A A+ A++

Dla precyzji – jest jeszcze w Borowiczkach rondo Bronisławy Walickiej-Pasikowskiej, amfiteatrowi patronuje współzałożycielka i długoletnia dyrektorka Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze” Mira Zimińska-Sygietyńska…

Wniosek jest dość oczywisty: na tabliczkach w przestrzeni publicznej Płocka zdecydowanie dominują mężczyźni.

– Można odnieść wrażenie, że od wieków zamieszkiwali go i tworzyli jedynie oni. Czas to zmienić. To niepojęte, że 130 ulic ma męskich patronów, a patronki – ledwie osiem – podkreślają członkowie nieformalnej grupy HERstoria: Monika Mioduszewska-Olszewska, Renata Jaskulska, Radosław Łabarzewski i Joanna Pęsik.

Pisaliśmy o nich, gdy zaczynali działać w ubiegłym roku. Od tamtej pory wspólnie starają się przywrócić pamięć o kobietach, które zostawiły swój wkład w dziejach miasta. Dają do zrozumienia, że one – a jakże – są, trzeba tylko wydobyć ich nazwiska z historii, przypomnieć, dać szansę poznać kolejnym pokoleniom płocczan.

Napisali w tej sprawie kolejny już list do przewodniczącego ratuszowego zespołu ds. nazewnictwa ulic.

Nie będzie lepszej okazji niż stulecie

Właśnie – gdzie w przestrzeni miejskiej te kobiety, które w 1920 r. wzięły na siebie odpowiedzialność za obronę przed bolszewikami? Gdzie Marcelina Rościszewska, Julia Kisielewska, Janina Lansberg-Śmieciuszewska i sierż. Zofia Prokopowiczówna?

„Rok 2020 to rok obchodów 100-lecia obrony Płocka, w której niepodważalne zasługi miały płockie kobiety. To one już od wiosny 1920 r. organizowały wsparcie dla polskich żołnierzy, organizując zbiórki, wysyłając paczki. (…) Płockie kobiety były sanitariuszkami, lekarkami i żołnierkami. Organizowały zbiórki, szpitale polowe, zajmowały się aprowizacją, logistyką, obsługą kancelaryjną, pomocą społeczną, dożywianiem, kopaniem okopów, walczyły ramię w ramię z mężczyznami. Jeśli taka data nie skłoniła Płockiego Zespołu ds. Nazewnictwa Ulic do chociażby symbolicznego nazwania jednego z rond, skwerów, placów czy ulic w Płocku nazwiskiem kobiety, to wydaje nam się, że nie nastąpi to nigdy” – napisali członkowie grupy we wspomnianym liście.

Argumentują, że nierównowaga wśród patronów sprawia, że kobiety nie mogą być zapamiętane na takich samych prawach jak mężczyźni: „Zasługa to kwestia opinii, a opinia uzależniona jest od kultury. Gdy kultura jest tak przychylna mężczyznom, jak nasza, siłą rzeczy musi być uprzedzona wobec kobiet. Tak też odbieramy kolejne odmowne pismo. Nasz list jest wyrazem niezgody na tę sytuację. Domagamy się uwzględnienia kobiet w nadawaniu nazw przestrzeniom miejskim. Apelujemy o zaprzestanie budowania fałszywego obrazu miasta”.

Jedno rondo, kilka możliwości

Aktualnie „do wzięcia” jest nowe rondo u zbiegu al. Kilińskiego, ul. Norbertańskiej, Mostowej i Warszawskiej. To dosyć ważne miejsce – wjazd do centrum miasta. Także pod względem nazwy spore zainteresowanie budziło już na etapie planów.

Po pierwsze, mamy tam rzeźbę „Zakochani”, więc może nazwa, która wywodziłaby się od niej?

Po drugie, płoccy radni Anna Derlukiewicz, Tomasz Kominek i Łukasz Chrobot zaproponowali niedawno: „Polskich Sił Pokojowych ONZ”. Uzasadniają: – Z naszego miasta i powiatu pochodzi wielu żołnierzy i funkcjonariuszy biorących udział w misjach posiadających mandat Rady Bezpieczeństwa ONZ. Nadanie tej nazwy byłoby niewątpliwie uhonorowaniem ich zasług w niesienie pokoju.

Na tym nie koniec – już rok temu Piotr Gryszpanowicz, były szef płockich drogowców, zgłosił jako patrona Tadeusza Borkowskiego: – To niesamowita postać. On zakładał płockie zoo, poza tym był drogowcem, który projektował m.in. al. Kilińskiego. Oprócz tego, że wiele zrobił dla miasta, to był również wielkim opiekunem miejsc pamięci narodowej.

