A A+ A++

Ewa Podsiadły-Natorska: “Położna rodzinna to nauczyciel macierzyństwa” – napisała pani na swojej stronie. Jak to jest z nauką macierzyństwa u młodych matek? To coś, co przychodzi instynktownie?

Lucyna Mirzyńska, położna: Niedawno na portalu społecznościowym przeczytałam wpis kobiety, która przygotowuje się do ciąży i obawia się, czy sobie poradzi – a nie ma pomocy matki ani teściowej. Otrzymała masę odpowiedzi, skrajnie różnych. Z tym jest ogromny problem, zwłaszcza w dużych miastach, gdzie młode kobiety zakładające rodziny często są same, bez wzorca, jaki daje rodzinny dom, bo wychodzą z niego bardzo wcześnie. A domów wielopokoleniowych jest coraz mniej, dlatego tak naprawdę kobiety nie mają gdzie nauczyć się macierzyństwa.

Jak zapełnić tę lukę?

Wiedzą, która da możliwość wytworzenia zachowań instynktownych. Wydaje się, że nauka i instynkt to dwie sprzeczności, ale pewne wzorce musimy skądś zaczerpnąć. Dobrą edukację i wsparcie zapewni choćby wykwalifikowana położna rodzinna, która pomoże wejść na poziom macierzyństwa instynktownego, radosnego i otwartego na naukę, bo przecież uczymy się przez całe życie. Ja jestem położną od 34 lat i uszczęśliwia mnie każdy kolejny zdany egzamin. Cały czas chcę coś zobaczyć, usłyszeć, to mnie napędza. Dlatego uważam, że położna jest nauczycielem macierzyństwa i bardzo się cieszę, że moje pacjentki tak mnie postrzegają.

Z jakimi problemami zmagają się rodzice, którzy się do pani zgłaszają?

Przede wszystkim z szumem medialnym. O pewnych rzeczach mówi się za dużo. W mediach społecznościowych bardzo modne stało się przedstawianie macierzyństwa na różnych poziomach, wzorowanie się na celebrytkach. Ten przekaz jest – bo musi być – podrasowany. Dlatego trzeba umieć przesiać wiadomości prawdziwe od bajkowych. Problemem przyszłych rodziców jest też niepokój: nie tylko o zdrowie i życie dziecka, ale też o przyszłość. Często dotyczy on kwestii materialnych. Bo gdy pojawia się dziecko, zwykle trzeba zawiesić karierę. W takich momentach wizerunek cudownego macierzyństwa i różowiutkiego noworodka…

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Prezentuje się ładnie tylko na zdjęciach.

Właśnie. Po urodzeniu dziecka wiele kobiet skazanych jest na “krew, pot i łzy”. To są trudne sytuacje, ale każda z nas musi przez to przejść. Matkom zawsze życzę, aby te łzy były przede wszystkim łzami radości.

W czym może wtedy pomóc położna rodzinna?

Oprócz czynności opiekuńczych przy dziecku, staram się stworzyć z kobietą bliskość, której matkom często brakuje, zwłaszcza gdy nie mają w pobliżu mamy ani siostry. Gdy jako doradczyni laktacyjna siadam z mamą, która ma kłopot z karmieniem, i kiedy widzę, że tego potrzebuje, przytulam ją. Czasem to okazuje się cenniejsze, niż tylko wskazanie optymalnej pozycji do karmienia. Położna rodzinna musi wyczuć, co w danej rodzinie jest oczekiwane. Dlatego profesjonalizm jest oczywiście ważny, ale w tym zawodzie trzeba mieć też w sobie miłość do ludzi.

Wspomniała pani o szumie medialnym. Celebrytki często wprowadzają swoje odbiorczynie w błąd, powielają mity. Czym to grozi?

Niespójność przekazu i tworzenie bajkowej rzeczywistości mogą zagrozić dużymi problemami emocjonalnymi u młodych matek, które nie miały odpowiednich wzorców. Do tego dochodzi wszechobecny marketing i reklamy. Kobieta otrzymuje sygnał: “Musisz wybrać ten wózek, choć kosztuje 8 tysięcy”. Wiele z nich daje się na to złapać, ale kosztem czegoś innego.

Rodzice często kupują niepotrzebne rzeczy?

Prowadzę edukację przedporodową, dlatego moi podopieczni potrafią wyciągnąć odpowiednie wnioski i nie kupują niepotrzebnych gadżetów. Ale oczywiście wciąż spotykam się z sytuacją, gdy młoda mama mówi: “Kupiłam, bo myślałam, że mi się przyda”.

I się nie przydaje?

