A A+ A++

Problemem polskiej psychiatrii jest także deficyt czynnych zawodowo specjalistów – według danych Naczelnej Izby Lekarskiej sprzed dwóch lat było ich zaledwie 4,2 tys. Oznacza to, że na 100 tys. osób przypada 8,75 lekarza. Dla porównania: w Niemczech ta średnia wynosi 26,4, a we Francji ponad 22.

Tezę, że stan psychiczny Polaków się pogarsza potwierdzają też pierwsze badania (np. UCE Research). Wynika z nich, że aż 80 proc. osób będących obecnie w gorszym stanie nie miało obniżonego nastroju przed marcem 2020 roku. Prawie połowa ankietowanych za główną przyczynę pogorszenia swojego stanu uznaje izolację społeczną (49,2 proc.).

Wśród osób, które poszukiwały pomocy psychologicznej i psychiatrycznej w ostatnich miesiącach jest pani Izabella W. [nazwisko do wiadomości redakcji]. Zmagająca się z zaburzeniami osobowości borderline kobieta czuła się coraz gorzej. 4 grudnia 2020 roku zamieściła na Facebooku wstrząsający wpis, zaczynający się od słów “Szpital Wolski skazuje mnie na śmierć”.

Była tak zdesperowana, że kolejne pisma adresowała m.in. do Rzecznika Praw Pacjenta, a nawet do Kancelarii Prezydenta. Dziś jest pod opieką psychologa (raz w tygodniu ma spotkania online), ale w rozmowie z WP Kobieta opowiada, jak doszło do tego, że dwukrotnie trafiła na izbę przyjęć z żołądkiem pełnym leków.

– Przed pandemią miałam stabilną pracę i stałe miejsce zamieszkania. Wszystko zmieniło się w marcu ubiegłego roku, kiedy zwolniono mnie z posady asystentki biura z dnia na dzień. Mam też drugi zawód – opiekunki medycznej, więc szybko znalazłam posadę. Wkrótce wróciłam do pracy na dwa etaty, niezbędnej, żebym mogła utrzymać się w Warszawie – zostałam asystentką działu logistyki – opowiada pani Izabella.

Niestety, w czerwcu poczuła się źle. Wiedziała, co się dzieje, bo choruje od 2017 roku. Poszła prywatnie do psychiatry i dostała leki. Zaczęła szukać też pomocy psychologicznej. Na psychoterapię musiałaby czekać kilka miesięcy, więc zdecydowała się skorzystać ze spotkań w Centrum Interwencji Kryzysowej. Miała stawiać się na nie co piątek, o godz. 9.00. Zaplanowano 10 wizyt.

– Kiedy pracodawca się o tym dowiedział, od razu dostałam wypowiedzenie. Tym razem nie mogłam znaleźć pracy biurowej. Bardzo mnie to dołowało. Nie wytrzymałam napięcia i zamówiłam przez stronę internetową leki, które brałam wcześniej. Od internistki dostałam antydepresanty. Zażyłam je i zaczęłam czuć się fatalnie. Wezwałam pogotowie. Karetka odmówiła przyjazdu, ale zadzwoniłam po policję. Funkcjonariusze z kolei dopilnowali, by zabrano mnie do szpitala – relacjonuje moja rozmówczyni.

Pani Izabella nie otrzymała na izbie przyjęć pomocy psychologa czy psychiatry. Następnego dnia zawieziono ją do “Drewnicy” – szpitala dla osób dorosłych z zaburzeniami psychicznymi w Ząbkach, gdzie ostała kierowana na oddział zamknięty. W żadnym ze stołecznych szpitali nie było miejsca.

– Miałam tylko jedną rozmowę z lekarzem, który zapytał, dlaczego zażyłam leki i czy mam zamiar coś sobie zrobić. Trafiłam na oddział z osobami w różnym stanie, m.in. kobietą, która wstawała w nocy, oskarżała nas o kradzież, rzucała się z pięściami na pacjentów. Osoba, która miała przebywać w izolatce, chodziła po całym oddziale. W takich warunkach nie mogłam spać. Domagałam się rozmów z lekarzem oraz konsultacji, ale na próżno – kontakt z nim miałam tylko podczas obchodu, gdy pytał “jak się pani czuje” – twierdzi pani Izabella.

W “Drewnicy” spędziła nieco ponad tydzień. Kiedy jej prośby o konsultacje nie przynosiły skutku, postanowiła się wypisać. Wówczas wezwano lekarza. – Zapytał mnie tylko, czy sobie czegoś nie zrobię – przekonuje moja rozmówczyni. Wypis dostała kilka godzin później, a wraz z nim adresy przychodni, do których może się zgłosić.

– Po wyjściu ze szpitala czułam się bezradna jak dziecko. Z trudem ogarniałam podstawowe czynności. Po kilku dniach zadzwoniłam pod wskazany numer i dowiedziałam się, że na wizytę muszę czekać kilka miesięcy. Wtedy też moja współlokatorka oświadczyła, że mam się wyprowadzić, bo boi się ze mną mieszkać – relacjonuje 28-latka.

Nowy adres zamieszkania pani Izabella wybrała nieprzypadkowo – przeprowadziła się na Wolę, bo dowiedziała się, że mieszkańcy tej dzielnicy mają szansę na krótszy termin oczekiwania na wizytę u psychologa. – We wrześniu byłam w takim stanie, że potrafiłam pójść do szpitala, bez skutku szukać oddziału, rozpłakać się i wrócić do domu – opowiada.

Zarejestrowała się w Szpitalu Wolskim i kilka dni później otrzymała informację, że mogą zaproponować wyłącznie terapię grupową.

