A A+ A++

Zbliża się 10. rocznica śmierci księdza kanonika Adama Łęckiego, wieloletniego gospodarza pokamedulskiej Pustelni Złotego Lasu w Rytwianach. Spędził w niej blisko 50 lat, najpierw jako proboszcz, a później rezydent. To w czasach, gdy sprawował opiekę nad tym unikalnym kompleksem, w klasztornych plenerach kręcono liczne sceny serialu „Czarne chmury”. Sam ksiądz Łęcki również uwieczniony został w tej popularnej produkcji.

– Skromny, cichy, uśmiechnięty, zawsze życzliwy i pogodny. Tylko w jednym przypadku wpadał w święty gniew, gdy ktoś przychodzący nie przywitał się po chrześcijańsku. Nie uznawał żadnego „szczęść Boże”, „dzień dobry”  czy tym bardziej „pochwalony”   Musiało być „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Inaczej było oburzenie i bardzo długa katecheza.  W tym względzie nie wahał się upominać także kapłanów, nawet starszych, a czasem dostało się i biskupowi – tak wspominał swojego poprzednika obecny kustosz rytwiańskiej Pustelni, ksiądz Wiesław Kowalewski, gdy 30 lipca 2010 roku głosił kazanie na jego pogrzebie. „Skromny, życzliwy, pogodny” – te słowa przewijają się bardzo często w opowieściach tych, którzy mieli okazję choćby tylko przelotnie zetknąć się z księdzem Adamem Łęckim.

Bez taryfy ulgowej

– Abstynentem był proboszcz absolutnym, lecz potrafił ugościć wspaniałą nalewką – wspomina Andrzej Wawrylak, który w maju 2002 roku wyruszył w samotną pielgrzymkę rowerową do Rzymu, ofiarując ją w intencji odbudowy Pustelni Złotego Lasu. – Posiadał wiele talentów. Znał się na elektryczności, pracach dekarskich, hodowli owiec, pszczelarstwie, rolnictwie, ogrodnictwie, stolarstwie i budowlance. Często korzystał z pomocy naszej rodziny. Stryjek Jan Wawrylak doglądał pasieki, remontował zegar na wieży albo uszkodzony miech organowy. Jego syn Bogdan czuwał nad sprawnością pojazdów księdza. Najpierw był to rower, następnie motorower marki Komar, motor WSK i wreszcie samochód Fiat 126p. Tym maluchem nasz proboszcz, jadąc do Rytwian na mszę,  uderzył w przejeżdżający pociąg. Skutek był taki że samochód musiał być skasowany, a ks. Adam pieszo dotarł do kaplicy z niewielkim opóźnieniem, nie doznając nawet zadrapania.

Jako kapłan był bardzo wymagający. Przed pierwszą komunią dzieci musiały na blachę wykuć katechizm. Nie było mowy, by ktoś niedouczony mógł przystąpić do sakramentu.

– Księdza Adama poznałem wiosną 1993 roku, kiedy wspólnie z przyszłą żoną Moniką udaliśmy się do rytwiańskiego klasztoru „dać na zapowiedzi”. I tu zaczęły się problemy przyszłych małżonków, ponieważ na drodze stanęła nam zamknięta klasztorna brama i wysoki mur. Na szczęście moja determinacja była tak duża, że pokonałem mur, otworzyłem bramę i wkrótce stanęliśmy przed marsowym obliczem kanonika Łęckiego. Moja narzeczona była jego parafianką. Uczył ją religii i znał dobrze. Ja, jako człowiek obcy, zostałem za to dokładnie przepytany o to kim jestem i skąd pochodzą. Ale szczególnie dużo czasu ksiądz poświęcił sprawdzeniu mojej znajomości prawd wiary, Dekalogu, Pisma Świętego i prawie wszystkich zagadnień, jakie jego zdaniem powinna mieć opanowane przyszła głowa rodziny. Wówczas zrozumiałem ,że spotkałem nieprzeciętnego kapłana, człowieka wielkiej wiary, bardzo zasadniczego, oddanego Bogu i swoim parafianom – opowiada wójt Rytwian Grzegorz Forkasiewicz.

więcej w papierowym wydaniu “TN”

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPlastik jest wszędzie. Nawet w deszczu
Następny artykułŚmiertelny pożar na Gogola 5 w Łodzi