A A+ A++

Kreml właśnie spisał swoje wyobrażenia o Europie Środkowej i Wschodniej bez NATO i USA, i nazwał je propozycjami gwarancji bezpieczeństwa. Żeby brzmiały poważniej, szantażuje inwazją na Ukrainę.

W piątek rosyjski MSZ przedstawił pakiet oczekiwań wobec USA i NATO. Moskwa domaga się gwarancji nie rozszerzania NATO o Gruzję i Ukrainę (ogólnie o republiki b. ZSRR), oraz nie rozmieszczania dodatkowych sił wojskowych na terenie państw NATO, które dołączyły do Sojuszu po 1997r. (dotyczy to zatem całej „nowej” Europy Środkowo-Wschodniej, w tym oczywiście Polski).

Moskwa chce również rezygnacji z działalności wojskowej NATO na terytorium Ukrainy, Europy Wschodniej, Kaukazu Południowego i Azji Środkowej. Przez „działalność” Moskwa rozumie tworzenie baz, ale i właściwie każdą współpracę wojskową i szkoleniową. Oprócz tego Rosjanie chcą, by NATO zrezygnowało z lotów samolotów i rejsów okrętów z uzbrojeniem ofensywnym poza terytorium Sojuszu. I zobowiązania, by Pakt Północnoatlantycki nie lokował rakiet średniego i krótkiego zasięgu na lądzie poza terytorium państwa, do którego dane środki należą. To samo dotyczy broni jądrowej, również taktycznej.

Przedstawiony pakiet żądań jest rzeczą niesłychaną, nawet w burzliwej i skomplikowanej historii negocjacji rozbrojeniowych z czasów zimnej wojny. I faktycznie nie jest tego rodzajem propozycji. Rosyjska „propozycja” raczej nawiązuje do ducha jednostronnych ultimatów z czasów XIX wiecznych wojen imperialnych, czy międzywojennego okresu ekspansji mocarstw totalitarnych. Jest w gruncie rzeczy propozycją podzielenia Europy na strefy wpływów, utworzenia w pasie od Tallina po Bałkany tzw. strefy neutralnej, a faktycznie pola rosyjskiej ekspansji. Jest też próbą dezintegracji NATO i wypchnięcia USA z Europy.

Taki scenariusz jest oczywiście marzeniem Putina. A jednak, zakładając, że rosyjski prezydent przynajmniej czasem potrafi być realistą i twardo stąpać po ziemi, trudno uwierzyć, że to, co sformułował w piątek rosyjski MSZ, jest właśnie ostatecznym celem obecnego naciągania struny.

Naczelny dowódca NATO ma odpowiedź na propozycje Rosji

Naciąganie struny, ale w jakim celu?

Obecny, wywołany przez Rosję kryzys rozpoczął się mniej więcej na przełomie października i listopada. Pod koniec października zaczęły spływać niepokojące informacje o skokowo rosnącym rosyjskim potencjale wojskowym w obwodach graniczących z Ukrainą i Białorusią. Przez cały listopad, aż do dziś, media społecznościowe zalewają setki zdjęć i filmików transportów kolejowych z czołgami, transporterami opancerzonymi, BWP, artylerią i ciężarówkami z różnych miejsc w Rosji.

Zwłaszcza na platformie znanej głównie z mało poważnych, krótkich filmików i przekazie dla młodzieży, czyli na Tik-Toku, pojawiła się cała fala nagrań z Woroneża, Briańska, obwodu kałuskiego i wielu innych miejsc w Rosji. Pokazywały pędzące eszelony ze sprzętem wojskowym, albo gromadzone przy kolejowych punktach rozładunkowych czołgi i inny sprzęt. W ten sposób Rosja buduje przekaz zastraszający Ukraińców, ale i społeczeństwa zachodnie.

Nie chodzi jednak tylko o filmiki na Tik-Toku. Rosyjskie siły zbrojne rzeczywiście dowożą do obwodu woroneskiego, kurskiego, smoleńskiego, czy briańskiego jednostki, które wzmacniają już teraz obecne tam siły Zachodniego Okręgu Wojskowego. Podobne natężenie obserwowane jest na południu, w obwodzie rostowskim, czy na okupowanym Krymie, oraz w samych tzw. separatystycznych republikach Donbasu. Potwierdzają to zachodnie i ukraińskie służby wywiadowcze i eksperci.

Minister obrony Ukrainy prosi Zachód o broń ofensywną na wypadek rosyjskiej interwencji

Siły te mogą stanowić zaplecze i wsparcie w wypadku agresji na Ukrainę. Przy czym liczebność i dyslokacja rosyjskich jednostek sugerują, że może chodzić nie tylko o eskalację na Donbasie i próby przełamania linii frontu. A np. większą operację zaczepną i próbę odcięcia części wschodnich i południowych obwodów Ukrainy.

W mediach funkcjonują nawet daty potencjalnej agresji. Miałaby się zacząć w styczniu, bądź na przełomie stycznia i lutego, gdy Rosjanie zgrupują w regionie odpowiednie siły. Jeden z wariantów zakłada inwazję, gdy na Ukrainie nastąpi realny kryzys energetyczny, a braki prądu wyprowadzą ludzi na ulice. Inny, gdy obrotów nabierze ukraiński kryzys polityczny, a wojna Wołodymyra Zełenskiego z oligarchami, głównie Rinatem Achmetowem i Petrem Poroszenką wyprowadzi ludzi na ulice.