Nie. Przykładowo: laktator elektryczny może być wsparciem młodej mamy, ale nie zawsze. Na szczęście jest na to sposób. Moje pacjentki rzeczy nieużyte, nierozpakowane często przekazują komuś, kto jest w potrzebie. Ja mam cały bagażnik zapakowany takimi przedmiotami (śmiech). Zawożę je osobom, które nie mogą sobie pozwolić na ich zakup.

Co według pani jest zbędne?

To wszystko zależy. Podam przykład wiaderka kąpielowego – dla jednych jest świetnym rozwiązaniem, dla innych nie. Detektor oddechu może być przydatny przy wcześniakach czy dzieciach mających problem z oddychaniem; w takich przypadkach ten gadżet okazuje się wręcz niezbędny, ale u dziecka zdrowego nie jest konieczny. Zawsze naradzam się razem z rodzicami, co im się przyda, a co nie. Podpowiadam np. małą wanienkę. Nie lubię natomiast stelaży, bo według mnie są mało użyteczne, ale zawsze do ciężarnych mówię: “To ty będziesz tego używać, to tobie ma być z tym wygodnie, to ma być twój wybór”.

Omówmy sytuacje awaryjne. Dziecko spada z łóżka. Co robić?

Nie trzeba od razu wzywać pogotowia, choć oczywiście musimy cały czas obserwować dziecko. Jeśli pojawiają się niepokojące objawy – maluch nie płacze, ma problemy z oddychaniem – trzeba od razu zareagować. Udzielamy wtedy pierwszej pomocy i dzwonimy na pogotowie. Mimo nerwów trzeba zachować zimną krew i trzeźwo ocenić sytuację.

Z doświadczenia wiem, że u wielu rodziców następuje wówczas wyrzut adrenaliny; dostają nowych sił i potrafią się odpowiednio zachować. Co nie zmienia faktu, że bardzo ważna jest znajomość zasad pierwszej pomocy, dzięki którym, nawet w tak trudnej sytuacji, rodzic wie, jak podnieść czy ułożyć dziecko. Warto mieć też przygotowaną listę miejsc, gdzie w nagłych wypadkach otrzymamy pomoc: najbliższych SOR-ów, oddziałów dziecięcych. Jeśli mamy wątpliwości, dla uspokojenia zabierzmy malucha na kontrolę lekarską.

Czyli warto wcześniej przygotować się na takie awaryjne sytuacje?

Oczywiście. Gdy mamy wpisany w telefon numer najbliższej izby przyjęć, łatwiej go wybrać drżącymi rękami, niż go szukać i dopiero wystukiwać. Zadzwońmy i dopytajmy, jeśli czujemy się zaniepokojeni, choć z doświadczenia wiem, że zwykle panika rodziców okazuje się niepotrzebna. Poza tym, na wczesnym etapie życia ciało dziecka jest bardzo elastyczne. Skoro chwilę wcześniej musiało przejść przez ciasny kanał rodny, to raczej nie stanie się nic złego także w czasie upadku, choć oczywiście należy zachować czujność. Zwłaszcza że wszystko ma znaczenie: wysokość łóżka/kanapy czy podłoże, na które zsuwa się dziecko.

Zachęcałaby pani przyszłych rodziców, żeby uczestniczyli w szkole rodzenia?

Tak, ale bardzo ważne, kto taką szkołę prowadzi. Widziałam oferty szkół rodzenia prowadzonych przez dietetyczki. Według mnie najlepszym rozwiązaniem jest wykwalifikowana położna plus dobrany przez nią zespół. Fajnie, gdy na etapie przygotowania do porodu istnieje możliwość skorzystania z porad fizjoterapeuty uroginekologicznego i psychologa, bardzo cenię ich pracę. Rolą położnej jest natomiast nauka prawidłowej pielęgnacji i obchodzenia się z dzieckiem, a także edukacja związana z laktacją.

Położna rodzinna pracuje później z rodzicami w domu, dzięki czemu łatwiej radzą sobie z trudami rodzicielstwa. Bo szkoła rodzenia wbrew nazwie omawia nie tylko poród, ale i nowe sytuacje, które są równie ważne – takie jak pielęgnacja, karmienie, sen, szczepienia itp.

Lucyna Mirzyńska – położna dyplomowana, edukatorka laktacji, certyfikowana doradczyni laktacyjna. Magister pedagogiki ze specjalnością pedagogika rodziny. Licencjat z położnictwa uzyskała na Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Laureatka konkursu “Położna na Medal”, trzykrotna laureatka konkursu “Anioły Fundacji Rodzić po Ludzku”. Autorka książki “Mama i tata dadzą radę”.

Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW obronie przedsiębiorcy
Następny artykułIga Świątek komentuje decyzję MKOI ws. Rosjan i Białorusinów. „To łamie mi serce”