W grę wchodzi też inżynier Bernard Józef Morawski, jeden z czołowych budowniczych płockiego mostu. Jego tragiczną śmierć upamiętnia charakterystyczny żelazny krzyż na skrzyżowaniu ul. Żyznej i Boryszewskiej.

Świtalska – nie, Borkowski – tak

Co na to HERstoria? Też ma swoją kandydatkę, i to od dawna: Zofię Świtalską, pierwszą kobietę zasiadającą w zarządzie miasta, przewodniczącą Ligi Kobiet, dzięki której płocczanki znalazły zatrudnienie w Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego „Cotex”.

Na pisemne ustosunkowanie się urzędu miasta do tej propozycji HERstoria czekała rok. Odpowiedź jest opatrzona datą 1 października 2020 r.: „W odpowiedzi na złożoną przez Państwa w dniu 10 października 2019 r. propozycję nadania nazwy dla nowo powstającego ronda przy Ogrodzie Zoologicznym w Płocku – rondo im. Zofii Świtalskiej, informuję, że Zespół ds. Nazewnictwa Ulic negatywnie zaopiniował ww. propozycję i podjął decyzję o nadaniu nazwy – Rondo im. Tadeusza Borkowskiego. Jednocześnie informuję, że Państwa propozycja zostanie umieszczona w Banku Nazewnictwa Ulic m. Płocka celem ewentualnego wykorzystania w przyszłości”.

Rozmowa z HERstorią

Monika Mioduszewska-Olszewska: Nie będziemy się bić na zasługi, ale zawsze okazuje się, że jest jakiś mężczyzna, który dużo bardziej zasługuje na zostanie patronem. Jakkolwiek by rozpatrywać płocczanki, to, kim są, czy przyjezdne, czy z zasiedzenia, to mamy widoczną nierównowagę. Wśród patronów jest zaledwie kilka kobiet, dwie ulice nazwano imionami małżonków lub rodzin: Rutskich i Grabskich. A przecież te kobiety są, tylko nie ma ich w przestrzeni publicznej. A jeśli ich tam nie widzisz, to można odnieść wrażenie, jakby Płock był miastem mężczyzn.

Absolutnie nie twierdzę, że ta sprawa dotyczy wyłącznie Płocka. Tak wygląda cała Polska. I nie tylko Polska. Tak wygląda patriarchat.

Karolina Burzyńska: Kobiety mają za małą siłę przebicia?

M.M.O.: Nie sądzę. Ale w patriarchalnym społeczeństwie historię piszą mężczyźni, podobnie prawo, i układają to dla mężczyzn w taki sposób, jak im jest wygodnie. W takiej sytuacji bardzo łatwo umykają potrzeby i zasługi kobiet, mimo że korzystamy z nich wszyscy. Jeśli masz 10 mężczyzn decydujących o patronie ulicy, to łatwiej im pomyśleć o innym mężczyźnie, z którym mają coś wspólnego, niż o kobiecie.

Czy to celowe, czy bezwiedne działanie?

M.M.O.: Dla nich raczej naturalne jest myślenie o wyborze mężczyzny na patrona. Mając na uwadze historię, to mężczyźni częściej bywali na świeczniku, a kobiety, kiedy coś robiły, i tak było to mało widoczne. W tej męskiej historii nie dostrzegano pracy kobiet.

Radosław Łabarzewski: Nie było to jakieś świadome działanie, tylko przyjęcie pewnej optyki widzenia świata. Nikt nie pomyślał, aby to zmienić. To, że kobietom przyznano w Polsce prawa wyborcze w 1918 r., nie wynikało z tego, że ktoś im coś dał, tylko była to ciężka praca, a tak naprawdę walka toczona od połowy XIX w.

Nie mówię o tym, aby teraz z kosami iść na ratusz, tylko o tym, że trzeba podjąć walkę o zmianę w wymiarze symbolicznym, aby kobiety zaistniały w przestrzeni publicznej. Z pewnością będzie to ciężki bój dla kobiet, bo zawsze był. Poszerzanie praw dostępu dla wszelkich wykluczonych grup zawsze wymagał zmiany optyki, która do tej pory obowiązywała. Akurat w tym przypadku to nie wymaga dużego wysiłku, tylko zmiany sposobu myślenia.

