się cud. I wiecie co? Nie, cud nie nastąpił – ale studio KT Racing i tak było bliżej, niż dawałem mu na to szansę.
Do września twórcy zdążą co najwyżej zmienić w kodzie linijkę tu i linijkę tam, by wycisnąć ze dwie dodatkowe klatki na sekundę (kto wie czy nie kosztem jeszcze uboższej grafiki).
Taki los wróżyłem tej grze w czerwcu. Dlatego z ulgą zawiadamiam Was, że nie doceniłem możliwości francuskiego studia. W dniu premiery TDU: Solar Crown jest grą zarówno znacznie lepiej zoptymalizowaną, jak i znacznie ładniejszą niż wersja demo. Skłoniłbym głowę przed deweloperem… gdyby nie to, że jego dzieło i tak ma co niemiara problemów.
Czy da się w to w ogóle grać?
Pociągnę dalej temat wydajności, bo to chyba największy znak zapytania, który wisiał nad Solar Crown. Mój komputer ma na pokładzie procesor Core i7-9700F, 32 GB RAM-u i kartę graficzną GeForce RTX 4080. Konfiguracja ta z nawiązką spełnia zalecane wymagania sprzętowe (nie licząc CPU troszkę słabszego niż rekomendowany), więc nie myśląc za wiele, ustawiłem rozdzielczość 4K i najwyższe detale.
Rezultat był zaskakujący. Pozytywnie. Testowanie różnych opcji przerwałem po kilkudziesięciu minutach, mając na „bardzo wysokim” pułapie wszystkie parametry z wyjątkiem kilku, które obniżyłem do poziomu „wysokiego” (np. odległość rysowania i jakość cieni), a do tego włączyłem DLSS w trybie „jakość”. Efekt: 60 klatek na sekundę z okazjonalnymi spadkami do 30-50… i notoryczne mikroprzycięcia, związane głównie z doczytywaniem danych (zwłaszcza przy wykonywaniu gwałtownych skrętów samochodem).
Nie sugerujcie się kwotą na moim koncie – jakieś sześć milionów wpłynęło na nie w wyniku błędu (twórcy przyrzekli, że naprawią ten „krytyczny” bug do premiery). Gdyby nie to, ledwie wiązałbym koniec z końcem, kupiwszy przez kilkanaście godzin gry 4 auta.Test Drive Unlimited: Solar Crown, Nacon, 2024.
Daleko tym wynikom do ideału – ale też daleko od katastrofy. W demie nie byłem w stanie uzyskać stabilnych 60 fps nawet na najniższych detalach. TDU w pełnej wersji jest wystarczająco grywalne. Do przycinek dość szybko się przyzwyczaiłem; drażnić mnie zaczynają, gdy próbuję zrobić dobry czas okrążenia albo walczę o wysokie miejsce w wyścigu na wyjątkowo technicznej trasie… Czyli na prawie każdej trasie w tej grze. Ale podczas swobodnej jazdy mogę żyć ze stutteringiem.
Wymuszony multiplayer
Drugi fundamentalny problem wersji demo: obligatoryjne łączenie się z Internetem i spontaniczne rozłączanie. W tej kwestii niestety nie zmieniono założeń, trybu offline nie ma i twórcy nie wyrażają chęci dodania takowego (może zmienią zdanie, gdy serwery zaczną świecić pustkami…).
O stabilności połączenia nie mogę powiedzieć Wam nic konstuktywnego, bo garstka recenzentów błąkających się po otwartym świecie to nic w porównaniu z tłumami graczy, które obciążą infrastrukturę w dniu premiery. Dopiero wtedy naprawdę przekonamy się, o ile lepiej pełna wersja działa od dema. Ja w każdym razie nie napotkałem prawie żadnego problemu. Tylko raz zostałem poczęstowany komunikatem „Przekroczono czas oczekiwania”, co poskutkowało anulowaniem ekranu wczytywania wyścigu i powrotem do otwartego świata.
Zresztą sam wymóg bycia podpiętym do sieci nie jest tutaj taki ważny. Prawdziwy sęk tkwi w tym, że w Solar Crown nie ma wyścigów singleplayerowych. Owszem, sztuczna inteligencja istnieje – ale komputerowi przeciwnicy pojawiają się tylko, jeśli miejsc na linii startu nie zapełnią inni gracze.
