A A+ A++

Byłem w czasie studiów rachmistrzem spisu powszechnego, więc wiem, na czym polega ponawiana co kilka lat akcja. A że na studiach ekonomicznych miałem przedmiot statystyka, wiem też, po co spisuje się obywateli. Więc jako ten rachmistrz chodziłem od domu do domu i spisywałem obywateli „z natury” – bo chodziło o to, by dowiedzieć się, jak jest naprawdę, a nie w deklaracjach czy raportach.

Obecnie mamy kolejny spis powszechny, ale w praktyce – samospis. Między innymi z powodu pandemii każdy może odpowiedzieć przez internet na pytania zadanie przez Główny Urząd Statystyczny. Owszem, to wygodne – ale czy wierzycie w wiarygodność tej metody? Bo ja nie za bardzo. Ot, niedawny przykład z częstochowskiego podwórka: gdy przyszło deklarować liczbę osób do podatku śmieciowego, okazało się, że miasto liczy nie 210 tys. mieszkańców, lecz 150 tys. Polacy mają „luźne” podejście do precyzyjnego podawania, co mają i co myślą – nauczeni tak przez historię od czasów zaborów poprzez okupację hitlerowską aż po PRL (a teraz i IV RP).

Oczywiście, sam się spiszę – bo udział w spisie powszechnym jest obowiązkowy. Tyle że nie wiem, doprawdy, jaki to ma sens.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZłapano rodzinkę dzików grasującą po Krakowie [zdjęcia]
Następny artykułDroga Krzysztofa Krawczyka do Boga