Dla mnie takim uderzającym przykładem była sprawa budynku, w którym mieszkali Macieszowie. Budynek był własnością Marii Macieszyny, odziedziczyła go po zmarłym mężu. Pod koniec XX w. przyczepiono tam tablicę, że w tym oto budynku żył i mieszkał Aleksander Maciesza, kompletnie o niej zapominając, nie uznając jej zasług dla pamięci o tym mieście. A ona wspierała męża i wielu z tych rzeczy, które zrobił Maciesza, nie byłoby bez niej. Sama też intensywnie działała, była dziennikarką i kronikarką.

Niedawno ukazała się książka „Niewidzialne kobiety”. Wynika z niej, że kiedy hamuje samochód, na większe uszkodzenia ciała są narażone kobiety. Dlaczego? Otóż podczas projektowania systemu bezpieczeństwa w aucie wzorowano się na męskiej budowie ciała.

Co właściwie oznacza list otwarty, który wysłaliście do urzędu miasta?

R.Ł.: Teraz każdy walczy o swój kawałek. Cenię działalność Piotra Gryszpanowicza, ale to nie on dokonuje wyboru. Miał prawo do złożenia własnej propozycji. Rada miasta, aby podjąć decyzję, musi dostać konkretne propozycje. Nasze pismo pojawiło się w przestrzeni publicznej, aby zaczęło w jakiś sposób rezonować na naszych włodarzy i na radnych.

Z trudem, ale udało nam się swego czasu dostać na posiedzenie zespołu ds. nazewnictwa ulic. Wówczas proponowaliśmy inne miejsce dla upamiętnienia Zofii Świtalskiej. Dostaliśmy informację, że niestety są już konkretne plany. Poprosiliśmy o zastanowienie się nad uwzględnieniem naszych propozycji przy nadawaniu kolejnej nazwy. Stąd wskazanie planowanego jeszcze wówczas ronda przy zoo.

Teraz dowiadujemy się, że znów są inne propozycje. A my dostajemy wyłącznie informację, że ta nasza zostaje wrzucona do bazy, bez poddania pod jakiekolwiek głosowanie, bez wiedzy radnych. A my przecież nie jesteśmy grupą lobbystów, tylko nieformalną grupą kilku osób, które coś zauważyły. Jedyne, co możemy zrobić, to cały czas o tym mówić, licząc na zrozumienie i mieć nadzieję, że to, co się dzieje, wynika ze schematów myślowych. A te można łatwo zmienić, nie robiąc nikomu krzywdy i przyczyniając się do tego, że choćby w tej sferze symbolicznej Płock będzie wyglądał trochę inaczej.

Renata Jaskulska: Nie wiązałabym tego listu z frustracją, a raczej z bezsilnością. Kilkakrotnie składaliśmy pisma i proponowaliśmy różne nazwiska kobiet. Priorytetem była i jest dla nas Zofia Świtalska ze względu na to, co zrobiła dla mieszkanek Płocka. Pomimo rozwoju miasta dominowały wówczas oferty pracy dla mężczyzn w Mazowieckich Zakładach Rafineryjnych i Petrochemicznych. Sfrustrowane kobiety przyszły pod urząd i chciały z kimś rozmawiać. Zabrakło odważnego mężczyzny, który by do nich wyszedł. Nie zrobił tego ani przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej Marian Woźniak, ani jego zastępca. Wysłano przewodniczącą prezydium MRN Zofię Świtalską.

To ona załagodziła sytuację na tyle skutecznie, że doprowadziła do uruchomienia w mieście Zakładu Przemysłu Dziewiarskiego „Cotex”.

A co z 100. rocznicą obrony Płocka i waszymi propozycjami? Macie jeszcze nadzieję na ich spełnienie?

R.J.: Nie ma co ukrywać, tu już pojawia się pewne zdenerwowanie. Nagle są inni bohaterowie, których imieniem można równie dobrze nazwać jakąś ulicę przy okazji albo i bez okazji, skoro miasto cały czas się rozwija i za chwilę będą kolejne ulice, ronda czy skwery. Skoro umiemy pamiętać o mężczyznach, to dlaczego cały czas zapominamy o kobietach?

W 1920 r., kiedy doszło do wojny polsko-bolszewickiej, mężczyźni już byli na froncie. Miasto w zasadzie zostało pod opieką kobiet. One dosłownie wzięły sprawy w swoje ręce. Marcelina Rościszewska czy Maria Macieszyna grały na tym froncie pierwsze skrzypce. Już dawno powinny być patronkami któregoś z rond. Szkoda pominąć taką okazję, jak 100. rocznica obrony miasta. Nazwa „Polskich Sił Pokojowych ONZ” może być nadana nawet za kilka miesięcy, niekoniecznie przy tak istotnej rocznicy dla Płocka. A czasu w tym roku zostało niewiele. Później już nie będzie takiego wydźwięku jak w 2020 r.