Wizyty w salonach to bodaj najprzyjemniejsza część gry. Szkoda, że wizualne modyfikacje samochodów ograniczają się do wyboru felg i barw wnętrza, a także – po zakupie – przyciemniania szyb i zdobienia karoserii naklejkami.Test Drive Unlimited: Solar Crown, Nacon, 2024.
Dlatego przed każdym wyścigiem musimy odczekać 10 sekund, a zmagań nie możemy ani zapauzować, ani szybko zrestartować. Nawet gdy jedziemy solo – chyba że bierzemy udział w próbie czasowej, ale i wtedy restart oznacza powrót do lobby, a potem oglądanie zawsze tej samej, dłużącej się niemożliwie animacji przed startem. Nieskończenie długą animację musimy też obejrzeć zawsze po przekroczeniu linii mety. Cholery można dostać.
Studio KT Racing tak mocno liczy na tłumy graczy w każdym wyścigu, że nawet nie ma regulacji poziomu trudności AI. Ten jest dobierany… chyba losowo. Nie minęły trzy godziny, a mierzyłem się już na zmianę tylko z rywalami „doświadczonymi” i z „ekspertami”. Nie widziałem zresztą większej różnicy względem wcześniejszych „amatorów” – poszczególni przeciwnicy zazwyczaj jeżdżą albo jak mistrzowie kierownicy, albo skończone beztalencia (może celowo naśladują przekrój umiejętności graczy?). Dobrze, że między nagrodami za pierwsze i za ostatnie miejsce nie ma przepaści. Zawsze dostajemy grosze…
Prooogreeesjaaaaa
Brzmi źle? Czekajcie, to nie koniec. Pełna wersja Solar Crown objawiła jeszcze jeden – trzeci – ciężki grzech (po optymalizacji i braku trybu singleplayer), którego nie mogliśmy odczuć w demie. Mówię o szeroko pojętej progresji.
Na papierze pomysł wygląda intrygująco: zaczynamy od względnie pospolitych samochodów, a awansując na kolejne poziomy reputacji, zyskujemy przywilej kupowania coraz bardziej prestiżowych (i szybkich) maszyn – grand tourerów, potem modeli supersportowych (ze szczególnym wyróżnieniem marek Ferrari i Lamborghini) i na końcu wreszcie hipersamochodów. Do tego auta są drogie, więc każdy zakup jest wydarzeniem. Ma to sens, prawda?
Problem stanowi tempo, w jakim dostępujemy tych „zaszczytów”, i aktywności, których musimy podejmować się po drodze. Deweloperzy byli tak bardzo zafiksowani na punkcie tworzenia gry MMO, że prawie wszystkie nasze działania obracają się wokół wyścigów – jeśli nie z innymi kierowcami, to chociaż z czasem; jeśli nie o reputację, to o prestiż klanu, o miejsce w rankingu, wreszcie o tytułową Słoneczną Koronę.
Swobodną jazdę dodatkowo uprzyjemnia FRIM, czyli system zarabiania pieniędzy za punktowane wyczyny za kierownicą. Mam tylko nadzieję, że po premierze twórcy zdejmą z niego limit 10 wypłat, inaczej straci sens.Test Drive Unlimited: Solar Crown, Nacon, 2024.
Zapomnijcie o misjach transportowych z poprzednich TDU czy innych takich rozrywkach. W tej grze mamy się ścigać, ścigać, ścigać. Względnie eksplorować otwarty świat, ale i podczas swobodnej jazdy powinniśmy rzucać wszystkim napotkanym kierowcom tzw. błyskawiczne wyzwania (uważajcie, domyślnie są włączone). A biorąc pod uwagę, jak irytujące mogą być wyścigi ze sztuczną inteligencją lub przypadkowymi graczami… Sami rozumiecie.
Mimo to nie miałbym wielkiego problemu z tym naciskiem na rywalizację, gdyby nie okrutny grind. Z poziomu na poziom musimy zbierać coraz więcej punktów reputacji – a wszystkie wyzwania mają przypisane jednakowe nagrody, które już po kilku godzinach gry okazują się śmiesznie niskie. W pewnym momencie, gdy wyczerpałem pomocnicze cele z premiami do „XP”, po prostu cofnąłem się do najprostszych (czyt. najszybszych) konkurencji z początku gry i powtarzałem ja tak długo, aż osiągnąłem kolejny przełom i odblokowałem nowe aktywności. Im dalej w grę, tym częściej trzeba uciekać się do tego wybiegu.
