A A+ A++

Rozmowa z o. Bolesławem Opalińskim, gwardianem klasztoru bernardynów w Rzeszowie

O. Bolesław Opaliński: Jestem gotowy na wszystkie negocjacje i rozmowy. Zwłaszcza że każda decyzja dotycząca pomnika jest przez kogoś źle odbierana. Nie ma tygodnia, aby ktoś – albo z jednej, albo z drugiej strony – nie miał w tej sprawie jakichś uwag. Przychodzą do mnie osoby, które wymagają ode mnie, żeby ten pomnik dekomunizować na podstawie prawa, i tacy, którzy chcą, aby o ten pomnik szczególnie zadbać. Tacy, którzy namawiają mnie, aby go miastu oddać, i tacy, którzy chcą, by to klasztor się nim zajmował. Ta sytuacja jest ogromnie trudna, a dla mnie patowa. Dlatego jestem otwarty na wszelkie rozmowy. Czekam, że ktoś z osób decyzyjnych będzie chciał rozmawiać na ten temat. Druga rzecz, najistotniejsza w tym wszystkim, jest taka, że ja jestem tylko przełożonym klasztoru. Właścicielem jest prowincja klasztoru w Krakowie. W związku z tym, kiedy przyjdzie do ostatecznych decyzji, nie ja będę decydować, ale moi przełożeni.

Rozumiem, że rekomendacja ojca gwardiana ma tu znaczenie?

– Na pewno zostanę zapytany o zdanie. To jest jeden z takich problemów, które niełatwo załatwić jedną decyzją. Bo każde rozwiązanie podjęte w tej sprawie dotyka jakąś grupę ludzi, powoduje jakąś trudność. Dlatego sprawa pomnika ciągnie się tak długo i nikt nie podjął żadnej decyzji. W archiwum klasztornym mam całą teczkę dokumentów od różnych osób władzy, z różnych opcji politycznych. Pomysłów, co z tym pomnikiem zrobić. jest tam mnóstwo. A moim zdaniem trzeba zacząć od merytorycznej, spokojnej, nie emocjonalnej rozmowy. Trzeba usiąść i szukać optymalnego rozwiązania. Ja jestem na to otwarty. Nie chcę tu mówić, że jestem za czy przeciw, że chcę go burzyć czy pielęgnować, bo cokolwiek powiem, kogoś dotknę swoją opinią. A ja chcę być dla wszystkich.

Jakie warunki musiałyby zostać spełnione, żeby klasztor rozważył oddanie miastu tego pomnika wraz z działką, na której stoi?

– Przede wszystkim nie spotkałem się ze strony miasta z chęcią rozmowy na ten temat. Nigdy nikt nie przyszedł, nie zaprosił mnie i nie powiedział: my chcemy ten pomnik odzyskać. Trudno mi mówić więc o tym, kto ma jakie warunki spełniać, skoro nikt nie zadeklarował, że jest tym zainteresowany.

Podczas kampanii wyborczej takie deklaracje padały ze strony już wybranego prezydenta, Konrada Fijołka.

– W czasie kampanii mówi się różne rzeczy, niekoniecznie później są one wszystkie realizowane. Nie mam na myśli złej woli. Chodzi o to, że często wygląda to tak, że jest poruszany jakiś temat i kandydat jest zobligowany do tego, by zająć stanowisko.

To, że takie deklaracje padały w kampanii, to jedno, ale ja spodziewam się, że przyjdzie taki moment, że ktoś mnie zaprosi na merytoryczną rozmowę. Wtedy wyrażę moje zdanie i spróbuję zainteresować tematem moje władze zakonne. Nie jestem osobą decyzyjną, ale oczekuję, że ktoś kiedyś zacznie o tym ze mną rozmawiać.

Mam nadzieję, że takie rozmowy rzeczywiście zostaną podjęte. Zwłaszcza że wielu rzeszowian oczekuje, że pomnik będzie zadbany i będzie – tak jak dotąd – wizytówką miasta.

– Jeśli chodzi o dbanie o pomnik, to podam pani przykład z ostatnich tygodni. 30 kwietnia władze miasta zdecydowały, by przed świętem 1 maja posprzątać pomnik. Przyszła ekipa, zrobiła porządek. Wszystko zostało wyczyszczone dokładnie, najlepiej jak się tylko dało. Ale w nocy padał deszcz. 1 maja rano pod pomnikiem wszystko wyglądało tak, jakby tam nikt nie sprzątał.

Moi pracownicy co jakiś czas także sprzątają pomnik, przynajmniej na tyle, ile to możliwe. Ale to syzyfowa praca. Na górze, w rzeźbach są tony łajna gołębiego. Żeby zadbać o pomnik, należałoby zrobić potężne czyszczenie tego, bardzo kosztowne. Żeby nie było tak, że doraźne sprzątanie jest syzyfową pracą. Jak ktoś raz na jakiś czas przechodzi obok pomnika, może pomyśleć: zaniedbany. Ale nie wie, jak to wygląda. I czy to będzie w naszych rękach, czy miasta, ktoś będzie się tym musiał zająć: zabezpieczyć, żeby gołębie się tam nie gnieździły i nie zalegały tam ogromne ilości łajna.

Czy ustawiona niedawno budka z lodami przed pomnikiem zostanie do końca sezonu?

– Przyszła do mnie firma z prośbą o zgodę na postawienia tam tej budki. Poprosiłem o czas na zastanowienie, chciałem to skonsultować. Nie znalazłem żadnego argumentu przeciw. Ci ludzie zadeklarowali, że załatwią wszelkie formalności, i umówiliśmy się, że zezwolimy na ustawienie tej budki. Nawet mi do głowy nie przyszło, że to może się komuś nie podobać. Pracowałem w Krakowie, tam w różnych miejscach były usługi dla ludności. To nie jest nic obrażającego.

Tymczasem dowiedziałem się z prasy, że jedni są zgorszeni, a inni mówią, że dobrze, bo można skorzystać. A więc to jest kwestia otwarta. Nie chcę z nikim walczyć, wojnę robić. Nie po to ta budka tam powstała, żeby komuś przykrość robić. Umowa jest w ten sposób podpisana, że mogę ją w ciągu miesiąca wymówić. To kwestia otwarta. Nie mamy z tego wielkich dochodów, choć nie ukrywam, że klasztor ma pewne kłopoty finansowe ze względu na kredyt, który musi spłacać jeszcze przez 10 lat. To kredyt zaciągnięty na wkład własny do projektu unijnego, za środki którego powstały ogrody. Pandemia bardzo ograniczyła możliwości jego spłacania, wcześniej dochody z parkingu na to starczały. Ale kiedy spadły o połowę, zaczęły się problemy.

Przy ogrodach jest kawiarnia.

– W czasie pandemii splajtowała, ale udało mi się znaleźć kogoś, kto ją wynajmie i od 1 lipca będzie znowu czynna.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Ostrowiec na w@kacje”. Noc Świętojańska, koncerty i atrakcje w parku
Następny artykułGry na PS5 i PS4 w promocji. Sony podsumowuje pierwszą połowę roku i zaprasza do zakupów