– Podczas terapii grupowej trzeba opowiedzieć o swoich problemach na forum publicznym. Chodziłam wcześniej na taką terapię i wiedziałam, że w moim przypadku nie przynosi żadnych rezultatów. Od początku prosiłam o terapię indywidualną, bo takie miałam zalecenia – wyjaśnia.

Kobieta otrzymała w końcu obietnicę konsultacji z psychologiem, ale, jak twierdzi, konsultacje online były kilkukrotnie przekładane, a jedno ze spotkań nie odbyło się wcale, bo pani psycholog nie przesłała jej linka do spotkania na Teamsach.

– Wtedy usłyszałam, że mam sobie szukać innego szpitala, najlepiej jechać do Krakowa, bo tam jest podobno najlepszy oddział dla pacjentów z borderline. Ale przecież w Warszawie miałam pracę, dom do utrzymania, inne zobowiązania. Nie mogłam pozwolić sobie na wyjazd.

W końcu udało się załatwić wizytę u psychiatry. Spotkanie trwało jednak tylko kilka minut, później zorganizowano kogoś na zastępstwo.

– Pani psychiatra nie mogła mi zmienić leków bez konsultacji z lekarzem prowadzącym, a ten był niedostępny. Z tego też powodu nie mógł mi skrócić zwolnienia lekarskiego. Ale od tej pory szpital powtarzał za każdym razem, że mam opiekę. Tylko w moim przekonaniu pięciominutowa rozmowa z psychiatrą to nie jest opieka. Post, który napisałam był kulminacją: nie wiedziałam, gdzie jeszcze mogę się zwrócić, a przecież pomocy psychologicznej nadal nie otrzymywałam – podkreśla pani Izabella.

Zrezygnowana kobieta w pewnym momencie znów zażyła leki i wylądowała na izbie przyjęć. Spędziła tam całą noc – jak twierdzi: bez konsultacji z lekarzem i bez płukania żołądka.

– Kiedy zwymiotowałam, oczekiwano ode mnie, że po sobie posprzątam. A ja nie byłam w stanie ruszyć ręką ani nogą. Nie zaproponowano mi hospitalizacji, więc znów wróciłam do domu – relacjonuje.

Termin wizyty u psychologa pani Izabella otrzymała pod koniec grudnia. Nie wie, które z jej działań przyspieszyło ten proces, bo, jak sama przyznaje, pisała wszędzie, gdzie tylko się dało. W ramach NFZ otrzymała roczną terapię (na początku była mowa o 1,5 roku), polegającą na cotygodniowych spotkaniach z psychologiem.

Sprawdziliśmy, jak obecnie wygląda kwestia dostępu do opieki psychiatrycznej i psychologicznej. O dane na temat czasu oczekiwania w przypadku poradni zdrowia psychicznego poprosiliśmy Rzecznika Prasowego Centrali NFZ – Sylwię Wądrzyk. W wiadomości, którą otrzymaliśmy w odpowiedzi, czytamy:

– Mediana średniego czasu oczekiwania w przypadku poradni zdrowia psychicznego wynosi obecnie 15 dni (kategoria medyczna – przypadek stabilny). W przypadkach pilnych pacjenci przyjmowani są na bieżąco.

Z załączonej do wiadomości tabeli wynika, że najszybciej pomoc otrzymamy w województwie podlaskim i świętokrzyskim (czas oczekiwania na przyjęcie: zero dni), najdłużej natomiast czekać będziemy w woj. pomorskim (23 dni).

Inne informacje znajdziemy za to na stronie Świat Przychodni agregującej dane z ośrodków zdrowia współpracujących z NFZ. Według nich w woj. podlaskim na wizytę czekać będziemy średnio 51 dni, a w pomorskim aż 90 dni. Najlepiej sytuacja wygląda natomiast w woj. świętokrzyskim, gdzie na wizytę czeka się średnio 18 dni. Nieźle przedstawia się w województwach lubelskim, lubuskim i dolnośląskim (kolejno 19, 25 i 35 dni).

Żeby zweryfikować te liczby, dzwonię do kilku szpitali i mniejszych przychodni. Odpowiedzi, które otrzymuję od rejestratorek, różnią się znacznie w zależności od miasta i wielkości placówki.

I tak na przykład w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Andrychowie pierwszy wolny termin to 15 czerwiec. W Wojskowym Szpitalu Kliniczny z Polikliniką w Bydgoszczy pacjent musi czekać ok. trzy miesiące, a w Szpitalu Powiatowy im. L. Rydygiera w Brzesku jest szansa na wizytę dopiero we wrześniu.

Faktycznie terminy w Warszawie należą do najbardziej odległych. W Instytucie Psychiatrii i Neurologii czas oczekiwania to osiem miesięcy, a w SPZOZ Warszawa Wola najbliższy termin przypada na połowę lipca.

Z kolei telefon do Poradni Zdrowia Psychicznego w Hrubieszowie miło mnie zaskakuje. Od sympatycznej rejestratorki słyszę, że pacjenci przyjmowani są na bieżąco – wystarczy zadzwonić rano i zarejestrować się na wizytę tego samego dnia. Natomiast w, podobnych gdy idzie o liczbę mieszkańców, Chodzieży oraz Bytowie trzeba czekać kolejno 17 dni i prawie cztery miesiące. Zatem trudno mówić o jednym czynniku determinującym.

Zapraszamy na grupę FB – #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: [email protected]

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowa Prezes spółki Kodrem
Następny artykułKurator wyraziła zgodę na likwidację SP Siedlnica