Tak samo sprawa wygląda z zarabianiem pieniędzy. Ceny prawie wszystkich samochodów idą w setki tysięcy lub miliony kredytów, a bazowa nagroda za każdy wyścig wynosi 15 tys. (plus skromne bonusy za wyłączone asysty, pierwsze zwycięstwo dnia etc.). Sporadycznie można wprawdzie uzyskać większy zastrzyk gotówki np. za wspomniane pomocnicze cele, lecz to krople w morzu potrzeb graczy, którzy nie chcą być przykuci do jednego samochodu przez kilka(naście) godzin i zmuszeni do wygrywania nim w kółko tych samych zawodów.
Immersję podczas jazdy z widokiem z kokpitu psują bardzo oszczędne animacje obrotu kierownicy. Na szczęście deweloper już pokazał, że poprawi ten element jedną z pierwszych aktualizacji.Test Drive Unlimited: Solar Crown, Nacon, 2024.
Model jazdy lekarstwem na… nie, na wszystko jednak nie
Zastanawiacie się teraz pewnie, jakim prawem gra, która ma takie problemy, dostała ocenę wyższą niż 5/10. Cóż, najważniejszym, fundamentalnym elementem każdej samochodówki jest model jazdy – ten zaś studiu KT Racing naprawdę się udał. Wprawdzie kontrowanie lekkich poślizgów wygląda nie do końca naturalnie, a przy wysokiej prędkości auta czasem reagują trochę zbyt gwałtownie na nieostrożne ruchy kierownicą, ale poza tym nie mam zastrzeżeń do fizyki.
Pojazdy prowadzą się intuicyjnie, pracą zawieszenia dają wyraźnie odczuć swoją masę i tracą przyczepność w naturalny sposób, a przywoływanie trakcji do porządku sprawia przyjemność. Zwłaszcza na szutrze – procentuje tutaj doświadczenie dewelopera z grami z serii WRC. Ogólnie rzecz biorąc, z paroma dokrętkami tu i ówdzie fizyka mogłaby konkurować z tą z Forzy Horizon. Może nawet ją przebić, zważywszy silniejsze ciążenie TDU w stronę realizmu.
Właściwie już teraz wolę Solar Crown od Forzy, zwłaszcza jeśli chodzi o jazdę po sypkiej nawierzchni wozami z napędem 4×4. Dodatkowymi atutami dzieła KT Racing są immersja i soczyste dźwięki silników. Żaden inny samochodowy sandbox nie daje takiej frajdy, gdy po prostu toczymy się w ruchu ulicznym z prędkością 80 km/h, słuchając rasowego mruczenia motoru bez przekraczania 3000 obr./min., i sygnalizujemy manewry kierunkowskazami. I nie musimy grać z kamerą pościgową, żeby raczyć uszy wybornym brzmieniem (prosto z wydechu), bo dźwięk silnika zostanie wzmocniony, gdy otworzymy boczną szybę, siedząc za kierownicą. Zacne detale!
Na pierwszy rzut oka mapa wydaje się mała, ale pozory mylą – objechanie wyspy dookoła to przedsięwzięcie na kilkadziesiąt minut. Zresztą już w grudniu ma pojawić się druga lokacja: Ibiza (samo miasto, nie cała wyspa).Test Drive Unlimited: Solar Crown, Nacon, 2024.
Powiedziałem, że wolę jazdę w Solar Crown od Forzy – muszę dodać, że dotyczy to niestety tylko gry na kontrolerze (padzie). W przypadku zabawy z użyciem kierownicy TDU pozostawia wiele do życzenia. Na moim Logitechu G29 notorycznie odczuwam lekkie ściąganie w bok, gdy nic takiego nie powinno mieć miejsca, brak pewnych podstawowych ustawień sprawił, że musiałem ograniczyć kąt obrotu do 360 stopni (z 900), bym mógł „normalnie” wchodzić w zakręty, a opór kierownicy w kuriozalny sposób maleje, gdy puszczam pedał gazu. Mimo to da się z powodzeniem grać na takim sprzęcie, i to zdecydowanie efektywniej niż w The Crew: Motorfest.