W obu przypadkach chaos polityczny i społeczny może posłużyć Rosji, jako czynnik sprzyjający ingerencji. Amerykanie twierdzą, że pozostały cztery tygodnie na uratowanie pokoju i Ukrainy. Niezależnie od tego, co Moskwa zrobi dalej ze zgromadzonymi wojskami, ich obecność jest od początku elementem strategii negocjacyjnej, czy też raczej szantażu. Drugim elementem są sformułowane żądania.

Szantaż w skórze negocjacji

Taktyka negocjacyjna polegająca na postawieniu niemożliwych do spełnienia żądań, by tak naprawdę osiągnąć znacznie mniej eksponowane, ale bardziej realne cele, jest powszechnie znana. Sekretarz generalny NATO i przywódcy kilku państw Sojuszu, oraz dyplomacja amerykańska już powiedzieli, że rosyjskie postulaty, by pozostawić Europę Środkową i Wschodnią bezbronną, są absurdalne i niemożliwe do spełnienia.

Szef NATO odpowiada Moskwie na jej propozycje

Jednak w rosyjskiej percepcji wygląda to inaczej. Moskwa doskonale wie, że spełnienie wszystkich jej postulatów jest niemożliwe. Nawet za cenę zastraszania inwazją na Ukrainie, czy wręcz za cenę samej inwazji. Postulaty zostały zresztą zaprezentowane na stosunkowo niskim, jak na ich wagę, poziomie dyplomatycznym bo przez wiceministra spraw zagranicznych, Siergieja Riabkowa.

Postawienie niemożliwych do spełnienia żądań jest zatem próbą przerzucenia odpowiedzialności za rozwój wypadków na USA i NATO. Rosja przecież wystąpiła z propozycją dialogu. A, że dialog jest de facto szantażem i rodzajem dyktatu? Nie to jest istotne. Rosyjskie propozycje mogą mieć charakter negocjacyjny. I wcale nie chodzi w nich o obezwładnienie NATO w tej części Europy. Przynajmniej nie tą drogą.

Dla Rosji wciąż kluczowym celem jest doprowadzenie do wejścia w życie na Ukrainie tzw. formuły Steinmeiera. Pozwoliłoby to w najbliższym horyzoncie wyborczym na uzyskanie przez Moskwę wpływu na ukraińską scenę polityczną. M.in. za pomocą właśnie demonstrowanych środków zastraszania militarnego i presji energetycznej. Kremlowi chodzi też o zablokowanie starań Ukrainy o członkostwo w NATO, a nawet wszelkiej współpracy z Sojuszem, innymi środkami niż paktowanie z Waszyngtonem o pakiet gwarancji. Innym celem Putina może być wprowadzenie rosyjskich wojsk na Białoruś i np. ulokowanie tam taktycznej broni jądrowej, bądź innych systemów ofensywnych.

Oczywiście uzyskanie nawet takich celów minimum, bez akceptacji i ustępstw ze strony USA nie jest możliwe. Taki cel Rosja próbuje przeforsować na Ukrainie od dawna. Tyle, że dotąd to nie wychodziło. Ale teraz Putin czuje, że jest odpowiedni moment. Możliwe, że zwyczajnie stracił cierpliwość. Nie będą to łatwe negocjacje dla żadnej ze stron. Putin podbija stawkę, dosyłając na pogranicze z Ukrainą kolejne jednostki. Ani Zachód, ani Ukraina tego nie robi.

Historia zna przypadki, kiedy krocząca eskalacja napięcia, która miała służyć przesunięciu stref wpływów, przeradzała się w dużą i gorącą wojnę. Tak było np. z wojną krymską w XIX w. Car Mikołaj I liczył, że ówczesny Zachód, czyli Wielka Brytania i Francja cofną się i nie wesprą Turcji w konflikcie z Rosją. Przeliczył się.

Może się tak stać zwłaszcza wtedy, kiedy strona eskalująca ma błędną, albo niepełną ocenę sytuacji. W przypadku Putina jego obraz rzeczywistości wypacza np. niezrozumienie, że narody, które najchętniej rozstawiałby na mapach sztabowych, tak jak przesuwa chorągiewki swoich jednostek wojskowych, mają swoją wolę. Od kiedy Putin zaczął straszyć wojną, na Ukrainie lawinowo rośnie poparcie dla członkostwa w NATO. Ta idea nie była tak popularna nawet po Rewolucji Godności w 2013-14r. Putin jednak nie chce widzieć podmiotowości Ukrainy. On już dawno uznał, że Ukraina to „mała Rosja”. I może się przeliczyć.

Sondaż: połowa Ukraińców gotowa bronić kraju przed Rosją

Inne teksty autora w Dziale Opinie

Michał Kacewicz dla belsat.eu

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułProf. Rosik-Dulewska w składzie Polskiej Akademii Nauk. To wielki sukces
Następny artykułNietypowa reakcja rynków