Kobiety znów będą musiały wziąć sprawy w swoje ręce?

R.J.: Obserwując sytuację w kraju, widzimy, że coś się zaczyna dziać. Kobiecych głosów jest coraz więcej, stają się coraz donośniejsze. Zajmujemy jakąś przestrzeń w dyskusji publicznej. Kiedy jest cicho i kobiety aktywistki chcą usiąść do rzeczowej, spokojnej rozmowy, to wszystko jest jakby niesłyszalne. A w momencie gdy już się te kobiety zdenerwują, musi być głośno, żeby do czegoś doszło. Tylko czy tędy droga?

Warto wsłuchać się w argumenty. Absolutnie nie deprecjonuję dokonań i działalności mężczyzn. Wśród naszych propozycji do Galerii Wielkich Płocczan tworzonej przez Muzeum Mazowieckie oprócz kilku płocczanek zgłosiliśmy Kazimierza Askanasa. Można wskazać mężczyzn wartych uwagi, którzy wciąż oczekują na wyciągnięcie z kart historii. Ale zważywszy na te dysproporcje, my upomnimy się też o kobiety.

Czy dla przeciętnego mieszkańca ma to w ogóle jakieś znaczenie, że dana ulica ma patrona, a nie patronkę?

M.M.O.: Oczywiście, że są dużo ciekawsze formy upamiętnienia niż przypisywanie postaci do ulic. Ale jeżeli już utarło się, że upamiętniamy ulicę jakimiś nazwiskami, jeżeli chodzimy tymi ulicami miasta i widzimy same nazwiska mężczyzn, to naprawdę coś jest nie w porządku.

Jeśli mała dziewczynka w szkole uczy się wyłącznie o bohaterach narodowych, o naukowcach, inżynierach, politykach, to nie wpadnie jej do głowy, że może być też naukowczyni, polityczka, inżynierka. Ona nie ma nawet szansy poznać tych kobiet. Historię napisali mężczyźni ze swojej męskiej perspektywy.

Nie powinniśmy tego dojścia do równowagi pozostawić naturalnemu biegowi rzeczy?

M.M.O.: Spotykam się ze stwierdzeniem, że przecież świat i tak się zmienia, pewne zmiany nastąpią naturalnie, ale według mnie to bardzo zwodniczy sposób myślenia. Perspektywa kogoś, kto nigdy nie próbował tego świata zmienić. Owszem, świat się zmienia, ale zmieniają go ludzie, którzy walczą o tę zmianę.

Parytety bywają krytykowane, ale w sytuacji takiej nierównowagi może nie być innej możliwości. Panowie, w jakiejkolwiek dziedzinie, na tej ławce nagle się nie posuną z własnej woli.

R.J.: Jako grupa działamy od 2019 r. W wysyłanych pismach staraliśmy się rzetelnie argumentować, przedstawiać życiorysy kobiet, wyjaśnialiśmy, dlaczego w ogóle zwróciliśmy na nie uwagę. Wydaje się, że więcej pism już nie potrzeba, tylko woli, dobrych chęci, spojrzenia na sprawę racjonalnym okiem. Nikt z nas nie twierdzi, że dla upamiętnienia kobiet chcemy zająć główne ronda i główne ulice w mieście. Mogą być osiedla, skwery, parki. Gdyby była ta przychylność, w zasadzie każde miejsce stałoby się fajne.

R.Ł.: Jeśli uda się przeforsować nasz pomysł, wygra Płock, a my będziemy się z tego cieszyć. A jeśli nie? Nie zamierzamy wyprowadzać się z tego miasta. Będziemy nadal walczyć. Może to otworzy ludziom umysły. To nie jest sprawa czterech osób z płockiej HERstorii, tylko wszystkich mieszkańców tego miasta. To nie jest jednorazowa akcja. Powiem nieco górnolotnie: pamiętamy i będziemy pamiętać.

Rozmawiała Karolina Burzyńska

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNiebywała historia lotu BA 5390 – lądowali, trzymając kapitana za nogi
Następny artykułUczniowie I Zespołu Szkół nagrodzeni za najciekawszą relację z IV Biegu Erasmusa