Hongkong > O’ahu
Z ciążącym w stronę realizmu modelem jazdy idealnie współgra ciążący w stronę realizmu otwarty świat. Hongkong to miasto pełne bardzo ciasnych i bardzo krętych uliczek, a zarazem bardzo górzysta wyspa porośnięta tropikalną roślinnością. W przeciwieństwie do twórców Forzy Horizon 5 czy The Crew: Motorfest, studio KT Racing nie siliło się na uformowanie świata tak, by skroić z niego plac zabaw pod wygłupy modne wśród streamerów i „każuali”. Nie uświadczycie tutaj hiperaut frunących przez pola i łąki (pól i łąk w zasadzie też nie).
Deweloper bez skupułów poprowadził trasy zmagań przez najbardziej klaustrofobiczne, najeżone przeszkodami miejsca na mapie, nierzadko każąc graczom przedzierać się przez ruch uliczny pod prąd (a ten jest znacznie gęstszy niż w demie). Nowicjusze zapłaczą, próbując nieopatrznie przekroczyć 150 km/h w śródmieściu i rozbijając się raz po raz (albo gwałtownie wytracając prędkość na latarniach czy nawet krzakach), ale koneserzy technicznych tras powinni być wniebowzięci. Gdyby tylko głupi komputerowi rywale (lub inni gracze) nie przeszkadzali w gimnastykowaniu się na kolejnych morderczych zakrętach…
Zresztą mocnych wrażeń potrafi dostarczyć sama swobodna jazda. Rozmnożenie cywilnych aut w połączeniu z krętością dróg w Hongkongu sprawia, że nigdy nie pędzimy przed siebie na złamanie karku – zwłaszcza że już przy 200 km/h niektóre kamery stwarzają wybornie sugestywne wrażenie prędkości. Zawsze musimy być czujni i gotowi do gwałtownych manewrów (i do ujarzmiania naszych narowistych maszyn). W tak niesprzyjających piractwu drogowemu okolicznościach tym bardziej cieszą spokojne, immersyjne przejażdżki – do wtóru czy to melodyjnych odgłosów silników, czy też radia zapewniającego wiele godzin różnorodnej muzyki.
Rozpędzanie się na fotoradarach to jedyne dodatkowe wyzwanie poza wyścigami w otwartym świecie. Dobrze, że twórcy nie poszli za Forzą w oddawanie skoków, ale chciałoby się bardziej urozmaiconych zajęć.Test Drive Unlimited: Solar Crown, Nacon, 2024.
Taka jazda nie nudzi się prędko, bo i mamy dokąd jeździć. Hongkong nie jest może tak rozległy jak O’ahu i Ibiza z poprzednich gier, ale nadrabia ręcznym wykonaniem każdego skrawka mapy (i ma znacznie większy rozmiar niż O’ahu z The Crew, nie mówiąc o Meksyku z Forzy Horizon). Odkrywanie dróg w Solar Crown jest bardziej angażujące, bo poszczególne odcinki i miejsca sprawiają wrażenie unikalnych, a do tego wszędzie rozmieszczono atrakcje, które zachęcają do eksploracji.
Na pierwszy plan wysuwa się charakterystyczne dla TDU szukanie salonów samochodowych, ważne są też wraki aut czy znajdźki dające gotówkę i punkty reputacji – to małe zastrzyki zasobów, ale i tak wielce pożądane, zważywszy wspomniany grind. Reputację zwiększa nam również eksploracja sama w sobie, zwłaszcza przemierzanie nieznanych dróg – więc na upartego można oszczędzić sobie uczestnictwa przynajmniej w części żmudnych wyścigów, po prostu leniwie zwiedzając malowniczy świat. Gdyby nie recenzencki pośpiech, właśnie tak bym grał. I byłbym całkiem ukontentowany.
Szkoda tylko, że na mapie nie rozsiano bardziej różnorodnych „punktów zainteresowania” dla graczy (i nie przyznano większych premii do reputacji za ich znajdowanie). Brakuje lokacji, które występowały w poprzednich TDU, jak sklepy z odzieżą czy – zwłaszcza – domy na sprzedaż. Niestety, pragnąc stworzyć grę MMO pełną gębą, deweloper scentralizował wiele elementów rozgrywki i skupił w jednym miejscu (Solar Hotelu) mieszkalnictwo, garaże czy ciuchlandy. Żeby gracze wpadali na siebie jak najczęściej.
