A A+ A++

Zawodnicy Resovii się bawili, a ci z SVG Lueneburg przez większość czasu w nerwach seryjnie oddawali im punkty po prostych błędach. Niemiecki klub został założony w 2005 roku, a siatkarska sekcja ekipy z Rzeszowa liczy prawie 90 lat. Różnica w osiągnięciach i potencjalne obu ekip jest ogromna, a jej potwierdzeniem był przebieg wtorkowego spotkania. Był on, z wyjątkiem pierwszej części trzeciej partii, do bólu jednostronny.

Zobacz wideo
Indykpol AZS Olsztyn górą w starciu z Asseco Resovią Rzeszów. Kuba Hawryluk: Kopaliśmy zagrywką

Sprawdziła się tylko jedna teza Drzyzgi. Ta sama droga, dwa różne poziomy. Wyjątkowy puchar

– Rywale są waleczni w obronie jak mało kto. Potrzebna nam będzie cierpliwość. Kibice tworzą tam świetną atmosferę, a przeciwnicy nie będą mieli nic do stracenia – opowiadał rozgrywający Resovii Fabian Drzyzga przed pierwszym finałowym spotkaniem Pucharu CEV. Okazało się jednak, że z tego wszystkiego potwierdzenie na parkiecie w Lueneburgu miała głównie teza dotycząca kibiców.

Oba zespoły udział w europejskich rozgrywkach w tym sezonie zaczęły w Lidze Mistrzów i oba odpadły z niej po fazie grupowej, trafiając do ćwierćfinału Pucharu CEV. Mogło to sugerować, że prezentują podobny poziom, ale pierwszy mecz finału całkowicie temu zaprzeczył.

Dwa tygodnie temu siatkarze Projektu Warszawa świętowali zdobycie Pucharu Challenge, który stanowi trzeci szczebel w europejskich rozgrywkach klubowych. Na szczycie znajduje się wspomniana LM, ale to właśnie drugi w hierarchii Puchar CEV jest jedynym z tych trzech trofeów, którego w swoim dorobku nie ma jeszcze żaden polski klub. Teraz Resovia zrobiła pierwszy znaczący krok, by zostać tym pierwszym.

Kochanowski wysłał Grbiciowi sygnał. Wiemy, kiedy wróci Boyer. Defalco aż się zdziwił

W ubiegłym tygodniu zespół z Rzeszowa odnotował dwa bardzo ważne powroty. Na boisku pojawili się zmagający się wcześniej przez dłuższy czas z kłopotami zdrowotnymi czołowi reprezentanci Polski – środkowy Jakub Kochanowski i libero Paweł Zatorski. Wyróżnił się zwłaszcza ten pierwszy – był drugim najlepiej punktującym zawodnikiem na parkiecie. Ze swoich 11 “oczek” sześć zdobył blokiem, a resztę atakiem (71 procent skuteczności w tym elemencie). To kolejny bardzo dobry sygnał wysłany przez niego trenerowi Biało-Czerwonych Nikoli Grbiciowi.

We wtorek zarówno on, jak i Zatorski rozegrali całe spotkanie, ale niespodzianki w składzie ekipy z Podkarpacia nie zabrakło, bo nieobecny był jeden z filarów – Stephen Boyer. Zaraz na początku spotkania Resovia poinformowała w mediach społecznościowych, że francuski atakujący z powodów osobistych musiał wrócić do kraju. Po meczu prezes Piotr Maciąg przekazał Sport.pl, że mistrz olimpijski z Tokio będzie gotowy do gry nie tylko w rewanżu finału Pucharu CEV, ale też już w piątkowym spotkaniu ligowym z Eneą Czarnymi Radom.

We wtorek w miejsce Boyer w podstawowym składzie pojawił się żelazny rezerwowy – Jakub Bucki. Nieraz miał on duże kłopoty ze skończeniem akcji, a SVG Lueneburg początkowo plusował grą w obronie. Ale dość szybko na pierwszym planie po stronie gospodarzy pojawiły się nerwowość i proste błędy. Jak stwierdził komentujący ten mecz w Polsacie Sport Wojciech Drzyzga, drugoligowe błędy. Zawodnicy niemieckiej drużyny mieli spore kłopoty z techniczną zagrywką Karola Kłosa, a nawet jeśli nie zawodziło ich przyjęcie, to i tak potrafili posyłać piłkę daleko w aut.

Przewaga gości rosła szybko – 6:3, 12:6, 20:13. Kiedy SVG Lueneburg nie psuł ataków, to czujny był blok drużyny Giampaolo Medeiego. Łącznie w tym secie gospodarze popełnili aż 11 niewymuszonych błędów. Po ostatniej akcji pierwszego seta kończący ją amerykański przyjmujący Torey Defalco aż się zdziwił, że jego drużyna już może zmieniać strony boiska.

Krótki zryw SVG Lueneburg. Resovia czeka na to od 12 lat

Trener gospodarzy ściągnął od początku kolejnej partii bardzo nieskutecznego Jesse Elsera (skończył tylko jeden z siedmiu ataków), próbował też innych zmian, ale nie miało to przełożenia na przebieg gry. Znów rzeszowianie budowali pewnie przewagę – 7:3, 18:11. Nie było tu mowy o żadnych emocjach. Znów po jednej stronie było sporo błędów, a po drugiej spokój na wagę pewnego zwycięstwa.

Na pełne ryzyko, które się opłaciło, gracze SVG Lueneburg zdecydowali się na początku trzeciego seta. Wzmocnili zagrywkę i tym razem – przez pewien czas regularnie nią trafiali w pole gry. Dzięki temu m.in. byli w stanie wyjść odskoczyć na 6:3. Ale nadzieje ich kibiców dość szybko zaczęły topnieć. Po raz ostatni z prowadzenia ich ulubieńcy cieszyli się bowiem przy wyniku 12:11. Kiedy ataków nie kończyli skrzydłowi Resovii, to sprawy w swoje ręce brali środkowi. Kochanowskiego bowiem wspomagał mocno Kłos. W końcówce skuteczność poprawił też Bucki i znów przewaga faworytów była niezaprzeczalna.

Resovia w finale Pucharu CEV grała już 12 lat temu, ale wtedy musiała uznać wyższość rywali. Teraz jest już bardzo blisko sukcesu – wystarczy, że za tydzień u siebie wygra dwa sety.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułnowa gra online
Następny artykułWłoski trening Polaków