Jest kiepsko, ale może być tylko lepiej
Zabrzmi to osobliwie w podsumowaniu recenzji zwieńczonej tak niską oceną, ale – jestem dość zadowolony z Test Drive Unlimited: Solar Crown. Po obcowaniu z wersją demo byłem gotów całkowicie spisać tę grę na straty, lecz KT Racing udowodniło mi, że jest dla niej nadzieja.
- miodna eksploracja dużej i ładnej mapy, która wymusza znacznie bardziej techniczną jazdę niż Forza Horizon;
- satysfakcjonujące prowadzenie aut;
- znakomite wrażenie prędkości, wysoka immersja;
- soczyste brzmienie silników;
- bogata ścieżka dźwiękowa;
- klimat poważniejszy niż w Forzie i The Crew, pasujący do TDU.
WADY:
- brak trybu offline, a nawet „normalnych” singleplayerowych zawodów;
- wydajność pozozstawiająca nadal sporo do życzenia (choć o niebo lepsza niż w demie);
- mozolna progresja, katorżniczy grind, bezlitosna ekonomia;
- mała różnorodność wyzwań, męczące wyścigi;
- słaba obsługa kierownicy (Logitech G29);
- brak kupowania domów i paru innych elementów charakterystycznych dla TDU.
Liczy się dla mnie przede wszystkim fakt, że dwie najważniejsze rzeczy, czyli model jazdy i otwarty świat, zostały wykonane bardzo dobrze. Mimo przesadnego nacisku na rywalizację, twórcy udanie oddali również esencję poprzednich części, czyli wyścigi samochodowe będące rozrywką zblazowanych bogaczy otaczających się luksusem. Postacie i dialogi są wprawdzie drętwe, ale takie były też w poprzednich częściach – przy czym Solar Crown odcina się grubą kreską od Forzy i The Crew, unikając głupkowatych akcentów z TDU2.
Tak jak przed laty, dałem pochłonąć się na wiele godzin, podróżując po rozległym egzotycznym świecie, odwiedzając kolejne salony samochodowe… i spisując do Excela dostępne w nich modele, by potem długo ślęczeć nad tabelką i dumać, na który egzemplarz przeznaczyć lwią część swojego ciężko wygrindowanego majątku. Zupełnie jak w TDU1 (choć tam ceny aut aż tak nie bolały).
I choć już kończę pisać recenzję, mam ochotę jechać dalej i odkryć wszystkie drogi na wyspie. Nie zniechęca mnie nawet fakt, że jutro będę musiał zacząć tę przygodę od nowa, bo twórcy wymażą moje postępy (do diabła z grami MMO…). Ba, będę ją zaczynał już po raz piąty, uwzględniając wszystkie fazy beta-testów, w których brałem udział. Cóż, Hongkong ma naprawdę silne przyciąganie – mimo wszystko.
A wady Solar Crown? Są bardzo poważne, bez dwóch zdań. Jednak szczęście w nieszczęściu polega na tym, że bodaj wszystkie mankamenty da się wyeliminować aktualizacjami. Nie w tydzień, nie w miesiąc, może nawet nie w rok – ale da się. Najłatwiejsza do naprawienia powinna być progresja, to kwestia podmiany samych cyferek. Najtrudniejsze okaże się wprowadzenie trybu offline; Nacon na pewno będzie wzbraniał się przed tym do upadłego (czyt. do opustoszenia serwerów). Dodanie bardziej urozmaiconych aktywności i dalsza poprawa wydajności są zaś tylko kwestią czasu.
By przyspieszyć zdobywanie reputacji realizacją celów pobocznych, trzeba zainwestować dziesiątki tysięcy kredytów w mechaniczne ulepszenia aut. Na marginesie: „pakiet aero” nie zmienia wyglądu auta.Test Drive Unlimited: Solar Crown, Nacon, 2024.
W każdym razie konkluzja brzmi: nie wydawajcie dziś pieniędzy na TDU: Solar Crown – ale nie skreślajcie zupełnie tej gry. Pozwólmy graczom, którzy nie powstrzymali się od złożenia preorderu, przekazać twórcom swoje uwagi. Wersją demo KT Racing pokazało, że potrafi słuchać „feedbacku” – pozostaje nam tylko poczekać, aż deweloper przetworzy lawinę krytyki, która spadnie na niego po premierze, wyciągnie z niej oczywiste wnioski i wcieli je w życie. O postępach będę informował Was w Motoprzeglądzie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS